Miało być zielono, wręcz idealnie, ale kiedy zaczyna padać deszcz mieszkańcy muszą zmagać się z błotem i podtopieniami. - Na tym osiedlu nie da się normalnie żyć – mówią.
Deweloper w folderze reklamowym pokazywał uśmiech dzieci i truskawki z przydomowego ogródka. A tymczasem nowe osiedle domków jednorodzinnych położone niedaleko Gdańska stało się koszmarem dla mieszkańców. Na zewnątrz bajoro, błoto, zalane skrzynki elektryczne i szamba, a w środku wilgoć, którą ściany nowych budynków chłoną jak gąbka.
- Już trzy lata temu nawiercone zostały kafle podłogowe w garażu, okazało się woda stoi pod posadzką, pod styropianami. Osuszanie trwało wówczas sześć tygodni, dzień w dzień, a deweloper napisał: „Zgłoszenie zostało zarejestrowane po przeprowadzonych oględzinach kierownika budowy. Zaleceniem jest obserwacja zawilgoconych miejsc” – cytuje Jakub Marchwiński.
Tymczasem na ścianie garażu pana Jakuba zaczyna pojawiać się tegoroczny grzyb.
- Mamy małe dzieci i bardzo się obawiamy, że toksyny wydzielane przez grzyba mogą im zaszkodzić – mówi mężczyzna.
- Od trzech miesięcy mamy bajoro przed domem. Po ostatnich roztopach bodajże w ciągu doby woda sięgnęła połowy ogródka – dodaje pan Jakub.
Podtopienia to skutek przerwanych drenów?
Sprawą podtopień zainteresował się urząd gminy. Po przeprowadzonych analizach okazało się, że deweloper budując osiedle i kopiąc fundamenty – przerwał dreny, czyli podziemne rury, które od wielu lat zbierały nadmiar wody i go odprowadzały.
- Naruszony jest naturalny spływ wód, który przebiegał z pól w stronę kompleksu leśnego – wskazuje Witold Schmidtke, przewodniczący Rady Miejskiej w Żukowie.
- W momencie uzyskania pozwolenia na budowę był zapis w planie, który zobowiązuje inwestora do zagospodarowania tych wód. To znaczy, że nie może bezmyślnie budować osiedla na naturalnym przebiegu, jednocześnie przerywając dren. Chodziło o to, że musi to uwzględnić i w projektowaniu, i wykonaniu. Niewątpliwie w wykonaniu tego nie zrobił – zaznacza Witold Schmidtke.
- Przedstawiciele dewelopera dość często przyjeżdżali oglądać, co tu się dzieje, natomiast konkretne kroki nie były podejmowane. Ze strony dewelopera stosowana jest technika – nie odbierajmy telefonów, to nie będziemy słyszeli o problemie. Oni nie odbierają telefonów, nie odpisują na maile – mówi jedna z mieszkanek.
- Przyjeżdża ich przedstawiciel, robi zdjęcia i słyszymy: „Tak, będziemy próbowali rozwiązać problem. Niebezpieczeństwa nie widzimy” – dodaje inna mieszkanka.
- Albo odpowiadają, że były ponadnormatywne opady śniegu. Że są roztopy i taki mamy klimat – słyszymy.
- Albo że grzyb na ścianie związany jest ze złą wentylacją i nieogrzewaniem pomieszczeń – dodaje kolejna osoba.
Na osiedlu mieszka około 200 rodzin. Większość z nich ma problemy z zalewaniem lub wilgocią. Próbują interweniować u dewelopera, jednak nie przynosi to większego skutku. Sytuacji nie zmienia nawet fakt, że decyzją sądu administracyjnego, firma miała czas do końca sierpnia zeszłego roku na naprawienie szkód.
W tej sytuacji zdesperowani mieszkańcy zdecydowali się pojechać w większej grupie do siedziby dewelopera.
- Nakazem sądu mieliście wykonać urządzenia odwadniające, które uratują sytuację. Nie trzymacie się państwo prawa – mówiła jedna z mieszkanek osiedla.
- Rzeczywiście jest wyrok sądu, ale on w dalszym ciągu nie jest prawomocny i dalej trwa procedura odwoławcza. W naszej ocenie decyzja, która była wydana wcześniej przez burmistrza gminy Żukowo jest niewykonalna – usłyszeli mieszkańcy.
Mieszkańcy liczyli, że podczas spotkania padnie jakaś deklaracja.
- Nie jesteśmy w stanie przedstawić konkretnej deklaracji. Jesteśmy w stanie powiedzieć, że działamy w tym temacie. Faktycznie jesteśmy w stanie coś zaprojektować tylko fizycznie i technicznie nie wiemy… Pytaliśmy projektantów, konsultowaliśmy się… - usłyszeli.
Na spotkaniu nie było prezesa firmy. Rozmawiali z nami jedynie pracownicy. Z ich strony padła deklaracja, że w ciągu najbliższych dni dojdzie do spotkania zarządu spółki z mieszkańcami, na którym w końcu po trzech latach ma być wypracowane rozwiązanie problemu.
- Myślę, że oni nie czują odpowiedzialności za to co się dzieje na osiedlu. Mamy wielką nadzieję, że to spotkanie w ogóle dojdzie do skutku. Jeżeli nie to to wrócimy z sąsiadami – mówi pani Anna.
W tym tygodniu doszło do spotkania dewelopera z przedstawicielem gminy. Ustalono, że w marcu deweloper doprowadzi do udrożnienia drenów.