Uwaga!

odcinek 5829

Uwaga!

Kiedyś sławna artystka, dziś opuszczona przez wszystkich 87-letnia kobieta, która żyje w zrujnowanym domu w otoczeniu kilkudziesięciu psów. Sąd rozpatruje wniosek o przymusowe umieszczenie artystki w domu opieki społecznej. Tymczasem ona sama próbuje stanąć na nogi i szuka nowych domów dla swoich podopiecznych.

Wracamy do historii Bożeny Wahl. Cztery miesiące temu okazało się, że znana malarka żyje w zdewastowanym domu, w otoczeniu blisko 70 psów.

Sprawą trudnej sytuacji artystki zainteresowaliśmy ośrodek pomocy społecznej, który po rozmowach z nami, zapewnił jej gorące obiady oraz zobowiązał się do znalezienia pomocy w formie wolontariatu.

Zaskakujący wniosek

Niespodziewanie urząd skierował do sądu wniosek o przymusowe umieszczenie artystki w Domu Pomocy Społecznej. Z przekazanych sądowi informacji wynika, że Bożena Wahl jest chora na Alzheimera, ma też problemy z poruszaniem się.

- Mam 50 psów, ale 28 mnie dotyczy. Resztą opiekują się wolontariuszki. Świetnie radzę sobie w obowiązkach, nigdy nie leczyłam się psychiatrycznie – mówiła artystka w sądzie.

Wahl podkreśla, że nie pójdzie do domu opieki.

- Nawet gdybym była chora, ale nie jestem. Nawet gdyby były lepsze warunki. Nigdy, bo to jest sprawa psychiczna, a nie czysto materialna. Nie potrzebuję żadnych dóbr. Jestem przyzwyczajona do sytuacji takiej, w jakiej jestem.

Urzędnicy twierdzą, że wniosek o skierowanie pani Bożeny do DPS-u był koniecznością.

- Był to taki czas, kiedy pani Wahl była w gorszym zdrowiu. Wiemy, że opadła z sił, bo podpierała się laską. Były to kroki drastyczne, ale musieliśmy to uczynić – twierdzi Bożena Rosa z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rawie Mazowieckiej.

- Ta sytuacja w pewnym momencie stała się dramatyczna. Gdyby pani Bożena się potknęła, albo doznała jakiegoś urazu, to mogłoby zagrażać jej zdrowiu, a nawet i życiu. Nie wiemy, jak zachowają się wtedy psy, które, na co dzień przebywają u pani Bożeny. Chcemy zapobiec tragedii – przekonuje Michał Michalik, wójt gminy Rawa Mazowiecka.

Krytycznie wniosek urzędu ocenia psycholog Maria Rotkiel.

- To jest bardzo proste rozwiązanie. Przymusowo kogoś leczyć, kogoś zamknąć. Mamy wtedy problem z głowy w takim rozumieniu, że znika z oczu. Nie kole nas w oczy, nie czujemy dyskomfortu. Ale to nie jest pomoc. W ten sposób unieszczęśliwia się kogoś, kto racjonalnie myśli, jest inteligentny, chce żyć po swojemu. Takiej osobie trzeba pomóc na tyle, by nie stanowiła dla siebie i innych istot żywych zagrożenia.