Ferma jeleniowatych Polskiej Akademii Nauk to dom dla prawie 500 zwierząt, ale i miejsce uwielbiane przez turystów. Co sprawiło, że w internecie zaczęły pojawiać się niepokojące sygnały o tym miejscu?
W ostatnim czasie osoby mieszkające w pobliżu ośrodka badawczego PAN w Kosewie znalazły łanię w stanie agonalnym i rozkładające się zwłoki łosia.
- Podążałem za smrodem padliny. Okazało się, że to Gucio, martwy. Widać na nim było masę robaków, musiał tam leżeć od dłuższego czasu – mówi fotograf Marcin Brzeziński.
Z kolei na konającą łanię natrafiła pani Maria.
- Jak spojrzałam w jej oczy, to zobaczyłam strach, cierpienie i prośbę o pomoc - mówi Maria Pietrzak.
Czym jest ferma?
Od 30 lat w ramach Instytutu Parazytologii PAN w Kosewie prowadzona była ferma jeleniowatych i ośrodek badawczy. W zeszłym roku decyzją Polskiej Akademii Nauk instytut został zamknięty, pracownicy zwolnieni, a 700 hektarów i blisko 500 zwierząt zostało przekazanych pod zarząd innej placówki PAN – Ogrodu Botanicznego w Powsinie.
- Zaczął się spełniać najgorszy scenariusz, którego bardzo się baliśmy, kiedy latem dotarło do nas, że na ferie jeleniowatych będą duże zmiany. Te zmiany stawiają pod dużym znakiem zapytania los tych zwierząt, co się z nimi stanie. Ten los może nie być najciekawszy – mówi dziennikarka Agnieszka Woźniak-Starak, która nagłośniła dramat odnalezionych zwierząt.
Pomoc dla łani
Po tym jak pani Maria znalazła konającą łanię, zadzwoniła do ośrodka PAN-u.
– Dzwoniłam kilkanaście razy, ale nikt się nie zgłaszał. Potem przyszli pracownicy, popatrzyli, odeszli. Po pewnym czasie przynieśli wodę i nasypali ziarno, ale to zwierzę nie było w stanie się napić. W końcu spotkałam pracownicę, której powiedziałam, żeby zawiadomili weterynarza – mówi Maria Pietrzak.
Mieszkańcy poprosili też o pomoc panią Teresę, która przez 14 lat zajmowała się jeleniowatymi w stacji. Dziś sama ma hodowlę.
- Podeszłam do tej łani, ona już nie mogła się podnieść, była chuda. To zwierzę, w momencie w którym umierało, dostało pod nos taką dawkę jedzenia, że by ją zabiło. Ona miała już szczękościsk, nie była w stanie przyjmować jedzenia, więc też wiedza na temat tego, jak ją żywić, widać, że była zerowa – mówi Teresa Dmuchowska, specjalistka w zakresie hodowli fermowej jeleniowatych.
Wreszcie na miejsce przyjechał weterynarz.
– [Stan zwierzęcia - red.] mógł być spowodowany procesem chorobowym, który nie został w odpowiednim momencie wychwycony, ale mógł też być spowodowany długotrwałymi błędami żywnościowymi - ocenia Przemysław Gawrysiak, lekarz weterynarii. I dodaje: - Osoba specjalizująca się w roślinach ma obsługiwać zwierzęta? Do tego trzeba mieć doświadczenie, wiedzę merytoryczną.
Łania została uśpiona.
Od kiedy Polska Akademia Nauk zdecydowała o zamknięciu instytutu, oficjalnie terenami i zwierzętami zarządza Ogród Botaniczny w Powsinie, wciąż jednak nie wiadomo, jakie instytucja ma plany i czy są w nich jeleniowate.
Próby rozmowy
Nasza reporterka poszła na spotkanie z wicedyrektorem ogrodu w Powsinie, a także rzecznikiem stacji, która dziś nazywa się agroekologiczną. Po raz pierwszy szansę na rozmowę z zarządcami mieli też mieszkańcy.
– To jest sytuacja taka, która dla wszystkich stron była bardzo trudna. My od dawna jesteśmy dosyć mocno zainteresowani zagadnieniami i tematami pasterskimi, chcemy skupić się na zachowawczych rasach owiec. W tym naszym projekcie i planie nie było do tej pory miejsca na jelenie, daniele – mówi dr Paweł Kojs, zastępca Dyrektora ds. Ekonomicznych i Rozwoju Ogrodu Botanicznego w Powsinie. I dodaje: - Zwierzęta zostaną sprzedane, bądź przekazane.
- Jeżeli zwierzę jest w zaawansowanym wieku, to mamy naturalny mechanizm. Nikt starszym ludziom czy starszym koniom, które wysychają w naturalny sposób, zmniejszają swoją masę ciała... Nie słyszę, żeby ludzie, którzy je hodują, usypiali je w takich sytuacjach. Niektórzy pozwalają na to, by dożyły swoich dni - mówi Marek Sławiński, prezes zarządu Polskiego Związku Hodowców Jeleniowatych.
Czy to koniec fermy?
- Serce nam pęka, że następne pokolenia nie będą mogły tam być. Bardzo bym chciała, nie dla siebie, ale właśnie dla następnych pokoleń, zachować to miejsce w takim stanie, w jakim ono jest - mówi Elżbieta Krawczyńska, mieszkanka Kosewa Górnego.