Pan Sebastian zgłosił się na SOR z ostrym bólem brzucha i diagnozą: zapalenie wyrostka robaczkowego. Jak to możliwe, że lekarz odesłał mężczyznę do domu?
Pan Sebastian jest samotnym ojcem; w wychowywaniu syna pomaga mu partnerka. Mężczyzna pracował jako budowlaniec, przed laty miał poważny wypadek w pracy, ma dwie endoprotezy bioder.
Kiedy wydawało się, że już wszystko idzie ku dobremu i będzie mógł wrócić do pracy, przytrafiło się kolejne nieszczęście.
Silny ból brzucha w dolnym prawym rogu
- To była sobota. Miałem silny ból brzucha w dolnym prawym rogu. Ból był tak silny, że cały się trząsłem. Dostałem temperatury – opowiada Sebastian Sipowicz. I zaznacza: - Taki ból czułem pierwszy raz w życiu.
- Graliśmy z dziećmi w chińczyka i widziałam, że Sebastian robi się blady. Zaczął się pocić, widziałam, że coś jest nie tak - wspomina Malwina Litwin, partnerka mężczyzny.
- Ciągle łapał się za brzuch, jakby na nic nie miał siły. Leżał, nie mógł wstać ani chodzić. Martwiłem się – przyznaje Alan, syn pana Sebastiana.
Rodzina pojechała na jeleniogórski SOR.
- Podszedłem do rejestracji i powiedziałem, o co chodzi. Pani widziała, w jakim stanie jestem. Stwierdziła, że jest bardzo duża kolejka do lekarza i skierowała mnie do „świątecznej pomocy”, w tym samym szpitalu. Tam zostałem przebadany – opowiada pan Sebastian.
Z relacji mężczyzny wynika, że lekarka uznała, że ma zapalenie wyrostka robaczkowego.
- Wystawiła mi skierowanie na SOR. Podszedłem do rejestracji i czekałem na mój numerek. Zapalenie wyrostka widocznie nie dla wszystkich jest pilne. Pielęgniarka, która przyjmowała z lekarzem na SOR-ze, zadała mi pytanie, w jakiej skali czuję ból, od 1 do 10. Stwierdziłem, że 10. Zaczęła się ze mnie śmiać. Powiedziała, że powinni stworzyć dla mnie w szpitalu specjalny oddział, jak mnie tak boli – opowiada mężczyzna.
Na jeleniogórskim SOR-ze pan Sebastian czekał około godzinę, kiedy wreszcie dostał się do lekarza, ten po zrobieniu kilku badań, mimo wcześniejszej diagnozy, stwierdził, że mężczyzna nie ma zapalenia wyrostka i odesłał pana Sebastiana z silnym bólem brzucha do domu.
- Zaufałem lekarzowi. Jak stwierdził, że nic mi nie jest, to nawet się ucieszyłem – przyznaje pan Sebastian.
Objawy typowe dla wyrostka robaczkowego
Dokumentację z SOR-u pokazaliśmy znanemu chirurgowi, profesorowi Krzysztofowi Bieleckiemu. Profesor podkreślił, że zapalenie wyrostka, choć bywa nieoczywiste w diagnozie, to w tym wypadku wydaje się jasne, że popełniono błąd.
- CRP 29 ml/l, to jest stan zapalny, bo norma jest do 10. Leukocytoza jest powyżej normy, bo jest powyżej 10 tys. Pacjent w stanie podgorączkowym, to też jest typowe dla wyrostka. Potem bolesność brzucha od trzech dni i lekarz kierujący na SOR sugeruje, że podejrzewa ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. W tym konkretnym przypadku osobiście nie mam wątpliwości, że pacjent powinien być zatrzymany w szpitalu - zaznacza prof. Bielecki.
Pan Sebastian na lekach przeciwbólowych przetrwał w domu całą kolejną dobę. Ból jednak nie ustępował, więc w poniedziałek mężczyzna poszedł do lekarza rodzinnego, który ponowił diagnozę zapalenia wyrostka. Potem wydarzenia potoczyły się szybko. Pana Sebastiana operowano w trybie pilnym w szpitalu w Złotoryi. Niestety, na jednej operacji się nie skończyło.
Stomia zastąpiła jelita
- Trzecia operacja, którą miał, to była operacja ratująca życie. Bałam się, że ze względu na jego stan być może widzę go ostatni raz. Przyjechała jego mama. To było straszne przeżycie – mówi pani Malwina.
- Czułem, że mogę umrzeć, jelita mi nie pracowały dwa dni po drugiej operacji. Potrzebna była stomia, bo jelita były niedrożne. A teraz jelita zaczynają mi się zrastać, więc czeka mnie jeszcze niejedna operacja – mówi pan Sebastian.
Stomia zastępuje jelito. A bardziej szczegółowo - obecnie układ pokarmowy pana Sebastiana kończy się na plastikowym worku, który mężczyzna nieustannie ma przy ciele.
- Kontaktowałem się po tym wszystkim z zastępczynią dyrektora tamtego szpitala. Popatrzyła w moje papiery i stwierdziła, że nie ma żadnego zaniedbania ze strony szpitala. Że wszystko było zgodnie z procedurami – mówi pan Sebastian.
- Obecnie cała dokumentacja leczenia pacjenta jest przekazana do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Izby Lekarskiej i po przeprocedowaniu tego wszystkiego przez rzecznika wróci do nas i orzeczenie, i dokumentacja. Wtedy na pewno będziemy czynić jakieś kroki – deklaruje Zbigniew Markiewicz, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiego Centrum Szpitalnego Kotliny Jeleniogórskiej.
Czy szpital czuje odpowiedzialność, za to, co się wydarzyło?
- Nie chcielibyśmy, żeby takie sytuacje w naszym szpitalu się zdarzały. Teraz ten lekarz bierze pojedyncze dyżury, jest w okresie wypowiedzenia – mówi Zbigniew Markiewicz.
Wniosek o przyznanie świadczenia kompensacyjnego
- Miałem nic już z tym nie robić. Nie miałem na to siły, byłem tak załamany psychicznie, że nie miałem do tego głowy. Po jakimś czasie zacząłem zbierać siły i napisałem do Rzecznika Praw Pacjenta, teraz czekam na odpowiedź – mówi pan Sebastian.
Kilka tygodni przedtem, jak pan Sebastian trafił na SOR w Jeleniej Górze, przy Rzeczniku Praw Pacjenta zaczął działać tak zwany Fundusz Kompensacyjny.
- Świadczenie kompensacyjne to nowy tryb, pozasądowy, w którym pacjenci na uproszczonych zasadach, bez potrzeby wytaczania powództwa, mogą wystąpić o rekompensatę, jeśli doznają szkody w przypadku jakiegoś zdarzenia medycznego – tłumaczy Tomasz Młynarski z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Rzecznik Praw Pacjenta może przyznać świadczenie na rzecz pacjenta do wysokości 200 tys. zł.
- Wniosek i zebrany materiał wskazują na dosyć poważny charakter tej sprawy, poważny charakter uszczerbku na zdrowiu – przyznaje Tomasz Młynarski.
Pan Sebastian - bez względu na ewentualne odszkodowanie z Funduszu Kompensacyjnego - zdecydował się jednak zgłosić sprawę do prokuratury.
- Mam teraz stopień niepełnosprawności znaczny, jestem niezdolny do pracy. Nie mogę dźwigać, schylać się, robić wielu czynności. A gdybym od razu został przyjęty w szpitalu w Jeleniej Górze, w ten dzień, kiedy się zgłosiłem SOR, to prawdopodobnie skończyłoby się tylko wyrostkiem, który możliwe, że byłby zrobiony laparoskopowo, trzy dni i wyszedłbym do domu. To nie było skaleczenie czy utrata, na przykład palca. Ja po prostu mogłem stracić życie – mówi mężczyzna.