Nie miał łatwego życia. Kiedy spotkaliśmy go na targu, sprzedawał miody, by dorobić do głodowej emerytury. Okazało się, że samotnie wychowuje syna. Wracamy do historii pana Stanisława, która mocno Was poruszyła.
Pana Stanisława poznaliśmy na bazarze w Będzinie podczas realizacji reportażu „Ludzie, których mijamy”.
Pan Stanisław jest pszczelarzem i dorabia sobie do emerytury, handlując na będzińskim rynku miodami i figurkami z wosku. Jedyną jego rodziną jest 12-letni syn Igor, którego wychowuje samotnie.
- Pracowałem za granicą i jak kiedyś zjechałem, to syn był w tarapatach, bo akurat matka się źle prowadziła. Musiałem go przejąć. (…) Matka była hulaj dusza, piekła nie ma. Przyjechałem na święta, matka była pijana, a syn był już przygotowywany przez panie z opieki do placówki. Na szczęście udało mi się go jeszcze zabrać. No i tak jesteśmy od tego czasu razem – opowiadał mężczyzna.
- Zabrałem go do domu, w którym ja się wychowywałem. Była odcięta woda, prąd. To była zima, ale miałem piecyk „kozę” i tam grzałem wodę – wspomina pan Stanisław.
„Radzimy sobie sami w życiu”
- Tata jest fajny, miły. Pomaga mi w lekcjach, jak czegoś nie rozumiem, to mi tłumaczy – mówi 12-letni Igor, syn pana Stanisława. I dodaje: - Od taty nauczyłem się być dla innych miłym, pomagać im.
- Nam raczej nikt nie pomaga. Radzimy sobie sami w życiu – dodaje 12-latek.
Postanowiliśmy dowiedzieć się czegoś więcej.
- Pana Stasia nie da się w dwóch słowach opisać. Umie wychować sam dziecko, dba o niego – przekonuje pan Tadeusz, sąsiad rodziny.
- Daje sobie radę. Gotuje, jak tam nieraz zajdę, to pachnie jedzeniem, jeździ z nim na treningi, wszędzie – dodaje pani Czesława.
Matka od 9 lat nie utrzymuje kontaktu
Igor od najmłodszych lat ma problemy ze wzrokiem i żeby zachować ostrość widzenia, musi ćwiczyć ze specjalnym plastrem.
Matka chłopca nie dbała o jego zdrowie i nie jeździła do okulistów. Od 9 lat nie utrzymuje z synem żadnego kontaktu.
- Igor bardzo rzadko pyta o mamę. Nie tłumaczyłem mu, dlaczego mieszka teraz ze mną, a jego mama się nie odzywa. On sam zaobserwował. Myślę, że on w głębi serca chciałby się z nią porozumieć; spotkać, poopowiadać. Być może kiedyś to nastąpi – przypuszcza pan Stanisław.
- Ja nie mam do niej złości – dodaje.
Pan Stanisław przez wiele pracował jako dekarz we Francji i to, co zarobił, wysyłał matce Igora. Gdy odebrano jej prawa rodzicielskie i syn trafił do niego, mężczyzna sam wyremontował dom, w którym zamieszkali.
„Żeby wybrać życie, trzeba było przestać pić”
Pasja do pszczelarstwa nie zawsze była dla pana Stanisława najważniejsza. Kiedyś na pierwszym miejscu był alkohol. Mężczyzna nie ukrywa, że nałóg o mały włos nie zrujnował mu życia.
- Jak się pije, to dla człowieka nic nie ma znaczenia – opowiada.
- W moim życiu zdarzyło się jeszcze tak, że poszedłem do „pudła”. Byłem w więzieniu, bo złapali mnie, jak kradłem. Tam poszedłem na leczenie. Byłem odcięty od alkoholu i miałem czas na refleksję – wybrać życie czy śmierć. Żeby wybrać życie, trzeba było przestać pić – przyznaje mężczyzna.
Z relacji pana Stanisława wynika, że nie pije już 16 lat.
Pomoc dla pana Stanisława i jego syna
- Jakby nie pszczoły, to leżelibyśmy na łopatkach. Nie byłoby możliwości przeżyć za 1 200 zł emerytury. To jest minimum socjalne, ale chyba dla jednej osoby, dla dwojga niestety nie – mówi pan Stanisław.
Teraz do ojca i syna płynie dużo pomocy. Po emisji naszego reportażu dziesiątki osób chciały pomóc rodzinie. Wśród nich jest m.in. pan Patryk.
- Poruszyła mnie ich historiach, bo w dzieciństwie też zdarzało się, że nie mieliśmy prądu czy gazu i żyliśmy w biedzie. Cieszy mnie, że teraz mogę pomóc komuś innemu i dać cząstkę siebie – mówi mężczyzna.
- Dziękuję. Dziękuję wszystkim ludziom dobrego serca, którzy nas wsparli i wspierają cały czas. Jestem bardzo zaskoczony. Przerosło mnie to. Cieszy mnie, że syn się cieszy – kończy pan Stanisław.