Julia miała być przez kilka lat oszpecana przez własną matkę. Monika B. przebywa w areszcie, a co dzieje się z dziewczynką? 9-latkę i jej tatę odwiedził reporter Uwagi!
Na początku lutego pod dom B. podjechało kilka radiowozów. Aresztowana została 43-letnia Monika B., matka Julii, która od kilku lat miała zmagać się z bolesną pęcherzycą.
- Matka miała doprowadzać do ciężkich obrażeń ciała dziecka przez spowodowanie kontaktu skóry dziewczynki z nieustaloną żrącą substancją, w wyniku którego doszło do ciężkich obrażeń. Głównie są to obrażenia głowy, uszu, szyi. Uszczerbek na zdrowiu, prawdopodobnie jest uszczerbkiem trwałym – mówi Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Monika B. nie przyznała się do zarzucanego jej czynu.
Co mówią lekarze o problemach Julii?
Przypomnijmy; kiedy Julia miała 2 lata na jej twarzy pojawiły się zmiany skórne, od rumieni przez stany zapalne. Potem wyszły blizny, pojawiły się nieodwracalne ubytki tkanek w wyniku martwicy niezakaźnej. Dziewczynka straciła m.in. część prawego ucha.
Rodzina szukała pomocy u wielu lekarzy, nikt nie był w stanie zdiagnozować, co to za choroba.
Julia trafiła między innymi do Kliniki Pediatrii i Endokrynologii, Diabetologii i Chorób Metabolicznych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
- Badaliśmy różne tkanki, nie tylko krew, ale także skórę. Sprawdzaliśmy je zarówno pod kątem zmian patomorfologicznych, jak i zmian genetycznych. I to wszystko na bardzo wysokim poziomie, wręcz kosmicznym. Efekt? Bez rozpoznania – opowiada prof. dr hab. Robert Śmigiel, kierownik kliniki.
- Od samego początku braliśmy pod uwagę, że te zmiany skórne wynikają z uszkodzenia powodowanego przez osobę. Natomiast nie przypuszczaliśmy, że to może być najbliższa osoba dla tego dziecka – przyznaje prof. Śmigiel.
Jak mogło dojść do takich obrażeń?
- Patrząc na zmiany skórne, to wystarczyłoby wylać taką substancję na skórę i ona spływa po ciele. Niestety, te zmiany bliznowate, jakie występują u tej dziewczynki, mogłyby sugerować taki ciąg zdarzeń – mówi lekarz.
Inne sprawy sądowe Moniki B.
Okazuje się, że w przeszłości Monika B. miała na swoim koncie działalność przestępczą związaną z oszustwami.
- Pierwszy nasuwający się wniosek jest taki, że być może jest to jakiś rodzaj zaburzenia. Natomiast wcześniej toczyły się wobec podejrzanej postępowania, które dotyczyły głównie
brania kredytów po podrobieniu podpisów. I te sprawy zakończyły się wyrokami. Co się dalej działo z tymi pieniędzmi, to jest kolejna kwestia, na którą musimy odpowiedzieć – mówi prokurator Agnieszka Kępka.
Tymczasem Monika B. angażowała różne organizacje do zbiórek na leczenie córki. Caritas Diecezji Siedleckiej zebrała w kościołach kilkadziesiąt tysięcy złotych, za które dziewczynka miała wyjechać na specjalistyczne leczenie do Francji.
- Wyszliśmy z propozycją, że jeśli jeszcze nie jest możliwy ten wyjazd, to niech zwróci tę kwotę i [kiedy wyjazd będzie możliwy – red.] ponownie zwróci się o zaliczkowanie, to wtedy przekażemy jej pieniądze. I kontakt się urwał – mówi Franciszek Szamocki z Caritas Diecezji Siedleckiej.
Z relacji Szamockiego wynika, że Monika B. dostała pieniądze, ale dziecko do Francji nie pojechało.
- Tłumaczyła się stanem dziecka, sytuacją zawodową. Czasem twierdziła, że ma zepsuty samochód i dlatego nie może przyjechać na spotkanie – mówi przedstawiciel Caritasu.
Julią zajmuje się tata
Dziś 9-letnią córką zajmuje się tata. Pomaga mu córka aresztowanej żony.
- Choroba dziecka trwa siedem lat. Jakbym coś podejrzewał, to bym to pierwszy zgłosił. Nie pozwoliłbym na takie coś – przekonuje pan Marian.
Po zatrzymaniu matki Julii pojawiły się kolejne, poważne problemy. Okazało się, że Monika B. zadłużyła całą rodzinę na ponad 40 tysięcy złotych.
- Wcześniej miałem pracować i dbać o gospodarstwo, a dzieckiem zajmowała się głównie żona. I ona też zajmowała się finansami, ja przynosiłem pieniądze i jej oddawałem – opowiada mężczyzna. I dodaje: - Po zatrzymaniu żony zacząłem przeglądać rachunki i okazało się, że są duże niedopłaty. Po 5-6 tys. Chodzi o KRUS, wodę, ścieki. Nieopłacone było światło.
- Teraz będzie chyba licytacja, zostanę zlicytowany. Grozi mi życie bez dachu nad głową i nie wiem, co wtedy powiem dziecku – zastanawia się pan Marian.
Mężczyzna przyznaje, że po tym wszystkim stracił do żony zaufanie.
- Takie rzeczy powinno się mówić, powinniśmy oboje wiedzieć. Na tym życie nie polega, żeby jedno ukrywało coś przed drugim – zaznacza.
- Dziś na życie mam około 1,2 tys. zł miesięcznie.
A jak Julia radzi sobie bez mamy?
- Na początku wieczorami mocno płakała. Pyta, kiedy ona wróci. Ale wydaje mi się, że stopniowo się uspokaja – mówi tata 9-latki.
- Julia to bardzo mądra dziewczynka. Przyjeżdżam z pracy, leci do mnie, żeby ją przytulić. I jest ze mną cały czas – dodaje pan Marian.
Sytuacja, którą przeżyła Julia, może się na niej na niej odcisnąć w przyszłości.
- Jest to ogromna trauma. Oczywiście małe dziecko często nie jest świadome tego wszystkiego, co się dzieje. Ale gdy dziecko jest nieco starsze i dochodzi do niego, że tą osobą krzywdzącą była osoba zobowiązana do opieki, do której miała zaufanie, to może spowodować spustoszenie w psychice, które wymaga terapii psychologicznej. Wymaga odbudowania zaufania do ludzi – mówi psychiatra prof. Janusz Heitzman.
- Na teraz potrzebne jest nam wsparcie i spokój. Musimy jeździć do lekarzy i nie mogę codziennie pracować, muszę być z dzieckiem – tłumaczy pan Marian. I dodaje: - Dziecko do mnie przychodzi i mówi: „Tato, uśmiechnij się, bo taki smutny jesteś”.