Na sesji pojawia się zmęczony Staroń. Terapeuta wypytuje go o samopoczucie – na sen pomagają mu silne tabletki załatwione przez znajomego lekarza. Zaniepokojony Andrzej radzi konsultację z lekarzem psychiatrą. Staroń wyśmiewa próbę odkrywania samego siebie – odczytuje ją jako żałosne karmienie się złudzeniami. Gorzko konstatuje, że na starość człowiek robi się nieużyteczny i nikt się nim nie interesuje. Opowiada sen: wchodzi na zebranie zarządu i roztrzaskuje głowy wielkim młotkiem, aż wszystkie wybuchają. Wyrzuca z siebie żal do firmy, która nie doceniła jego wieloletnich starań. Teraz chce być silniejszy, by móc walczyć z durniami. Denerwuje go, że żona poprosiła o przyjazd wszystkie dzieci.