Uwaga!

odcinek 7411

Uwaga!

11-tygodniowy Marcinek walczy o życie w szpitalu. Jego rodzice zostali zatrzymani. Nadzór nad rodziną sprawowały wszystkie możliwe instytucje. Dlaczego znowu nie udało się uniknąć tragedii?

Marcin G. i Monika M. parę lat temu zamieszkali Przemkowie na Dolnym Śląsku. Żyli z renty kobiety, mężczyzna dorabiał w Niemczech, jednak na co dzień razem zbierali puszki. Para była pod opieką ośrodka pomocy społecznej. Niecałe dwa lata temu urodził im się pierwszy syn.

- Któregoś razu jechałam do miasta, padał duży deszcz, a oni byli z dziećmi i zbierali puszki – przytacza pani Jadwiga, sąsiadka rodziny.

- Pierwszy raz zobaczyłam ich w sytuacji, jak grzebali w śmietniku. Razem z dzieckiem. Jak podeszłam, to ten mężczyzna zaczął mnie wyzywać. Zaczął zachowywać się agresywnie. Że mam wyp… i żebym się nie interesowała. W tym czasie dziecko było w wózku. Płakało. Mężczyzna jeszcze krzyczał do dziecka, żeby się zamknęło – opowiada anonimowo nasza rozmówczyni.

- On miał odchyły. Palma mu odbijała i chodził nerwowy. Nieraz szarpnął dziecko, tego starszego. Mówił, że ma dosyć płaczu i tego małego – mówi pan Marek.

Dramat 11-tygodniowego Marcinka

Na przełomie tego roku urodził się drugi syn pary, Marcinek. Po dwóch miesiącach chłopczyk trafił do szpitala z powodu zachłyśnięcia. Szybko wrócił do domu, ale wówczas rozegrała się tragedia.

- W tym samym dniu, tylko w godzinach nocnych, dziecko ponownie znalazło się w szpitalu. Niestety, stwierdzono, że ma liczne obrażenia na główce – mówi Katarzyna Dąbrówny, prezes Sądu Rejonowego w Głogowie. I dodaje: - Dziecko miało też zrośnięte żebro. Świadczyło to o tym, że wcześniej było złamane i zdążyło się zrosnąć. Potem okazało się, że są też liczne obrażenia w mózgu, świadczące o stosowaniu przemocy.

- Fakty wskazują na to, że zostało zatłuczone przez tych rodziców. Było wielokrotnie uderzane butelką po głowie czy podduszane – zaznacza prezes głogowskiego sądu.

- [Marcinek – red.] trafił do nas w stanie ciężkim, przywieziony przez zespół ratownictwa medycznego nieprzytomny i zaintubowany. Po wstępnej diagnostyce dziwiliśmy się, że dziecko jest nieprzytomne. W związku z tym był wykonany rezonans głowy i okazało się, że był uraz głowy, dlatego rozpoczęła się dalsza diagnostyka – opowiada lek. Dorota Michałowska ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. I dodaje: - Dziecko jest w stanie ciężkim, wentylowane jest mechanicznie, do dzisiaj nieprzytomne.

Kryminalna przeszłość Marcina G.

- Bardzo to przeżywam. Nie mogę spać po nocy. Każdy bał się tego człowieka [Marcina G. - przyp. red.], bo był agresywny – mówi sąsiadka rodziny.

- Jak Filip się urodził, to już zaczął go szarpać. Zadzwoniłem wtedy do opieki. Przyjechali, pogadali i pojechali – przywołuje pan Marek.

- Nie dało się z Marcinem rozmawiać. Zaraz była agresja. Miał kryminalną przeszłość. Pobił kogoś, czy zabił, był w więzieniu i adwokaci go wyciągnęli. Tak mówił – dodaje mężczyzna.

Okazuje się, że Marcin G. 20 lat temu zabił własną matkę.

Co robiły służby?

Rodzina była pod nadzorem kuratora, asystenta rodziny i pracownika socjalnego. Sąsiedzi zgłaszali agresywne zachowania Marcina G. Dlaczego nikt na to nie reagował?

Szefowa ośrodka pomocy społecznej, pytana przez telefon o spotkanie, nie chciała się z nami zobaczyć. Dlatego reporter Uwagi! poszedł do urzędu.

- Rodzina była objęta pomocą społeczną, asystentem rodziny. Wizyty były bardzo częste. Pracownik socjalny też bardzo często odwiedzał tę rodzinę. Nie można powiedzieć, że to nasza wina. Do nas nie było żadnych zgłoszeń, jeśli chodzi o krzywdzenie dzieci – stwierdza Elżbieta Kasprzak, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Przemkowie.

Jednak prawda jest trochę inna. Dowiedzieliśmy się, że pracownicy OPS-u i kurator społeczny byli świadomi zagrożenia, przede wszystkim ze strony ojca dzieci.

- Młodsze dziecko miało zasinienia na głowie. Kurator społeczny widział je. Marcin G. nie ukrywał przed pracownikami OPS-u, że w przeszłości zamordował i to morderstwo mu „posmakowało” – mówi sędzia Katarzyna Dąbrówny. I dodaje: - Wyrażał też pośrednie groźby wobec jednej z pań asystent, żeby uważała, bo kto wie, czy on tej sytuacji nie powtórzy. Pracownicy OPS wiedzieli, że nie dzieje się dobrze, ale ograniczali się do sporządzania notatek.

Okazało się, że notatka wpłynęła do sądu, ale w gąszczu dokumentów czekała na swoją kolej. Niestety, sędziowie nie zdążyli zajrzeć do niej przed tragedią.

- OPS powinien zadzwonić do któregokolwiek z sędziów rodzinnych, do któregokolwiek z kuratorów zawodowych i poinformować, że w jego ocenie dobro dzieci i bezpieczeństwo jest zagrożone. I wymaga to natychmiastowego działania. Wtedy sędziowie odkładają wszystko i natychmiast zabezpieczają dzieci – mówi sędzia Katarzyna Dąbrówny.

Prezes głogowskiego sądu przyznaje, że system nie zadziałał.

- Zawiódł Marcinka, zawiódł Filipa. Gdzieś szwankuje przepływ komunikacji – ocenia Katarzyna Dąbrówny.

- Nauczka dla nas wszystkich jest taka, że musimy działać bezzwłocznie. Jeśli ktokolwiek coś widzi, w szczególności pracownicy ośrodków pomocy społecznej, PCPR-ów, kuratorzy, ale też mieszkańcy, to natychmiast powinniśmy reagować – podkreśla sędzia.

11-tygodniowy Marcinek w stanie krytycznym leży w szpitalu w Zielonej Górze.

- Chcemy pomóc, będziemy pomagać, tyle, ile możemy, tyle, ile może medycyna - mówi lek. Dorota Michałowska.

Odcinek 7409 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl