Uwaga!

odcinek 7447

Uwaga!

Została napadnięta w pracy. Winnych brak?

W jednej chwili pozbawiono ją zdrowia, pracy i środków do życia. Pani Iwona od roku walczy o sprawiedliwość, ale instytucje niczego jej nie ułatwiają.

W centrum Gniezna od lat działa lokal. Z pozoru legalny. Wygląda na zamknięty, ale jest otwarty. Niby jest kafejką internetową, ale bywalcy zamiast serfować po sieci, zaabsorbowani są hazardem.

- Znalazłam to miejsce przez ogłoszenie w internecie. Zaniosłam CV, a na drugi dzień dostałam telefon, że zostałam przyjęta do pracy – opowiada pani Iwona.

Napad w miejscu pracy

Kobieta, po okresie próbnym, podpisała umowę o pracę na czas nieokreślony. Dostała najniższą krajową. Do jej obowiązków należała obsługa klienta oraz kontakt z szefem przez komunikator.

- Zaczęłam pracować 1 stycznia, a to stało się 16 lipca – mówi kobieta. I dodaje: - Chodzi o napad, kiedy w środku byłam sama.

- Najpierw wszedł klient, nie zauważyłam, że wpuszcza człowieka w kominiarce, który stanął przede mną z kijem bejsbolowym. Nawet nie pamiętam, kiedy dostałam. Ale pamiętam, jak mnie bił i wyciągał pieniądze z kasetki. Potem wepchnął mnie w kącik i tam okładał kijem bejsbolowym. Mówiłam, że już nie mam tych pieniędzy, ale on nadal krzyczał, żebym mu je oddała – opowiada pani Iwona.

Sprawcy użyli też gazu i straszyli paralizatorem. Zabrali pieniądze i uciekli.

- Miałam rozcięty łuk brwiowy. Mam pękniętą kość jarzmową czaszki i zbite dwa palce tak, że nie mam czucia, bo uszkodzone są nerwy – mówi pani Iwona.

Co w tej sprawie udało się ustalić prokuraturze?

- Niestety, nie udało nam się ustalić sprawców i sprawa została umorzona – przyznaje Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Według pani Iwony, podczas napadu zginęło około 1 tys. zł.

Czy prokuratura wie, kto konkretnie stracił te pieniądze?

- Na razie nie udało się tego ustalić. Podjęliśmy próby związane z przeprowadzeniem stosownych postępowań karno-skarbowych, dotyczących prowadzenia nielegalnego salonu gier – mówi prokurator Wawrzyniak.

- Głównym założeniem naszych działań jest dotarcie do faktycznego organizatora tego procederu – mówi funkcjonariusz służby celno-skarbowej.

Od zdarzenia minął prawie rok.

- Dla mnie jest tak, jakby było to wczoraj. Boję się podjąć pracę, boję się wychodzić z domu. Boję się ludzi. Cały czas chodzę na terapię. Miałam stany lękowe, stres pourazowy. Było ze mną bardzo źle. Teraz jest troszeczkę lepiej – mówi pani Iwona.

Kobieta próbuje wrócić do normalności. Ale jej sytuacja finansowa jest nienajlepsza, musi przeżyć za 800 złotych z zasiłku rehabilitacyjnego. ZUS nie uznał tego zdarzenia za wypadek przy pracy, bo brakuje dokumentów i pracodawcy.

- Nie rozumiem, jak można nie uznać tego za wypadek w pracy. Przecież ja się nie uderzyłam, nie potknęłam, tylko zostałam dotkliwie pobita. A uszczerbek na moim zdrowiu jest naprawdę bardzo duży – mówi pani Iwona.

Co robi policja i prokuratura?

Prokuratura przesłuchała jednego z rzekomych pracodawców. Ale mężczyzna zaprzeczył, że ma jakikolwiek związek ze sprawą. Sprawdziliśmy: pod adresem wskazanym w umowie o pracę znajduje się mieszalnie prywatne, a jego właściciel zajmuje się zbieraniem złomu.

- Nie pomogę – usłyszeliśmy.

- Zgłosiłam to policji i nic. Z tego co wiem, nie znaleziono sprawców. Chociaż w papierach widzę, że dwie osoby są wytypowane. Jednego z nich rozpoznałam, bo mi pokazano - mówi pani Iwona.

- Aby móc przedstawić zarzut konkretnej osobie, musi to być udokumentowane w formie procesowej i musi spełniać odpowiednie wymogi okazania – mówi prokurator Wawrzyniak.

Czego potrzeba, by policja zakończyła sprawę?

- Muszą być ustaleni sprawcy. Liczymy również na pomoc mieszkańców. Pomoc osób, które być może rozpoznają te osoby na publikowanych przez nas zdjęciach – mówi asp. sztab. Anna Osińska z Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie.

- To, że umorzyliśmy sprawę, to tak naprawdę nie świadczy o tym, że to porażka czy to wymiaru sprawiedliwości, czy nas, konkretnych prokuratorów albo policji. My musimy mieć to w 100 proc. udokumentowane procesowo, aby móc dalej skutecznie działać - tłumaczy prokurator Wawrzyniak.

Okazuje się, że umorzone przez prokuraturę postępowanie nadal jest prowadzone - tak brzmi deklaracja i prokuratury, i policji.

- Co mogłam, to zrobiłam; kogo mogłam, to poprosiłam o pomoc i nie wiem, co dalej zrobić. Jestem zależna od innych osób, mam wiele długów. Nie wiem, kiedy z tego wyjdę, nie wiem, jak mam funkcjonować, bo do pracy w tym stanie się nie nadaję – mówi pani Iwona.