Bierze zaliczki na wykonanie prac budowalnych, a potem ich nie wykonuje? Spotkaliśmy się z kilkoma osobami, które czują się oszukane przez budowlańca. Czy naszym bohaterom uda się odzyskać pieniądze?
Klienci czują się oszukani
Krzysztofa G., budowlaniec spod Ozorkowa, miał ocieplić dom pana Tomasza. Wziął od klienta 15 tysięcy złotych zaliczki i do dziś nie wykonał zlecenia.
- Było kilka firm, ale umawiały się, a nie przyjeżdżały. Natomiast pan Krzysztof przyjechał punktualnie, wzbudzał wielkie zaufanie - opowiada Tomasz Zając.
Krzysztof G. miał podobnie postąpić wobec kilku innych klientów.
- Postanowiliśmy zrobić altanę tarasową i szukaliśmy ogłoszenia. Zadzwoniłem do pana Krzysztofa, umówił się, przyjechał, zobaczył, co ma do zrobienia. Zrobił wycenę i chciał, żeby mu przywieźć pieniądze na drewno. Przelewu nie chciał, tylko gotówkę – 20 tys. złotych – opowiada Jarosław Kamiński.
- Zrobił pomiary, zrobił sobie rysunki w kalendarzu, więc to było takie realne i wiarygodne. Usługa miała być zrealizowana na początku września 2022, więc to był okres trzy miesięcy. Błyskawicznie przyjechał do nas, podpisaliśmy umowę, dostał zaliczkę 35 tys. złotych - opowiada Katarzyna Brzezicka.
- W 2021 roku nie zrobił nic. W 2022 chyba też nic. W 2023 na wiosnę przyszła tu jakaś firma podwykonawcy. Założyli mi parapety; jeden parapet wystaje trzy centymetry, drugi siedem. Gdzie nie było styropianu, to była wpuszczona pianka - po prostu dla oka, nie dla ocieplenia – mówi zrezygnowany Tomasz Bartczak. I dodaje: - Nie wiem, co ja mam zrobić. Podpisałem bardzo złą umowę. Bardzo żałuję.
Wymówki
Jak budowlaniec tłumaczył swoim klientom, że nie wykonuje zleconych prac?
- Mówił, że a to pracownika pszczoła ugryzła, a to, że dzisiaj jest za gorąco, potem, że deszcz pada i on nie przyjdzie. No i tak się schodziło – mówi pan Jarosław.
- Wymówki były przeróżne. Najpierw było za ciepło, później ktoś spadł z rusztowania, kogoś ugryzła osa. Później się okazało, że ten ma COVID, tamten ma COVID. Później matka chora, tą matką się zasłaniał bardzo często. Ale ciągle powtarzał: „Pani Kasiu, zrobimy” – opowiada pani Katarzyna.
Pan Tomasz poznał Krzysztofa G. przez przypadek, gdy ten pracował na sąsiedniej posesji. Bardzo szybko ustalili plan prac i zaczęli mówić sobie po imieniu. Ta relacja nie przełożyła się jednak na postęp w pracach budowlanych.
- Ja do niego cały czas dzwonię, w czwartek dzwoniłem 156 razy. Myślałem, że jak będę taki namolny, to w końcu przyjdzie. Chciałbym, żeby w końcu to skończył i sobie stąd poszedł – mówi pan Tomasz.
- W tygodniu dzwonię do niego nieraz po 80-100 razy. Za każdym razem mówi, że przyjdzie, ale się nie pojawia. W tym tygodniu miał być w poniedziałek, w środę… i tak to trwa już trzy lata – dodaje.
Nieopłacony towar?
Ofiarami Krzysztofa G. są nie tylko osoby fizyczne. Podczas realizacji materiału dotarliśmy do kilku firm, które miały stracić pieniądze na współpracy z budowlańcem.
- Jego kojarzę od dawna, od kilkunastu lat. Kiedyś w mojej starej firmie wziął towar na budowę i nie zapłacił. Potem w 2017 roku się to powtórzyło u mnie. Wziął towar, miał zapłacić klient, później G. przyjeżdżał tutaj i coś mi kręcił. Koniec końców po tygodniu przestał odbierać telefony i zniknął – mówi Jarosław Dąbrowski i dodaje, że w ten sposób stracił około 20 tys. złotych.
Zleciliśmy Krzysztofowi G. pracę
Ofertę usług Krzysztofa G. ciągle można znaleźć na różnych portalach internetowych. By się przekonać, jak traktuje swoich klientów, zdecydowaliśmy się zlecić mu prace budowlane na wynajętej działce.
Podczas rozmowy G. zadeklarował, że może wykonać zlecone przez nas prace i umówił się na spotkanie na działce w konkretnym terminie, żeby omówić szczegóły.
W ostatniej chwili odwołał jednak przyjazd i zaproponował spotkanie na pobliskiej stacji benzynowej.
- Piszemy jakiś papier, jakąś tam symboliczną zaliczkę pan wpłaca i trzymamy ten termin – powiedział G. po wstępnym omówieniu szczegółów i wycenie pracy na około 20 tys. złotych.
Z Krzysztofem G. umówiliśmy się na podpisanie umowy i pięć tysięcy zaliczki.
Pani Katarzyna czeka na spłatę 45 tys. złotych
Pani Katarzyna, jako jedna z niewielu osób, złożyła w sądzie pozew przeciwko przedsiębiorcy i odzyskała od niego zaliczkę za niewykonaną pracę.
Mężczyzna wciąż jednak zalega jej kilkadziesiąt tysięcy złotych kary umownej zasądzonej przez sąd.
- Nie mogłem do pani zadzwonić, bo nie mam kontaktów do nikogo. Telefon mi się rozwalił i kurczę nie mogę do nikogo zadzwonić, bo po prostu no nie mam kontaktów – powiedział Krzysztof G. przez telefon.
- A co zrobimy z naszą sprawą? Sam pan mówił, że chce pan to polubownie załatwić. Ja mam wyrok i jest nam pan dłużny 45 tysięcy – spytała pani Katarzyna.
- W tym tygodniu nie dam rady, bo nie mam samochodu – odpowiedział mężczyzna.
- To może ja do pana podjadę?
- Problem polega na tym, że byśmy musieli się spotkać albo w godzinach dopołudniowych, albo późnym wieczorem. (…) Najlepiej się w cztery oczy rozmawia, nie przez telefon – odpowiedział mężczyzna.
Czy pani Katarzyna wierzy jeszcze, że uda się pozytywnie zakończyć tę sprawę?
- Nie, jestem przekonana, że nie odbierze telefonu, albo powie: „Pani Kasiu, nie mogę”. Ewentualnie, faktycznie spotkamy się i pan Krzysztof mi powie, że chce spłacić i na tym się skończy – uważa pani Katarzyna.
Konfrontacja
Pani Katarzyna zdecydowała się na konfrontację z nieuczciwym przedsiębiorcą.
Pojechaliśmy na umówione spotkanie, na którym mieliśmy podpisać umowę o remoncie altany. Po kilku minutach oczekiwania podjechał Krzysztof G.
Nasz reporter, wciąż podając się za potencjalnego klienta, pokazał budowlańcowi nieprzychylne komentarze na temat jego usług.
- Żona znalazła wczoraj w internecie takie rzeczy, dlatego się zastanawiam, czy w ogóle podpisywać z panem jakąś umowę – mówi nasz dziennikarz.
- To wpisał mój były pracownik. (…) Ja działam legalnie i uczciwie – zapewnia mężczyzna. I dodaje: - Nie mam żadnych długów. Tej pani pieniądze oddałem. Płaciła 35 tys. złotych zaliczki na materiały i to jej oddałem.
Po chwili pani Katarzyna wyszła z ukrycia, a nasz dziennikarz ujawnił, że nie jest potencjalnym klientem.
- Czy pana to nie boli, że tyle pieniędzy pan jest dłużny wszystkim dookoła, robota jest niezrobiona, a my nie mamy swoich pieniędzy? My wszyscy panu zaufaliśmy – spytała kobieta.
- Chciałbym się jakoś dogadać, pani Katarzyno – odpowiedział Krzysztof G. I dodał: - Ja nie zrobiłem tego świadomie.
- My potrzebujemy tych pieniędzy, bo ktoś musi nam tę robotę wykonać. Często było to obkupione wzięciem kredytu, sprzedażą samochodu i ciężką robotą po godzinach. A pan tak po prostu wziął te pieniądze i nas zwodzi od dwóch lat – mówi pani Katarzyna łamiącym się głosem.
- Ja jestem uczciwym człowiekiem – stwierdził G.
- Niech pan zacznie spłacać nam pieniądze. Zobaczymy pieniądze, będziemy wiedzieli, że pan zaczyna być uczciwym człowiekiem, bo teraz nie wierzymy w żadną pana uczciwość – skończyła pani Katarzyna.
„Czuję się oszukana i boli mnie, że oszukał innych”
- Mam wyrok, że pan Krzysztof jest mi dłużny jeszcze 44 tysiące. Sprawa jest już złożona do komornika, ale wiem, że komornik za rok albo dwa przyśle mi informację o bezskuteczności egzekucji i ja za to będę musiała znowu zapłacić. W tej chwili pan G. nie ma konta. Po sześciu latach ta sprawa by się przedawniła, ale ja na to nie pozwolę i za pięć lat znowu złożę wniosek – deklaruje pani Katarzyna.
- Czuję się oszukana i bardzo boli mnie to, że oszukał jeszcze innych ludzi. My odzyskaliśmy te 35 tysięcy złotych, ale on musiał te 35 tysięcy złotych dostać od jakiejś innej rodziny, której prawdopodobnie nie wykonał pracy. Przypuszczam, że nas jest sporo – uważa kobieta.