Nie żyje 25-letni strażak z Białego Dunajca. „Chcemy sprawiedliwości”
Paweł miał zaledwie 25 lat, praca w ochotniczej straży pożarnej była jego pasją. Po jednym ze spotkań w remizie nie dotarł do domu. Od śmierci młodego mężczyzny minął już prawie miesiąc, prokuratura nadal nie postawiła nikomu zarzutów.
Kilkaset osób żegnało w Białym Dunajcu 25-letniego Pawła, strażaka ochotniczej straży pożarnej. Znaleziono go na ulicy z ciężkimi obrażeniami. Tę noc spędzał z kolegami z drużyny, miał zostać wtedy pobity przez starszego kolegę.
Co wydarzyło się w Białym Dunajcu?
Pojechaliśmy na Podhale, by sprawdzić co dokładnie wydarzyło.
- Jedni mówią, że to jeden zaczął, drudzy mówią, że to ten. Jak to wieś, czterdzieści wersji, a prawdziwą zabrał do grobu tylko ten jeden – mówi nam jeden z mieszkańców.
Wcześniej w remizie spotkało się czterech strażaków. Mężczyźni mieli przygotować auta na odpust parafialny, jednak wywiązała się między nimi kłótnia.
Dotarliśmy do monitoringu, na którym widać rozebranego Pawła, który jest agresywny i zaczepia swoich kolegów. Konflikt tak eskaluje, że jeden ze strażaków rzuca się na 25-latka. Nagranie urywa się w momencie, kiedy pobity chłopak siedzi na ziemi.
Następnie domniemany napastnik odprowadza go do domu. Jednak Paweł wraca do remizy po kluczyk i telefon. Czy tam dociera i co wydarzyło się dalej - tego nie wiadomo.
Około drugiej w nocy matka i siostra znajdują Pawła w krzakach z roztrzaskaną głową.
- Przyszłyśmy od razu. Zobaczyłyśmy, że w jednym z miejsc wystają nogi – słyszymy.
- Paweł leżał na boku, na zdrowej części głowy, z drugiej lała się krew. Wezwaliśmy pogotowie, on wciąż oddychał – mówi Anna Ziętkowicz, matka zmarłego strażaka.
- Nie wiem, co zrobili z synem – dodaje zrozpaczona pani Anna.
Strażak zmarł w szpitalu
Mimo że Paweł natychmiast trafił do szpitala i przeszedł operację, obrażenia głowy były bardzo rozległe. Dodatkowo miał uszkodzone narządy wewnętrzne i złamaną rękę. Lekarze długo walczyli o jego życie.
- Pacjent był w stanie krytycznym, uraz był bardzo duży. Jego stan po zabiegu nie uległ poprawie. Był niewydolny oddechowo, przez cały czas wentylowany mechanicznie. Zmarł 11., jego stan nie poprawił się nawet na chwilę – przyznaje dr n. med. Aleksandra Chowaniec, z Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu.
Straż była jego pasją
Paweł na co dzień pracował w pizzerii. Od 10 lat był też ochotnikiem w lokalnej straży pożarnej. Wielokrotnie pomagał podczas wypadków, pożarów i poszukiwań ludzi
zaginionych. Prowadził też stronę internetową jednostki, gdzie umieszczał zdjęcia dokumentujące życie OSP.
- W starszych klasach podstawówki i gimnazjum już go interesowała straż. Chciał ratować ludzi i ratował. Jak tylko pierwsza syrena zawyła, to nie patrzył, tylko wsiadał w samochód, a czasami na rower i był jako jeden z pierwszych, którzy byli w remizie. Remiza była blisko – opowiada matka Pawła.
Co wydarzyło się feralnej nocy?
Co dokładnie wydarzyło się po tym jak Paweł wrócił do remizy i skąd tak liczne obrażenia? Tego niestety nie objęło nagranie z monitoringu.
Rozmawialiśmy z mieszkańcami Białego Dunajca, którzy znają obu strażaków.
- Oni mieli konflikt między sobą, a jaki, to nikt nie wie. Mój brat jest w straży i się nie wypowiada. Powiedział, że nie chce. Był bliskim kolegą Pawła i bliskim kolegą… Ale oni mieli jakiś konflikt. Że… coś go tępił - słyszymy.
- Mieli zatargi i to się przez tyle czasu musiało nazbierać – mówi jedna z naszych rozmówczyń.
Rodzice mają żal do kolegów Pawła, że nie zostali powiadomieni, o tym co się dzieje feralnego wieczoru w remizie.
- Myśmy nie wiedzieli, że oni się biją. Ich było czterech, mogli w różny sposób zareagować – mówi Władysław Ziętkowicz, ojciec zmarłego strażaka.
- Ci koledzy mogli na policję zadzwonić, a pierwsze co to nas powiadomić, było blisko. I nie doszłoby do tego – uważa pani Anna, matka Pawła.
- Mogli powiedzieć: „Weźcie go, bo robi awanturę”. Wtedy byśmy wiedzieli, że coś jest nie tak – dodaje ojciec Pawła.
To, co wydarzyło się na Podhalu zszokowało całą Polskę. Na stronie lokalnej OSP pojawiło się wiele komentarzy uderzających w wizerunek strażaków.
Zarząd ochotniczej straży pożarnej dopiero po kilku dniach od bójki wydał oświadczenie, w którym napisano:
„Na prośbę policji, dla dobra postępowania, nie podajemy żadnych informacji na temat zdarzenia (…).”
Dotarliśmy do jednego strażaków z tej samej drużyny.
- Na remizie się zaczęło, ale wyszli. Nie wiem, co się wydarzyło. Oni mają swój rozum, ja mam uczyć rozumu? W każdym stadzie jest czarna owca. Prześwietlisz? Nie prześwietlisz ich - słyszymy.
Sprawą zajęła się prokuratura, a sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był krwiak mózgu. Czy powstał on w wyniku upadku o twarde podłoże, czy jest to efekt uderzenia
ciężkim narzędziem? To będą ustać biegli. Na razie trójka strażaków, która uczestniczyła w spotkaniu w remizie została zawieszona.
- Musiał być jakiś zapalnik, że jeden drugiemu coś takiego zrobił. Mogło być też tak, że niefortunnie uciął i uderzył głową – mówi jeden ze strażaków.
- Nawet, jak Paweł zaczął bójkę, to nie zasłużył na śmierć – podkreśla pan Mariusz, kuzyn Pawła. I dodaje: - Paweł wyszedł z obrażeniami, złamaną lewą ręką. W trumnie widać, jak mocno była złamana, koło nadgarstka, wygięta. Miał spuchniętą głowę i połamaną czaszkę. Czym on dostał? Wywalił się? Mogę się wywalić, czy pęknie mi czaszka i złamię sobie rękę? Nie wierzę, że on tak nieszczęśliwie się przewrócił. Takie nieszczęścia po ludziach nie chodzą.
Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie spowodowania obrażeń ciała i nieumyślnego spowodowania śmierci. Na razie jednak nikomu nie przedstawiono zarzutów. Mimo że do pobicia doszło na początku sierpnia żaden ze strażaków nie poniósł konsekwencji.
- W tym momencie materiał dowodowy nie jest wystarczający do sporządzenia postanowienia o postawieniu zarzutów – mówi Justyna Rataj-Mykietyn z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. I dodaje: - Prokuratura bada okoliczności tego zdarzenia. Konieczne jest ustalenie dokładnego przebiegu. Dopiero kompleksowa analiza materiału dowodowego pozwoli na ocenę zachowania poszczególnych osób.
Czy nie zachodzi ryzyko matactwa, ustalenia wersji między sobą?
- Prokuratura działa na podstawie i w granicach prawa. Kierujemy się dobrem postępowania przygotowawczego, konieczne jest przede wszystkim ustalenie, co tam się wydarzyło – dodaje prokurator Justyna Rataj-Mykietyn.
- Miałam dziecko i nie mam. Miał 25 lat i różne plany. Jak nikt nie udzielił mu pomocy? – ubolewa matka Pawła.
Prokuratura czeka na opinię biegłych, którzy mają ustalić jak dokładnie powstał krwiak i czy był to efekt pobicia Pawła. Niezależnie od tego, rodzina chce wynająć prawnika, który ma pomóc im wyjaśnić okoliczności śmierci 25-letniego strażaka.