Uwaga!

odcinek 7137

Uwaga!

Planowali nowe życie pod miastem, a dziś nie mają ani domów, ani pieniędzy. - Deweloper oszukał nas i wiele innych rodzin. Teraz chodzi nam o to, żeby nie oszukał już żadnej, innej rodziny – mówi pan Bartosz.


Rodziny pani Katarzyny i pana Bartosza są jednymi z wielu, które kilka lat temu kupiły domy na nowo powstającym osiedlu na obrzeżach Piotrkowa Trybunalskiego. Stojąca za inwestycją małżeńska spółka przedsiębiorców rozpoczęła budowę na początku 2019 roku. W pierwszym etapie zaplanowano 20 budynków, całe osiedle miało zaś liczyć nawet do 300 domów.


- Na początku wszystko szło, tak jak powinno. Do momentu kiedy zbliżał się pierwszy termin oddania domu. Pojechaliśmy dowiedzieć się, co się dzieje, dlaczego jest obsuwa – opowiada Katarzyna Szawłowska. I dodaje: - Deweloper powiedział, że mamy się niczym nie martwić, że wszystko będzie w porządku. Że nie wyrobi się w terminie, ale podpiszemy kolejny aneks do umowy deweloperskiej.


- Słyszeliśmy, że są opóźnienia z powodu wojny w Ukrainie albo z powodu COVID-u. Zawsze były jakieś wymówki – mówi Bartosz Berenc. I dodaje: - Natomiast zawsze mówił, że wszystkie materiały na nasz dom zabezpieczone są w jego magazynach i tylko czekają na wybudowanie.


Z relacji naszych rozmówców wynika, że deweloper nie informował, jakoby miał jakieś kłopoty.
- Jak budowa stanęła, dzwoniliśmy i pisaliśmy wiadomości do dewelopera, z pytaniem, co się dzieje, dlaczego nic nie robi się na budowie. Ale cały czas padało, że to z powodu COVID-u albo wojny – przywołuje pani Katarzyna. I dodaje: - Jak skończył się marzec, czyli drugi termin oddania domu, to podjęliśmy decyzję, żeby dać mu 120 dni na przeniesienie własności. Tak nas zobowiązują przepisy w umowie deweloperskiej. Nic się przez ten czas nie działo. Deweloper nie skontaktował się z nami. Zaczęliśmy szukać i okazało się, że spółka nie ma pieniędzy. Deweloper już na koniec marca sam stwierdził, że nie ma żadnych środków i nie mamy co liczyć, że odda nam te pieniądze. Że spotkamy się w sądzie, ale i tak nie odzyskamy środków od niego.


- Otrzymaliśmy raport z KRD [Krajowego Rejestru Długów – red.], w którym spółka jest zadłużona na 70 tys. zł. A to jest zadłużenie wpisane tylko przez trzy firmy, natomiast wszędzie pojawiają się długi – zwraca uwagę pan Bartosz.


- Jakby się wszystko zsumowało, to wyszłaby niebotyczna kwota – dodaje pani Katarzyna.


Walka o odzyskanie pieniędzy


Wobec braku perspektyw na przeprowadzkę do wymarzonych domów, część nabywców

zdecydowała się na wypowiedzenie umów i walkę z deweloperem o zwrot pieniędzy.


- Pan deweloper wyrzucił mnie z biura i powiedział, że wezwie policję – mówi pan Bartosz. I dodaje: - Po czym deweloper przesłał nam oświadczenie spółki, że jeżeli sprzeda nasze działki, to wtedy jest szansa, że odzyskamy pieniądze. Działka nadal obciążona jest hipoteką umowną banku na około 3 mln zł i hipoteką przymusową wierzyciela. Jest praktycznie niesprzedawalna.


- Stajemy przed ścianą, nikt nie chce nam pomóc. Trzech prawników z Piotrkowa powiedziało, że nie wezmą tej sprawy, bo znają się osobiście z deweloperem – mówi pani Katarzyna.


Nowy klient


Tymczasem deweloper szuka nowych klientów. Gdy jeden z naszych dziennikarzy umówił się z nim na spotkanie pod pretekstem kupna domku, biznesmen zaoferował mu budynek, w którym miała mieszkać rodzina Szawłowskich.


- W tej chwili cena za metr kwadratowy to 5,4 tys. zł. Ten można kupić od razu – wskazał deweloper. I dodał: - Ktoś musiał z niego zrezygnować, bo mu bank wymówił kredyt, więc zostawił. I w tym momencie dom jest do szybkiego skończenia. Cztery, pięć miesięcy.


W trakcie rozmowy pojawił się nasz reporter, który zapytał, dlaczego mężczyzna chce sprzedać dom, który został już sprzedany.


- To nieprawda. Poza tym przyjeżdża pan z osobami, które tu nie powinny przebywać, to jest teren budowy – oświadczył.


- To nie jest rozmowa w tej chwili, bo państwo mnie nie uprzedziliście o rozmowie – dodał.
W końcu mężczyzna odmówił rozmowy.


Bank


Niedoszli właściciele domów liczyli na jeszcze jeden sposób na odzyskanie pieniędzy. Byli przekonani, że chroni ich szczególne prawo, od kilku lat zapobiegające deweloperskim oszustwom. Pieniądze z zaciągniętych przez kupujących domy kredytów hipotecznych trafiają na specjalne rachunki powiernicze we współpracującym z deweloperem banku i wypłacane są w transzach po zakończeniu kolejnych etapów budowy. Cała operacja powinna być ubezpieczona.


- Deweloper cały czas nam powtarzał, że mamy się nie martwić, bo mamy ubezpieczone konto powiernicze, to okazało się nieprawdą – zaznacza pani Katarzyna.


- Główną pretensję mam do banku, który nie kontrolował dewelopera. Etapy budowy nie były kończone, a mimo to pieniądze wypływały i szły do dewelopera – mówi pan Bartosz.
Na zlecenie Banku Spółdzielczego w Radomsku, który prowadził konto powiernicze dewelopera, ukończenie kolejnych etapów budowy sprawdzał wynajęty inspektor. Udało nam się z nim porozmawiać.


- Nie chcę się w to mieszać, nie czuję się winny – oświadczył mężczyzna.


- To jest pięta achillesowa, że bank zatrudnia firmy zewnętrze, które są zobowiązane do dokonania audytu i on nie będzie brał odpowiedzialności za to, że jakieś działania wykonała firma zewnętrzna – zwraca uwagę Tomasz Błeszyński, ekspert ds. rynku nieruchomości.


Przedstawiciel Banku Spółdzielczego w Radomsku odmówił rozmowy przed kamerą, zasłaniając się tajemnicą bankową. Niedoszli właściciele domków zostali na lodzie.


- Straciłam około 300 tys. zł, a jesteśmy w sytuacji, że nie mamy domu, mamy kredyt do spłacenia i musimy wynajmować mieszkanie, żeby normalnie żyć – mówi Alicja Podkalicka.


- Mam gigantyczny kredyt do spłacenia - 390 tys. zł, tyle zapłaciliśmy deweloperowi. Jesteśmy załamani tą sytuacją – mówi pani Katarzyna.


- Deweloper oszukał nas i wiele innych rodzin, nam chodzi teraz o to, żeby nie oszukał już żadnej innej rodziny – kończy pan Bartosz.