Dwóch strażaków zginęło, kilkanaście osób zostało rannych, a kilkadziesiąt trzeba było ewakuować. Jak doszło do tragedii w Poznaniu? Co mogło być przyczyną pożaru i eksplozji?
- Udało nam się usłyszeć czujnik zadymienia. Wyszedłem przed kamienicę i zobaczyłem, że jest tam biały dym, wydostający się z kratek wentylacyjnych, prawdopodobnie z piwnicy. Poprosiłem dziewczynę, która ma w budynku zakład kosmetyczny, żeby otworzyła główne drzwi – opowiada pan Krzysztof.
- Otworzyła drzwi, ale można było już tylko wezwać straż pożarną - dodaje mężczyzna.
Na miejsce przyjechała straż pożarna.
- Szukali miejsca, z którego wydobywa się dym. Strażacy pytali nas, gdzie można wejść na klatkę schodową, żeby nie było przez główną i nie włamywać się przez domofony. I poszliśmy z tyłu kamienicy, gdzie było wejście. Trzy sekundy po tym, jak pokazałem te miejsce nastąpił wybuch - mówi pan Krzysztof.
Eksplozję zarejestrowała kamera przemysłowa w jednym z sąsiednich lokali użytkowych. Wybuch ranił dwie przechodzące osoby.
- Usłyszałam dźwięk rozpadającego się szkła. To było jakby w zwolnionym tempie, ułamki sekund – mówi Iga.
- Buchnął na mnie płomień, owinął i popchnął do przodu. Kurtka się spaliła, tak samo włosy. Wstałem poszedłem kilka kroków i dostałem drugie uderzenie. Zostałem wepchnięty na podwórko posesji obok – opowiada pan Krzysztof.
W pożarze zginęło dwóch strażaków
Płonącą kamienice gasiło kilkudziesięciu strażaków, ale budynku nie udało się ocalić. W wyniku eksplozji i pożaru zawaliły się ściany i stropy kamienicy. Ogień udało się ugasić dopiero po kilku godzinach. Niestety, podczas akcji ratunkowej zginęło dwóch strażaków.
- Widziałem tych strażaków. Rozmawiałem z nimi, o tym, że nie żyją dowiedziałem się już będąc w szpitalu – mówi pan Krzysztof.
Ofiar mogło być więcej.
- Jestem szczęśliwy, że udało mi się usłyszeć alarm i zrobić ewakuację. I ci ludzie, mówię o mieszkańcach, ocaleli - mówi pan Krzysztof.
Tym, którzy stracili swój dobytek pomoc zaoferowały władze miasta i województwa.
- To osiem rodzin, które mieszkało w tej kamienicy. Ewakuowane zostały również rodziny z kamienic sąsiednich i tych, które są naprzeciwko – mówi prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. I dodaje: - W tej chwili trwają działania nadzoru budowlanego, żeby sprawdzić obiekty w sąsiedztwie, to na ile bezpieczny jest powrót mieszkańców.
- Mieszkałam tam 13 lat, to było prawie całe moje dzieciństwo, do mnie w ogóle to nie dociera. Kilka godzin i całe nasze dobro zniknęło – ubolewa Iga.
- Mieszkałem z żoną i trójką dzieci. W ostatnich dwóch latach zrobiliśmy tam całkiem niezły remont. Kupiliśmy dzieciom nowe rowery. Cały zestaw namiotowy na wakacje, wszystkie dokumenty i wszystkie pieniądze w gotówce… no ale co zrobić – przyznaje pan Krzysztof.
Sytuację mocno przeżyły dzieci.
- Wczoraj było kiepsko. Zestresowały się tym, że stracą wszystko, że pożar zabiera im wszystko, co dotychczas znają. Że zabiera im wszystko, co było ich codziennością i bezpiecznym otoczeniem. Na razie przygarnęli nas przyjaciele. Muszę powiedzieć, że nie myślałem, że mam tak wielu przyjaciół - mówi pan Krzysztof.
Co było przyczyną pożaru w Poznaniu?
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną tragedii w Poznaniu. Prokurator powołał już biegłego, który będzie próbował to ustalić. Według mieszkańców kamienicy, niewykluczone, że do pożaru i wybuchu mogły się przyczynić akumulatory, składowane w jednym z pomieszczeń.
- Do końca nie mam wiedzy, które pomieszczenie się paliło i było źródłem pożaru. Nawet, jeżeli były tam te baterie, to być może nie były bezpośrednio objęte pożarem - mówi st. bryg. Tomasz Wiśniewski, zastępca wielkopolskiego komendanta PSP w Poznaniu.
- Ale czy jeżeli paliłaby się bateria to strażak by nie wszedł? Podjąłby działania gaśnicze. Zawsze - mówi st. bryg. Tomasz Wiśniewski.
Czy jeśli rzeczywiście w jednym z pomieszczeń składowane były baterie czy akumulatory, to straż powinna o tym wiedzieć?
- Nie ma obowiązku informowania o tym. Nie jest to magazyn, mówimy o obiekcie mieszkalnym z lokalami gastronomicznymi na parterze - mówi st. bryg. Tomasz Wiśniewski.