Właścicielem warszawskiej restauracji „Papalina” Marek został przez przypadek. Doszło do tego, kiedy jego partner biznesowy wyjechał z Polski, a on sam postanowił przejąć jego restaurację.
„Papalina” (po chorwacku „Szprotka”), która położona jest przy jednej z głównych arterii Ursynowa, wydawała się być świetnym biznesem, który miał przynosić stały dochód.
Chociaż Marek sam przyznaje, że do tej pory nie miał do czynienia z gastronomią, to wprowadził parę zmian, które wydawały się mu konieczne. I tak „Papalina” serwująca chorwackie menu pod nowymi rządami zyskała nowy wygląd - białe, wyprasowane obrusy na stołach, nowy kolor ścian. Rewolucje przeszli także kelnerzy, którzy na życzenie szefa obsługują gości wyprostowani i ubrani w obowiązkowe białe koszule.
Samą kuchnię Marek powierzył młodemu kucharzowi, który pewny swych umiejętności wywarł na nim bardzo dobre wrażenie. Właściciel szczerze powiedziawszy nie miał innego wyjścia, jak zawierzyć jadłospis szefowi kuchni, ponieważ sam na chorwackich rarytasach zna się raczej słabo. W Chorwacji bywał tylko w interesach i nie miał czasu na poznawanie lokalnej kuchni i tamtejszej kultury.
Niestety „Papalina”, nie daje Markowi powodów do dumy, a co gorsza nie przynosi również zysków. Właściciel sam przyznaje, że wyczerpał już pomysły na usprawnienie tego biznesu, więc zdecydował się poprosić o pomoc Magdę Gessler.