Groziła, wysyła setki wstrząsających fotomontaży i obraźliwych wiadomości. Odbiorcami były rodziny z dziećmi, muzyk i duchowni. Pokrzywdzeni szukali pomocy w prokuraturze, ale czują się mocno zawiedzeni.
Pan Bartosz jest muzykiem disco polo. Od lat występuje nie tylko na scenie, ale też w mediach społecznościowych, gdzie ma setki tysięcy fanów. Niedawno, na jednym ze swoich profili, opublikował szokujące wyznanie.
„Mam stalkerkę, która była skłonna do tego, by moje zdjęcie pobrać z internetu, sama przebrać się w suknię ślubną i wysłać zamówienia na zaproszenia weselne”, opowiadał w nagraniu Bartosz Jagielski.
- Cała sytuacja zaczęła się od tego, że dostaliśmy telefon od pani, która dzwoniła do nas w sprawie uregulowania kwestii zaproszeń ślubnych na rzekomo mój ślub. Pani stwierdziła, że w następnym tygodniu mam brać ślub. Poprosiłem ją o wysłanie skanów, bo myślałem, że to są jakieś żarty. Kiedy zweryfikowaliśmy, że jest to prawda, to złapaliśmy się za głowę – opowiada mężczyzna.
- Mam na przykład przerobione zdjęcie, gdzie w miejscu mojej żony jest ta pani. Oryginalne zdjęcia skradła z mojego profilu. I to po przerobieniu było rozsyłane do naszych znajomych, sugerując, że rzekomo jestem z nią w związku – mówi pan Bartosz.
- Stalkerka, w innym miejscu napisała komentarz: „Mój świętej pamięci mąż miał pana imię i wszedł mi odlot w głowę, przepraszam”. Ale ta pani nigdy nie miała męża, a ten Bartek to był mąż innej kobiety – zaznacza nasz rozmówca.
- Kiedy zaczęliśmy to upubliczniać i nagłaśniać, to ludzie zaczęli do nas pisać, że oni też dostawali wiadomości o zamówieniach ślubnych, o sesjach zdjęciowych chrztu i że tego jest mnóstwo – mówi Bartosz Jagielski.
Historia pani Gabrieli i pani Agnieszki
Wkrótce po tym, gdy muzyk opowiedział w mediach społecznościowych o działaniach kobiety, skontaktowała się z nim pani Gabriela. Kobieta także zgodziła się nam opowiedzieć swoją historię. Od niej też dowiedzieliśmy się, że niedaleko Olsztyna mieszka kolejna nękana osoba. Obie pokrzywdzone kobiety wierzą, że nagłośnienie tego, co je spotkało, może przerwać ich dramat.
- Mam wydrukowane zdjęcia, które ta pani robiła podczas rzekomego ślubu z moim mężem. Zdjęcia są poddane fotomontażowi tak, żeby był ołtarz. Są też kukły m.in. z wizerunkiem mojego męża i dziecka – opowiada pani Agnieszka.
- Ja mam na komputerze około 2 tysięcy screenów. Mnóstwo zdjęć różnych osób w postaci kukieł m.in. mojego dziecka– pokazuje pani Gabriela. I dodaje: - Trwa to od 2019 roku.
- W moim przypadku trwa to od grudnia 2021 roku – mówi pani Agnieszka. I zaznacza: - Ona groziła nam śmiercią, groziła śmiercią mojemu mężowi. Pisała, że zdechniemy. Była masa różnego rodzaju wulgaryzmów pod naszym adresem. Najbardziej byłam przerażona twierdzeniami, że nasze dziecko jest jej dzieckiem i zdjęciami, które robiła z wizerunkiem naszego dziecka.
Prokurator nie zastosował żadnych środków zabezpieczających
Śledztwo potwierdziło, że pani Agnieszka była ofiarą stalkingu. Powołani przez prokuraturę biegli orzekli jednak, że podejrzana w chwili popełniania zarzucanych jej czynów miała zniesioną zdolność ich rozpoznawania.
W opinii napisali też, że istnieje ryzyko, iż kobieta może ponownie dopuścić się tego rodzaju przestępstwa, ale jeśli będzie pod dobrą opieką matki, to ryzyko jest niskie. Z tego powodu prokurator nie zastosował żadnych środków zabezpieczających wobec podejrzanej i umorzył śledztwo.
- Każde postępowanie, każde zachowanie osoby, oceniamy indywidualnie. W tej sprawie również. Dokonano prawidłowej oceny materiału dowodowego i podjęto określoną w realiach tejże sprawy decyzję – mówi Daniel Brodowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie
- Podejrzana, rzeczywiście przez kilka miesięcy nękała osobę pokrzywdzoną, jednakże wszystkie te działania miały miejsce za pośrednictwem sieci teleinformatycznych. Nigdy nie doszło nawet do próby bezpośredniego kontaktu. Podejrzana cały czas działała z miejsca swojego zamieszkania – dodaje prokurator Brodowski.
A co jeśli podejrzana dalej będzie nękać osoby, które czują się poszkodowane?
- Gdyby, potencjalnie, w przyszłym postępowaniu ustalono, iż podejrzana popełniła czyn zabroniony i istnieje potrzeba zastosowania środków zabezpieczających, to na pewno taka decyzja zostanie podjęta przez właściwe organy – stwierdza prokurator.
Ma mnóstwo kont w mediach społecznościowych
- Kiedyś napisałam, żeby przestała tak robić, ale to ją tylko nakręciło i wtedy zaczęła do mnie pisać cały czas. Zablokowałam jej jedno konto, ale powstawało kolejne i tak przez te lata powstało ich kilkadziesiąt – mówi pani Gabriela.
- Ona ma 52 profile na Instagramie, do tego mnóstwo kont na TikToku i Facebooku. Tego nie da się usunąć. Jeżeli usunie się jedno, to powstają kolejne – zaznacza pan Bartosz.
Ofiary mówią, że żyją w ciągłym stresie.
- Przede wszystkim boimy się o bezpieczeństwo naszych dzieci. Jestem przekonana, że ona jest niebezpieczna, wielokrotnie groziła nam i tak naprawdę nie wiemy, co może przyjść jej do głowy – mówi pani Agnieszka.
- Nigdy nie wiem, czy nie pojawi się gdzieś pod moim domem albo pod przedszkolem, skoro tak bardzo wierzy, że jest matką mojego dziecka. Kto wie, czy nie pójdzie tam i nie będzie próbowała jej odebrać z przedszkola – obawia się pani Gabriela.
„Moja córka jest osobą chorą, daję jej pomoc”
Ze względu na stan zdrowia kobiety, której obawiają się nasze rozmówczynie, nie mogliśmy z nią porozmawiać. Jej matka także odmówiła nam spotkania przed kamerą – zgodziła się jedynie na krótką rozmowę telefoniczną.
- Nigdy nie słyszałam, żeby ona groziła śmiercią, ponieważ ona sama boi się śmierci. Ona nigdzie nie też jeździ, nigdzie nie chodzi – mówi matka kobiety. I dodaje: - Moja córka jest osobą chorą. Daję jej pomoc, jaką tylko mogę. Medycyna też jej daje pomoc. Teraz jej zachowanie jest naprawdę bardzo dobre.
A co z osobami, które czują się zagrożone?
- Nie mają powodu. Jestem w stanie zapewnić, że moja córka nie ma żadnego kontaktu ani z panią Gabrysią, ani panem Bartoszem, ani panią Agnieszką. Osobiście, jako matka poczuwam się do winy, że ona to robiła, ale nie poczuwam się do winy, że jej nie pilnuję – zaznacza nasza rozmówczyni.
- Uważam, że jak najszybciej trzeba pomóc tej kobiecie. Nie linczować i nie robić jej krzywdy, ale w końcu jej rzeczywiście pomóc. Bo jeżeli ona robi takie zło wielu osobom i jest rzeczywiście chora, to powinna być leczona – mówi pan Bartosz.
O ocenę sytuacji poprosiliśmy znanego psychiatrę.
- Dla mnie najlepszą drogą jest powołanie kolejnego zespołu biegłych, żeby jednoznacznie się wypowiedział w sprawie konieczności zastosowania środka zabezpieczającego stacjonarnego, czyli związanego z pobytem w szpitalu – mówi prof. Janusz Heitzman. I dodaje: - Jest to tak naprawdę nie tylko w interesie ochrony osób, którym ta osoba zagraża, ale również w interesie tej osoby. Jest to gwarancja jej leczenia, gwarancja dla rodziny tej osoby, że to leczenie naprawdę będzie pod kontrolą szpitalną i będzie leczeniem skutecznym, a na pewno nie będzie dłuższe niż potrzeba.