Czy proceder „handlu skórami" powraca? Sprawdziliśmy niepokojący sygnał z Dolnego Śląska, gdzie na terenie szpitala działa prosektorium, które wydzierżawiła firma pogrzebowa.
- Dostałem telefon ze szpitala, że mój tata zmarł i mam się skontaktować z jakimś panem po odbiór rzeczy – opowiada Krzysztof Szpara.
Niedługo później telefon pana Krzysztofa znowu zadzwonił. Rozmówca - ku zdumieniu syna zmarłego - przedstawił się jako przedstawiciel zakładu pogrzebowego.
- Powiedział, że rzeczy są u niego i że się dogadamy, co do wyceny usługi pogrzebowej. Zabrzmiało to na zasadzie: „Ciało pana taty jest nasze i tyle”. Powiedziałem mu, że nie będziemy wykonywać u niego całej procedury i trochę go to poddenerwowało. Był strasznie arogancki, dało się odczuć, że to nie jest tak, jak sobie wymyślił – mówi mężczyzna. I dodaje: - W zakładzie pogrzebowym, mieszczącym się na terenie szpitala, były rzeczy taty i karta zgonu. Rzeczy były zapakowane w otwarte worki na śmieci.
Z relacji pana Krzysztofa wynika, że nie dostał jednego z dokumentów.
- Z tego powodu inna firma pogrzebowa nie mogła odebrać zwłok – mówi mężczyzna.
O sprawę zapytaliśmy inny zakład pogrzebowy.
- Nigdy nie zdarzyła się sytuacja, że jako firma pogrzebowa odbieramy rzeczy osobiste, kartę zgonu i dokumenty. To nieprawdopodobne – ocenia Żaneta Kowalczyk z Zakładu Pogrzebowego „Ozyrys” w Wałbrzychu. I dodaje: - Myślę, że to jest celowe, że taka praktyka ma tam miejsce, ale nigdy nie trafili na rodzinę, która by o tym opowiedziała.
- Kojarzy mi się to z kupowaniem ciał – zaznacza Kowalczyk.
Kupowanie ciał to istota głośnej na całym świecie afery sprzed ponad 20 lat. Afery, która polegała na ścisłej współpracy środowiska medyków z funeralnym biznesem. Pracownicy szpitali i pogotowia w niemal wszystkich polskich miastach masowo sprzedawali informacje o zgonach pacjentów zakładom pogrzebowym i nakłaniały do skorzystania z ich usług bliskich zmarłych. Wszystko w zamian za olbrzymie łapówki, które tak naprawdę pokrywały rodziny, płacąc zawyżone rachunki za pogrzeb.
Po wybuchu afery wprowadzono przepisy, które miały uniemożliwić jakąkolwiek współpracę medyków z pogrzebowym biznesem i w ten sposób zapobiec odrodzeniu się korupcji. Czy to możliwe, by zapomniano o tym w Wałbrzychu?
Okazuje się, że prezes prowadzącej szpital spółki zorganizował przetarg i podpisał z firmą pogrzebową umowę na odbiór i przechowanie zwłok zmarłych pacjentów w przyszpitalnej chłodni. Chłodni, którą szpital wydzierżawił tej samej firmie pogrzebowej.
- Przede wszystkim to dobre rozwiązanie dla naszych klientów, dla rodzin zmarłych osób. Blisko naszego szpitala posadowiony jest budynek, z którego korzysta firma – stwierdza Tomasz Maciejowski, prezes spółki „Sanatoria Dolnośląskie”.
Czy firma nie robi tego po to, by mieć łatwy dostęp do informacji o zgonach i dostęp do rodzin pacjentów?
- To jest nadinterpretacja – uważa Maciejowski.
„W miejscu udzielania świadczeń zdrowotnych nie mogą być świadczone usługi pogrzebowe oraz prowadzona ich reklama”, stanowi przepis.
- Znam go. A czy pan widział na terenie szpitala reklamę pod kątem prowadzenia działalności pogrzebowej przez tę firmę? – odpowiada dyrektor Maciejowski.
Nasz reporter chciał porozmawiać z szefem prosektorium. Drzwi biura były otwarte, mimo to w środku nikogo nie zastaliśmy. Zobaczyć można było jednak różnego rodzaju trumny i wyeksponowane w gablocie urny.
Nagranie zarejestrowane na terenie szpitala w Rościszowie pokazaliśmy szefowi Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego.
- Widać ewidentny zakład pogrzebowy. Nie powinno tak być. Ustawa mówi jasno, że na terenie szpitala nie wolno prowadzić usług pogrzebowych ani ich reklamować. Koniec i kropka, nie ma nad czym dyskutować – mówi Krzysztof Wolicki.
- Co tam robi zakład pogrzebowy? Może jest po to, żeby łapał ciała? – zastanawia się Wolicki.
Tymczasem dyrektor szpitala twierdzi, że o zakładzie pogrzebowym nic nie wie.
- W przetargu było wyraźnie napisane, że nie można prowadzić akwizycji na terenie szpitala – twierdzi Tomasz Maciejowski.
- Jeżeli mamy w sprawie pomówienie, to je zweryfikuję. Firma powiedziała, że tak nie było. Mamy słowo przeciwko słowu – dodaje prezes spółki „Sanatoria Dolnośląskie”.
W końcu reporterowi udało się porozmawiać z przedstawicielem firmy prowadzącej prosektorium.
- Czy pan nie wie, że usługi pogrzebowe są na terenie szpitala zabronione? – zapytał reporter.
- Nie ma usług – oświadczył mężczyzna.
- A trumny i urny, to co tam robią?
- Stoją.
Po tym mężczyzna stwierdził, że nie będzie dalej rozmawiał.
- Człowiek jest istotą ułomną i jak ma możliwość, a daje mu się taką możliwość, to będzie korzystał z tego interesu – uważa szef Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego.
Okazuje się, że w rejonie Wałbrzycha nie tylko szpital chorób płuc współpracuje z zakładem pogrzebowym. Z inną prywatną firmą funeralną porozumiał się dyrektor miejscowego pogotowia.
- Wezwaliśmy pogotowie, które zabrało tatę do karetki. W trakcie transportu zatrzymała się akcja serca, powiedziano, że tata nie żyje i zawieziono na SOR, żeby lekarz stwierdził zgon – opowiada Wanda Załomska, córka zmarłego.
Ciało pana Edwarda nie pozostało jednak w szpitalnej chłodni. Pogotowie, bez wiedzy rodziny, zawiozło zwłoki do prywatnego zakładu pogrzebowego. Kiedy dotarli tam bliscy, okazało się, że jeśli chcą odebrać ciało - muszą zapłacić.
- Zapytano tylko, czy inny zakład będzie odprawiał pogrzeb. Powiedziałam, że tak, że będzie zabrane ciało. Trzeba było zapłacić rachunek – 350 zł i dopiero wtedy można było odebrać ciało – opowiada Załomska. I dodaje: - Na rachunku jest napisane, że to za usługi pogrzebowe. Wcześniej jak dzwoniliśmy, to usłyszeliśmy, że 150 zł kosztuje doba za przechowanie.
Jak sprawę tłumaczy pogotowie?
- Wieziemy [ciała – red.] do prosektorium, z którym mamy podpisane porozumienie. Ja nie płacę za tę usługę, to jest porozumienie – zapewnia Ryszard Kułak, dyrektor pogotowia w Wałbrzychu.
A dlaczego w przypadku rodziny Załomskich ciało zmarłego nie zostało na SOR-ze?
- Żeby zostało, musiałbym mieć umowę z prosektorium szpitalnym – stwierdza Kułak. I dodaje: - To jest pierwsza skarga. Ja nie wiem, że były brane jakiekolwiek pieniądze. Skąd mogę wiedzieć, że zakład pogrzebowy bierze jakiekolwiek pieniądze?
- Uważam, że tego typu porozumienia są bardzo nietrafioną decyzją, która nie powinna mieć miejsca. Kilka lat temu został wydany przez ministerstwo pewien okólnik, który opisywał zasady postępowania w takich sytuacjach. W przypadku zgonów w ambulansie sanitarnym, zespołowi polecono transportowanie ciała do najbliższego szpitalnego oddziału ratunkowego – mówi Adam Stępka, rzecznik Pogotowia Ratunkowego w Łodzi.
Tymczasem dyrektor pogotowia w Wałbrzychu zapowiedział, że zerwie porozumienie, które zawarł z zakładem pogrzebowym.