Na kaszubach w niewielkiej miejscowości Żukowo pani Ilona wybudowała okazałą drewnianą karczmę, marząc o tym, że będzie to rodzinny biznes oraz źródło utrzymania dla niej i dwójki jej dorosłych dzieci.
Niestety, jak to w życiu zwykle bywa, marzenia rodziców, często rozmijają się z oczekiwaniami ich pociech. Córka pani Ilony, chociaż pełni funkcję menadżera restauracji, to szczerze przyznaje, że prawdziwą jej pasją są narty. Każdej zimy wyjeżdża więc, żeby pracować jako instruktor narciarstwa. Syn pani Ilony zdecydował się na własny biznes, ponieważ nie potrafił porozumieć się z mamą co do stylu zarządzania restauracją. Jego zdanie podzielają nie tylko pracownicy karczmy, ale również - liczni w tym miejscu - uczniowie na praktykach.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że w pracy przeszkadza im chaos wprowadzany przez szefową i jej rodzinę. Tak istotne informacje jak rezerwacje, ustalone menu na zamówione imprezy bardzo często nie docierają do nikogo z pracowników, którzy są zaskakiwani w ostatniej chwili. Wszyscy twierdzą, że tutaj nikt nie zarządza, bo pani Ilona chciałaby polegać na swoich dzieciach, które chociaż wpływają na jej decyzje, same nie angażują się do końca w prowadzenie karczmy.
Chociaż na Kaszubach nie brakuje potencjalnych gości, bo to tereny atrakcyjne turystycznie, ale też codziennie mnóstwo osób przejeżdża tędy trasą w kierunku Gdańska, to niewielu przejezdnych decyduje się posilić właśnie w „Sidle”. Oczywiście właścicielka sama nie potrafi znaleźć przyczyny niepowodzenia, bo jest przekonana, że i wystrojowi karczmy i menu, w którym można znaleźć dziczyznę, trudno coś złego zarzucić.
Dlatego pani Ilona postanowiła wezwać na pomoc Magdę Gessler, która postawiła na nogi niejedną upadającą restaurację. Ale nawet kreatorka smaku, która zna wszystkie „grzechy” polskich restauratorów zaniemówi, kiedy usłyszy o… carpaccio z dzika!