Salmonella i legionella w ośrodku rehabilitacyjnym dla niepełnosprawnych dzieci! Dlaczego właściciel obiektu nie poinformował o zakażeniu rodziców przed ich przyjazdem z dziećmi?
Chodzi o jeden z ośrodków rehabilitacyjno-wypoczynkowych na Mazowszu. To miejsce, gdzie na wakacje przyjeżdżają rodzice ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi, by uczestniczyć w zajęciach z terapeutami różnych specjalizacji.
Bóle brzucha, bóle głowy, gorączka
Jedną z osób, które skorzystały z oferty ośrodka była pani Justyna z mężem i dwójką dzieci z niepełnosprawnością. Już w pierwszych dniach ich pobytu wielu uczestników turnusu zaczęło się źle czuć.
- Różne osoby zgłaszały różne objawy: bóle głowy, rwące bóle brzucha, wymioty, gorączkę, osłabienie. A w ośrodku były dzieci z różnymi dysfunkcjami, także dzieci małe, które nie ukończyły 2 roku życia – opowiada pani Justyna.
- Zostaliśmy bez pomocy, dlatego, że nasze zgłoszenia i próby podjęcia tego tematu zostały całkowicie zbagatelizowane przez recepcję, przez ludzi, którzy powinni się tym ośrodkiem zarządzać – podkreśla nasza rozmówczyni.
Rodzice niepełnosprawnych dzieci zgłosili sprawę do Rzecznika Praw Pacjenta.
- Zainterweniował skutecznie. W niedziele pojawił się inspektorat sanitarny. Pobrano próbki i wymazy od większości uczestników, przede wszystkim od dzieci. Wkrótce poinformowano nas, że zostaliśmy zarażeni bakterią salmonelli. Cała rodzina, mąż i dzieci – mówi kobieta.
Wyniki badań sanepidu
Wyniki badań sanepidu ujawniają, że zakażonych salmonellą zostało prawie 40 osób, w tym 11 pracowników ośrodka. Jednak turnus był kontynuowany, choć kuchnia została zamknięta, a jedzenie dowożono z cateringu.
Niestety, odwoływane były zajęcia rehabilitacyjne dla dzieci.
- Części zajęć w ogóle się nie odbyło, nie było terapeutów, nie było specjalistów. Byliśmy zaskoczeni całą tą sytuacją. Jak dziecko ma dojść do siebie w jakikolwiek sposób zdrowotny, skoro nie ma terapeutów pracujących z dzieckiem? – mówi pani Justyna.
Mimo alarmujących ustaleń sanepidu, w ośrodku wciąż przebywali rodzice z dziećmi.
Nasi dziennikarze weszli na teren obiektu z ukrytą kamerą, aby dowiedzieć się, jakie warunki panują na miejscu. Byli świadkami, jak do recepcji ośrodka podeszła rozżalona matka, twierdząc, że zajęcia terapeutyczne dla jej syna znowu się nie odbyły.
- Nie mamy logopedy, mam już dosyć tego turnusu. Jestem zmęczona – powiedziała kobieta.
Problemów miało być więcej.
- Dzieci miały terapię z alpakami, ale alpaki okazały się głodne, nie miały wody. Ciężko było wytłumaczyć dzieciom, dlaczego są w takich warunkach. Jest tam też wiele niebezpiecznych miejsc. Chociażby piaskownica z wystającymi gwoździami – mówi pani Justyna.
Mimo wykrycia bakterii nie odwołano następnego turnusu
Sanepid oficjalnie poinformował właściciela ośrodka o wykryciu salmonelli, ale mimo to nie odwołano następnego turnusu. Rodzice przyjeżdżali na miejsce o niczym nie wiedząc.
- Zaskoczyło nas, że mamy tak mało zajęć. Słyszałam też w recepcji oburzonych rodziców, że zrobili tyle kilometrów, niektórzy 500 km, a mają ubogi grafik – opowiada pani Monika, która nieświadoma sytuacji przyjechała na turnus z niepełnosprawnym dzieckiem.
- Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Właściciel powinien poinformować mieszkańców i osoby, które mają przyjechać do ośrodka o zaistniałej sytuacji – podkreśla Justyna Szatkowska, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Płocku.
- Nasze decyzje zakładały unieruchomienie bloku żywieniowego i na podstawie tej decyzji powinien być wstrzymany turnus – dodaje Justyna Szatkowska.
Jak sprawę komentuje właściciel ośrodka?
- Zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym, gdzie część rodziców pracuje, wzięła specjalnie na turnus urlop, pokonała wiele kilometrów, po to, żeby na miejscu dowiedzieć się o bakterii. Rodzice czuli się oszukani, bo powinni być o tym poinformowani przed turnusem. Właściciel kierował się swoim dobrem i korzyścią finansową – uważa pani Monika.
Wykrycie legionelii
Nie dość, że sanepid wykrył salmonellę, to okazuje się, że w tym samym ośrodku, tym razem w ciepłej wodzie odkryto kolejną, niebezpieczną dla zdrowia bakterię – legionellę.
Legionella to bakteria rozmnażająca się między innymi w instalacjach ciepłej wody. W przypadku zakażenia u chorego może rozwinąć się niebezpieczna dla życia legionelloza, objawiająca się ciężkim zapaleniem płuc.
- W przypadku legionelli jest to bardzo wysokie stężenie. Mamy wyłączony blok żywnościowy, instalację ciepłej wody. Ze strony inspekcji sanitarnej zrobione jest wszystko, co mogliśmy zrobić – zapewnia Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Płocku.
Skontaktowaliśmy się z właścicielem obiektu.
- Po pierwsze rodzice zostali powiadomieni. Nic nie jest zatajone. Dzisiaj kończy się turnus i ośrodek zamykamy – oświadczył mężczyzna.
Reporterka Uwagi! zapytała też mężczyznę o warunki, w jakich żyją alpaki.
- Zwierzęta są karmione odpowiednią paszą, pojone. Niech pani nie przesadza i nie szuka sensacji. Z kolei piaskownica jest wyłączona z użytkowania - usłyszeliśmy.
Rodzice, z którymi rozmawialiśmy są zbulwersowani postępowaniem właściciela.
- Ośrodek powinien być zamknięty. Nie powinno nas tu w ogóle być. Do pokonania mieliśmy często po 200 czy nawet 500 km. Nie po to, żeby być na wakacjach, tylko po to, żeby nasze dzieci miały intensywną rehabilitację, na którą ciężko pracujemy, zbieramy fundusze - usłyszeliśmy.
- Dodatkowo w środę nastąpiła kolejna tragedia, bo na basenie spadł sufit. W czasie zajęć na basenie z dzieckiem niepełnosprawnym ruchowo. Na szczęście nic się nie stało dziecku – powiedziała jedna z naszych rozmówczyń.
Na jakie niebezpieczeństwo właściciel ośrodka naraził niepełnosprawne dzieci, nie uprzedzając ich rodziców o wykrytym przez sanepid zagrożeniu? Zapytaliśmy o to w Głównym Inspektoracie Sanitarnym.
- Te bakterie dla dzieci z niepełnosprawnością i wszystkich osób, które mają obniżoną odporność – dla osób chorych czy starszych są bardziej niebezpieczne. Powodują poważniejsze dolegliwości zdrowotne. Coś, co dla zdrowego człowieka może być tylko lekkim zatruciem czy lekkim przechorowaniem, dla takiej osoby może skończyć się dużo poważniej – mówi Marek Waszczewski, rzecznik prasowy GIS.
- Nie można liczyć na zysk kosztem zdrowia dzieci, które są niepełnosprawne, które i tak mają wystarczające trudności w życiu. Czuję się oszukana i szkoda mi wszystkich dzieci, które mocno ucierpiały – kwituje pani Justyna.