Uwaga!

odcinek 7135

Uwaga!

44-letnia kobieta i jej 49-letni mąż opuścili swoje mieszkanie na Mokotowie, pozostawiając w nim dwójkę swoich nieletnich dzieci. Zostawili im jedynie krótki list. W sprawie pojawiają się nowe teorie i informacje.


Normalna, miła rodzina


Adam i Aneta J. mieszkali na warszawskim Mokotowie dopiero od roku. Z relacji sąsiadów wynika, że nie nawiązali przez ten czas bliskich relacji z innymi mieszkańcami kamienicy, ale nie byli uciążliwymi sąsiadami. Uwagę części osób zwracało natomiast to, że rzadko byli widywani z dziećmi.


- To była miła rodzina. Raz słyszałam, jak się kłócili. Ona chciała, żeby on się wyprowadził, a on powiedział, że się nigdzie nie wyprowadzi. Coś padło o pieniądzach. Że będzie jej na konto płacił. To było tydzień albo dwa przed zaginięciem – mówi jedna z sąsiadek.


- Nie wiem, czy ten pan pracował. Ale rano go widywałam pod blokiem. Pił piwo – dodaje kobieta.
Małżeństwo kojarzą też pracownicy okolicznych sklepów.


- Ten pan przychodził do nas po piwo i papierosy. Wydawał się spokojny. Nie widać było, żeby nadużywał alkoholu – usłyszeliśmy.


Aneta i Adam J. mają dwóch nastoletnich synów, którzy prawdopodobnie nie znali planów rodziców. Wszyscy razem mieszkali wcześniej w innym miejscu, również w Warszawie. Tam sąsiedzi znali ich lepiej.


- Czasami ci ludzie byli dość hałaśliwi. Zdarzały się awantury, krzyki. Ojciec był dość agresywny w stosunku do dzieci i żony– mówi jedna z sąsiadek.


Ucieczka?


Dopiero po niemal dwóch dniach od ucieczki z domu rodzinnego w Warszawie małżeństwo zostawiło pierwszy ślad. Po dwugodzinnym podejściu zameldowali się w Murowańcu, gdzie okazali dokument tożsamości. To tam zarejestrowały ich kamery monitoringu.


- Nie udzielamy informacji na ten temat. Wszystko zgodnie z komunikatami policji – mówi menager górskiego pensjonatu.


Po spędzonej nocy w górskim schronisku Aneta i Adam J. zeszli czarnym szlakiem w kierunku Brzezin. Stamtąd, prawdopodobnie busem, dojechali do przejścia granicznego na Łysej Polanie, skąd ruszyli w stronę Słowacji.


Polskie instytucje, które mogą cokolwiek wiedzieć w tej sprawie, na prośbę policji nie przekazują żadnych informacji. Wiemy jedynie tyle, że para zniknęła i do tej pory nie została namierzona. To wyjątkowo tajemnicze zachowanie służb.


- Służby mają swoje informacje. Być może wiedzą coś, czego nie chcą upublicznić ze względu na dobro śledztwa. Być może, ujawniając te informacje, mogłoby to na przykład zagrozić dzieciom, które w takiej sytuacji powinny być szczególnie chronione. Również ze względów psychologicznych wydaje mi się, że dla dzieci i najbliższych jest to trudna sytuacja, w której rodzice nie są uznani za zaginionych tylko ukrywających się. Uciekających przed własną rodziną – komentuje Bartosz Weremczuk, prywatny detektyw.


Według słowackich służb, małżeństwo około południa wyszło z pensjonatu. Zamówili polską taksówkę, którą odjechali z powrotem w stronę przejścia granicznego w Łysej Polanie. Tam ślad za nimi się urywa.


Nadal nie wiadomo, gdzie Aneta i Adam J. mogą przebywać.


- Zdarzają się zaburzenia osobowości, takie jak np. osobowość zależna. W rodzinach, w których dochodzi do syndromu wypalenia rodzicielskiego dochodzi często do przemocy. Rodzice mogą być uwikłani emocjonalnie w siebie, w sytuację przemocową – mówi Irena Jaczewska, psycholog.
- To bardzo nietypowa sprawa. Rzadko słyszy się historie, żeby rodzice uciekli przed swoimi dziećmi. Nie mówimy dziś o osobach zaginionych, bardziej ukrywających się. Działają celowo. To zdarzenie może wyglądać jak głupi żart, ale to nie jest żart. To poważne wykroczenie, zostały porzucone dzieci – wskazuje Weremczuk.