Uwaga!

odcinek 7433

Uwaga!

20 znieczuleń zęba dziennie. Zabiegi za 8, a nawet 12 tys. zł na dziecko. Czy firma dentystyczna, obsługująca szkoły w Strzegomiu, pobierała z NFZ-u pieniądze za zabiegi, których nie było?

Reportaż powstał dzięki zgłoszeniu przez #tematdlauwagi

W Strzegomiu gmina podpisała umowę na obsługę stomatologiczną uczniów szkół podstawowych z prywatną firmą dentystyczną. Kilka miesięcy temu jeden z rodziców, logując się na Internetowe Konto Pacjenta, dostrzegł, że w wykazie wizyt u dentysty widnieje kilkadziesiąt zabiegów, które nigdy się nie odbyły. Kolejni rodzice też ze zdziwieniem odkrywali liczne procedury stomatologiczne, które miały być wykonane u ich dzieci.

- Na przykład 19 września mamy wymienione: znieczulenie, lakierowanie, kiretaż, kilka znieczuleń, kolejny kiretaż, lakierowanie. To wszystko na jednej wizycie. I to są najdroższe zabiegi – mówi Wioletta Jamróz.

- Są rodzice, którzy z wizyty skorzystali tylko raz, a mają wpisane mnóstwo wizyt. Są też rodzice, którzy tak jak my, w ogóle nie korzystali, więc to duża skala – dodaje pani Wioletta.

Co to jest kiretaż? Ile kosztuje kiretaż?

Kiretaż to zabieg zalecany pacjentom, u których stwierdzono choroby przyzębia, takie jak zapalenie dziąseł czy paradontoza, szczególnie gdy standardowe metody higienizacji, takie jak skaling czy piaskowanie, nie przynoszą oczekiwanych efektów.

O kiretaż zapytaliśmy w niezwiązanej ze sprawą klinice dentystycznej.

- Nie jest to rutynowy zabieg. Do tej procedury, to ważne, pacjent powinien mieć do każdego zabiegu odrębną zgodę na jego wykonanie, od rodzica. Dlatego, że jest to wejście w strukturę zęba – tłumaczy Gabriela Kamińska, właścicielka kliniki dentystycznej.

Tymczasem rodzice podpisywali w szkole zgodę wyłącznie na profilaktykę. Każdy inny zabieg, zgodnie z prawem, wymagałby ich odrębnej zgody.

- Wymienione są zabiegi z ósemkami, a takie dziecko jak moje nie ma jeszcze ósemek – mówi jedna z matek.

- My mamy napisane, że córka miała badanie żywotności zęba, kiretaż zwykły, lakierowanie i leczenie zmian na błonie jamy ustnej – mówi Barbara Kudlińska i podkreśla, że takie zabiegi się nie odbyły.

- Inni w klasie też dostali takie wykazy. Nie są to kwoty wyłącznie na 5 tys. zł, ale dochodziły do 10 tys. zł – mówi pani Barbara.

Kobieta przekonuje, że jej córka nigdy nie była we skazanym zakładzie.

- Ona ma aparat na zębach i mamy wizyty kontrolne w innym zakładzie. I jesteśmy tam pod stałą kontrolą – mówi pani Barbara.

Część rodziców zorientowała się dopiero wówczas, gdy otrzymali pisma z NFZ z ankietą, mającą zweryfikować, czy zabiegi rzeczywiście się odbyły.

- Dzieci nigdy tam nie były, nic takiego nie działo się też w szkole. Co prawda, ta firma przyjeżdżała do szkoły, ale to wszystko polegało na tym, że dzieci dostały szczoteczkę do zębów i miały opowiedziane, co to jest nić dentystyczna – opowiada Katarzyna Styczeń. I dodaje: - Dostaliśmy też kartki, które zęby są rzekomo do leczenia. U syna były chyba 4 pozycje, a u córki 5. Te zęby skontrolowałam u innego lekarza i okazało się, że one nie są do leczenia.

Szkoły muszą zapewnić opiekę dentystyczną

Od kilku lat szkoły mają obowiązek zapewnić dzieciom opiekę dentystyczną. Gmina Strzegom podpisała taką umowę z jednym z centrów stomatologicznych.

Reporterka Uwagi! próbowała skontaktować się z szefami tej placówki. Usłyszała, że nie ma ich na miejscu. Dlatego zostawiała swój numer telefonu. Jedna z właścicielek oddzwoniła.

- Myśmy chodziły do szkół, wyjaśniałyśmy wszystko… Spotkajmy się. Jestem przede wszystkim dobrym człowiekiem i służę ludziom, pomagam. Kontrola trwa od 2 października i do mojej firmy nie ma na razie żadnych zarzutów - usłyszeliśmy.

Sprawą zajmuje się prokuratura.

- Tutejsza prokuratura nadzoruje postępowanie w sprawie doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzania mieniem Narodowego Funduszu Zdrowia poprzez wprowadzenie w błąd, co do wykonywania świadczeń stomatologicznych na rzecz uczniów szkół podstawowych. Może chodzić o ponad 2 tys. osób – mówi Łukasz Cimała z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.

Jaki status mają osoby prowadzące klinikę?

- Możemy mówić o osobach podejrzewanych, ponieważ wobec nich są czynione pewne zarzuty. Nie są sformalizowane, ale w związku z tą działalnością, pewne zarzuty są czynione, pewne nieprawidłowości zostały ujawnione – mówi Łukasz Cimała.

Co na to Narodowy Fundusz Zdrowia? Kontrola rzeczywiście trwa, jednak trudno powiedzieć, że NFZ uważa, że wszystko jest w porządku.

- Ta kontrola, która w tej chwili jest prowadzona, obejmuje okres świadczeń udzielonych od 1 stycznia 2022 roku do 30 września 2023 roku. Gdyby okazało się, że będziemy mieli podejrzenia, co do innych nieprawidłowości, to możemy rozszerzyć tę kontrolę – mówi Anna Szewczuk-Łebska z Dolnośląskiego Oddziału NFZ.

Czy są mechanizmy kontrolne, które pozwoliłby wyłapać coś takiego wcześniej?

- Te mechanizmy są i one działają, tylko nie zawsze działają tak samo szybko, jak rodzice i sami pacjenci, którzy mogą w realnym czasie, na Internetowym Koncie Pacjenta, sprawdzić, jakie świadczenie zostało im udzielone – mówi Anna Szewczuk-Łebska.

A sprawdzić warto, bo na niektóre procedury stomatologiczne, jak na przykład lakierownie zębów u dziecka, Narodowy Fundusz Zdrowia ma limit.

Jeśli ktoś nieuczciwie wprowadził w rejestr NFZ takie zabiegi, może się okazać, że nasze dziecko będzie ich pozbawione. Jak to zweryfikować? Po zalogowaniu na stronie pacjent.gov.pl, należy wejść w zakładkę „Uprawnienia”, następnie „Konta twoich dzieci”, a potem „Historia leczenia” i „Historia wizyt”. Przy pierwszych próbach logowania pojawia się informacja: „Trwa synchronizacja danych” i dopiero po kilku próbach możemy zweryfikować wizyty lekarskie dziecka.

Mimo początkowych deklaracji, żadna z właścicielek centrum stomatologicznego nie chciała się z nami spotkać.

- Na tym etapie trwa postępowanie. Pani też nie ma dowodów, że te zabiegi się nie wykonywały. Ma pani błędne informacje – usłyszeliśmy.

Zakładając, co podała prokuratura, że sprawa może dotyczyć 2 tysięcy osób, a zakładając, że średnio na dziecko wykorzystano 8 tys. zł, może chodzić o 16 mln zł.

- Rodzice są oburzeni, bo jeżeli widzę na koncie dziecka 8 tys. zł, a wiem, że nie korzystałam z ani jednej wizyty, to jestem bardzo oburzona – mówi pani Wioletta. I dodaje: - Mam nadzieję, że ta przychodnia zostanie pociągnięta do odpowiedzialności, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, w której moje dziecko nie może skorzystać z usług z NFZ przez to, że już rzekomo skorzystało z takich usług.