Uwaga!

odcinek 7394

Uwaga!

Karol Z. oferował pomoc w zbiórkach charytatywnych. Rodzice chorych dzieci w jego obietnicach pokładali wielkie nadzieje, ale dziś czują się oszukani i zastraszani.

Karol Z. oferował pomoc w zbiórkach na rzecz chorych dzieci, która polegała na charytatywnych pieszych wędrówkach przez Polskę.

- Przedstawiał się jako człowiek, który ma pomysł, na to jak zebrać tak duże pieniądze – mówi Marta Kokocińska.

Pani Marta była jedną z matek poszukujących funduszy na drogi lek dla swojego syna.

- To była zbiórka na 9,5 mln zł. Mój syn ma zdiagnozowane SMA typu 1, rdzeniowy zanik mięśni. Pan Karol sam zgłosił się do nas, zaproponował swoją pomoc, którą początkowo przyjęłam. W momencie, w którym przyszedł do ludzi, którzy mi pomagali zbierać pieniądze dla mojego dziecka, zaczął się mały koszmar z jego udziałem – opowiada kobieta.

- Wyzywał wszystkich i obrażał. Ludzie byli oburzeni jego zachowaniem i zaczęli uciekać. Zostawałam z coraz mniejszą liczbą ludzi, którzy mogliby pomóc zebrać pieniądze. Wtedy powiedziałam: stop – mówi pani Marta.

Rodzice chorych dzieci liczyli na każdą pomoc

Karol Z. proponował wsparcie także innym rodzicom. Ponieważ terapie były niezwykle kosztowne, rodzice okazywali wdzięczność za każdą oferowaną im pomoc.

- Mój Krzyś choruje na dystrofię mięśniową Duchenne'a. To jest choroba śmiertelna. Ratunkiem może być terapia w USA. Kosztuje 15 mln zł – mówi Anna Zawada.

- On sobie wymyślił taki plan, że jedno z rodziców będzie szło po Polsce. Na początku chciał za to 3 proc. kwoty od naszej zbiórki. Od 16 mln zł – mówi Joanna Osłowska, mama chorego Bruna.


Po pewnym okresie współpracy rodzice spotykali się z ogromnym rozczarowaniem. Okazywało się, że Karol Z. stosuje wątpliwe metody prowadzenia i rozliczania zbiórek, a jego zachowania pozostawiają wiele do życzenia.

- Współpraca z panem Karolem zakończyła się tak, że bardzo odsunął ludzi od mojej zbiórki. Nawyzywał moich wolontariuszy od najgorszych. Oczekiwał ode mnie 450 tys. zł. Przestraszyłam się, że chce mnie oszukać i wykorzystać. Wiedziałam też o jego problemach alkoholowych – mówi Anna Zawada.

- Próbował nami manipulować, wjeżdżając na emocje. Kiedy zwracałam mu uwagę na słownictwo, mówił: „OK, tobie nie zależy na zdrowiu dziecka”. Dostałam SMS: „Ty to masz na… w głowie” – przywołuje Joanna Osłowska.

- Prowadząc tak dużą zbiórkę na terapię dla dziecka, jest się w bardzo ciężkich emocjach. Ale zdecydowaliśmy się na oficjalne zerwanie kontaktów z tym panem – mówi Rafał Osłowski.

Agresja ze strony Karola Z. i hejt, z jakim spotykali się rodzice, wywoływały w nich ogromny stres. Gdy odmawiali dalszej współpracy, doznawali kolejnych przykrości.

- W momencie, kiedy powiedziałam, że nie chcę jego pomocy, zostałam zwyzywana, obrażona. Dostałam od niego filmik: „W takim razie jeb… cię ch… (…). Jeżeli twoje dziecko nie dostanie terapii genowej, to będziesz jedyną osobą, która do tego doprowadziła” – przywołuje Marta Kokocińska.

Karol Z. działał jako przedstawiciel fundacji założonej wraz z krewnymi w Katowicach.

Kiedy chcieliśmy się skontaktować, okazało się, że kontakt z przedstawicielami fundacji jest utrudniony. Telefony są nieaktywne, biuro nieczynne. Z wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że Karol Z. nie jest już członkiem władz fundacji, natomiast samą fundację zamknięto.

„Szanowne Darczynie i Darczyńcy, z przykrością informujemy Państwa, że z powodu nieprzewidzianych okoliczności zdecydowaliśmy się zakończyć działalność naszej fundacji”, napisano.

Rodzice chorych dzieci zbierając pieniądze, przeżywają ogromny stres

- Czas zbiórki to najgorszy czas, jaki może przeżywać rodzic. To jest niepewność, ciągła walka. Działanie na 200 proc. Człowiek jest zmęczony psychicznie i fizycznie. I są momenty, w których po prostu się załamuje, bo pieniądze nie spływają, tak jak powinny. Bo stan dziecka się pogorszył – mówi Marta Kokocińska I dodaje: - Uważam, że jeśli kiedyś pan Z. trafi na rodzica, który będzie naprawdę w bardzo złym stanie i powie mu: „Jeżeli twojemu dziecku coś się stanie, to będzie to tylko twoja wina”, to taki rodzic może sobie już z tym nie dać rady. To może być ta ostatnia kropla, która przeważy.

Karola Z. odnaleźliśmy w innej części Polski. Również tam, w okolicach Golubia-Dobrzynia, rodzice chorych dzieci mieli przykre doświadczenia podczas współpracy z mężczyzną.

- Zbieraliśmy na rehabilitację i dalsze leczenie z panem Karolem. I pieniądze ze zbiórki miały być wpłacone na drugi dzień. To był kiermasz ciast pod kościołem. Udało się zebrać ponad 5 tys. zł. W poniedziałek dzwoniliśmy do niego, czy wpłacił pieniądze i była cisza. Dopiero we wtorek rano się odezwał, że był na izbie wytrzeźwień – opowiada Sandra Chojnacka.

- Bałam się, że nie odda pieniędzy. Pojechałyśmy do niego z koleżanką i on był już pod wpływem alkoholu – opowiada kobieta.

Kobiety usłyszały, że pieniądze będą jutro na koncie.

- Odzyskałam je, jak pan Karol stawił się na przesłuchanie i policja pojechała do niego do domu – opowiada pani Sandra.

- Kiedyś zorganizował akcję charytatywną w Golubiu-Dobrzyniu. Mówił, że ze zbiórki jest 20 tys. zł. I to było nawet napisane na Facebooku. Ludzie czekali, gdzie są pieniądze. Te pieniądze nie były wpłacone. Minął tydzień, minął drugi. Potem okazało się, że uzbieranych jest 8 tys. zł. Jak pytaliśmy o resztę pieniędzy, to zaczął nas wyzywać – mówi Sandra Serafin.

Jak to wszystko tłumaczy Karol Z.?

- W każdej zbiórce, przy jakiej byłem, to kończyłem ją na 100 proc. – twierdzi mężczyzna. I dodaje: - Jestem człowiekiem białym jak kartka, czystym jak łza. Jest wiele zbiórek, do których wchodzę i niestety czasami jest tak, że tam nie potrafią pogodzić się ze zmianami. Czasem próbuję wprowadzać zmiany. Oczywiście, jestem człowiekiem takim ekspresywnym, impulsywnym, ale zawsze działam dla dobra dziecka.

Więcej mężczyzna nie chciał nic tłumaczyć.

Rodzice, którzy nie chcą dłużej współpracować z Karolem Z., ostrzegają się nawzajem. Komenda Policji w Golubiu-Dobrzyniu prowadzi dochodzenie w tej sprawie.

- Wpłynęło do nas zawiadomienie w sprawie przywłaszczenia pieniędzy ze zbiórki na cele charytatywne – mówi kom. Jolanta Zapaśnik-Wysocka. I dodaje: - W tej chwili prowadzimy taką sprawę. Jest to sprawa z artykułu 284 Kodeksu karnego paragraf 1, za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności. To, co do tej pory zostało zebrane, zostało przekazane do prokuratury.