Artyści uliczni – często spotykamy ich na placach naszych miast i nadmorskich promenadach. Choć ich działalność dodaje kolorytu przestrzeni publicznej, nierzadko wiąże się z łamaniem prawa. Wynika to z faktu, że miasta w Polsce mają różne zasady dotyczące pozwoleń na występy artystów ulicznych. Czy wprowadzenie jasnych, ogólnopolskich przepisów poprawiłoby ich sytuację?
„Artysta pod niebem”
Dariusz Graliński jest jednym z tysięcy artystów, którzy w Polsce występują na ulicach miast i miasteczek. Daro, bo taki ma pseudonim artystyczny, śpiewa od kilkunastu lat.
- Określam siebie jako artystę pod niebem. Chcielibyśmy, aby traktowano nas jak artystów, którzy dają ludziom dobre wspomnienia – mówi pan Dariusz. – To zawód, który kocham – zaznacza.
Jak na artystów ulicznych reagują przechodnie?
- To bardzo dobry pomysł – mówi jedna ze słuchaczek koncertu pana Dariusza na promenadzie w Ustce. – Artysta realizuje na ulicy swoją pasję, a dla nas to bardzo przyjemne – dodaje.
- Nie przeszkadza mi to. Kto nie chce słuchać, może przejść się tam, gdzie jest spokojniej – mówi kolejny z przechodniów.
Dla Pana Dariusza występy to również źródło zarobku.
- Jeżeli ktoś ma muzykę w sercu, to jego puszka z datkami jest ciężka – zauważa. - Podczas słabej godziny zarabiam 50 złotych, podczas dobrej – 200 złotych.
Pasja i chęć zarobku
Na ulicach występują nie tylko osoby, które śpiewają. Często prezentują również inne umiejętności. Spotkaliśmy osoby, dla których występy uliczne to nie tylko źródło dochodu, ale też pasja.
- Dla większości występy uliczne to połączenie pasji i zarobku. Dla mnie to też ratunek z problemów psychicznych, które miałam – mówi Julia Andrychowska.
Julia kilku lat temu założyła grupę, która występuje głównie na warszawskich bulwarach wiślanych. Swoje umiejętności pokazują dwa razy w tygodniu. Występy trwają po kilka godzin.
- Nasz taniec łączy ogień, muzykę i elementy akrobatyki – opowiada pani Julia.
Artyści uliczni są poza systemem
Czy ich występy podlegają kontroli?
- Kontrola dotyczy zarejestrowanych działalności. Artyści uliczni w Polsce nie są rejestrowani, dlatego nie podlegają kontroli – mówi pani Julia.
Zakaz nagłośnienia. „To dla nas krzywdzące”
Polskie prawo nie uwzględnia zawodu artysty ulicznego, jednak największym problemem są obowiązujące obecnie przepisy. Ustawa o ochronie środowiska zakazuje używania przez występujących w przestrzeni publicznej jakiegokolwiek nagłośnienia.
-Mamy głośnik, chociaż wiem, że według prawa nie powinniśmy. Aby dostać pozwolenie, musielibyśmy zgłosić wydarzenie masowe – tłumaczy pani Julia. - Oznaczałoby to konieczność składania dokumentów w urzędzie 3-4 razy w tygodniu – dodaje.
Kilka miesięcy temu pokazaliśmy panią Agnieszkę, która od lat śpiewa na ulicy i wciąż jest spisywana przez Straż Miejską właśnie dlatego, że śpiewa z nagłośnieniem.
- Niestety, po programie nic się nie zmieniło – mówi pani Agnieszka. – Paradoksem jest to, że gdyby stanęła tutaj orkiestra dęta, miałaby do tego prawo, mimo że generowałaby o wiele większy hałas niż mobilny głośnik – tłumaczy.
- Takie zakazy są krzywdzące i uśmiercają koloryt miast – dodaje.
Brak spójnych przepisów
Artyści również narzekają na brak spójnych przepisów. W Warszawie i Łodzi artysta uliczny musi uzyskać pozwolenie, które wydawane jest na dłuższy czas. W Katowicach i Lublinie można występować bez pozwolenia. Największe wymagania ma Kraków. Aby uzyskać pozwolenie, trzeba stanąć przed specjalną komisją, a występować można tylko w ograniczonej strefie.
- Zwracamy uwagę na repertuar, który musi trwać co najmniej godzinę. Do tego dochodzą względy estetyczne – mówi Zbigniew Terlecki, przewodniczący zespołu zadaniowego ds. weryfikacji artystów ulicznych. – Artystów, których repertuar oparty jest na jednym utworze, kierujemy w skromniejsze miejsca, a nie na Rynek Główny. Sami się wykruszają – opowiada Terlecki.
- U nas zakaz nagłośnienia też jest stosowany. Jeżeli ktoś przychodzi z instrumentami wymagającymi wzmacniacza, od razu go o tym informujemy. Myślę, że gdyby wprowadzono ograniczenie siły dźwięku, łatwiej byłoby wybrnąć z tego problemu – dodaje.
„Prawo trzeba uporządkować”
Artyści uliczni są zgodni, że przepisy o zakazie używania nagłośnienia trzeba zmienić. Spotykamy się z posłem Marcinem Józefaciukiem, który jest członkiem sejmowego zespołu zajmującego się muzyką rozrywkową. On również uważa, że ten zakaz należy znieść.
- To nie ma być koncert rockowy czy metalowy na ulicy. Zazwyczaj jest to muzyka popularna lub klasyczna, dlatego poziom decybeli można ustalić – mówi poseł. I dodaje: – Prawo trzeba uporządkować i dać miastom oraz wsiom możliwość podejmowania decyzji.
Strefa Wolnego Artysty w Mielnie
Mimo restrykcyjnych przepisów są miejsca, gdzie udało się zapewnić swobodne występy artystów, i to z nagłośnieniem. Tak na przykład jest w Mielnie.
- W Strefie Wolnego Artysty w Mielnie nagłośnienie jest dozwolone. Według regulaminu nie może ono przekraczać 60 decybeli – mówi Julia Piotrowska, p.o, dyrektora Centrum Kultury w Mielnie. - Nawiązaliśmy współpracę z władzami naszej gminy. Centrum Kultury w Mielnie zarządza częścią deptaka. Wszystko działa w pełni legalnie – zaznacza.