23-letnia Weronika była w dziewiątym miesiącu ciąży. Jak to możliwe, że zdrowa kobieta nagle zmarła? Mimo umorzenia śledztwa, rodzina nadal stara się wyjaśnić okoliczności jej śmierci.
Mimo że od śmierci Weroniki minął rok rodzina wciąż nie może otrząsnąć się po stracie. Nagłe odejście 23-latki pozostawiło wiele znaków zapytania.
- Nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi. Biorąc pod uwagę dotychczasowy stan zdrowia zarówno Weroniki, jak i dziecka, to wszystko było OK. I naglę umiera, tak naprawdę z niewyjaśnionych przyczyn – mówi adwokat Zbigniew Kruger.
Weronika, tuż po ślubie, zamieszkała z mężem w domu teściów. Oczekująca dziecka para remontowała dom, przygotowując się na narodziny synka. W pewnym momencie między małżonkami zaczęły pojawiać się jednak niesnaski.
- Po ślubie cywilnym zauważaliśmy pewne zmiany w zachowaniu jej męża, bo zaczynał być bardziej nieobecny, siedział ciągle na telefonie, odburkiwał Weronice. Nie było to nagminne, ale z czasem sytuacja się pogłębiała – mówi Karolina Wróblewska, matka nieżyjącej Weroniki.
- Żaliła się na teściów. Mówiła, że najpierw trzeba urodzić i jak już urodzi Kacperka, to wtedy się stąd wyprowadzą. Wiem, że chodziło tylko o nią i o dziecko – dodaje pani Karolina.
Weronika dobrze znosiła ciążę. Była zdrowa, a wyniki badań były satysfakcjonujące. Lekarze nie dostrzegali żadnych zagrożeń – tak dla płodu, jak i matki.
- Córka była bardzo aktywna, mówiłam, żeby się trochę oszczędzała, ale mówiła: „Mamo, ja się przecież świetnie czuję” – mówi matka zmarłej 23-latki.
- Ona czuła się bardzo dobrze – dodaje Sandra, siostra Weroniki.
Rano, 13 maja ubiegłego roku, mąż miał zauważyć, że Weronika zasłabła, po czym wezwać pogotowie ratunkowe. Mężczyzna zeznał, że czekając na przyjazd karetki oraz wykonując telefoniczne polecenia lekarki - reanimował żonę.
- Jak przyjechałem, zastałem dwa zastępy pogotowia. Zapytałem, dlaczego nikt nas nie poinformował, dostałem informację: „Akurat mieliśmy do ciebie dzwonić”. Jak wszedłem do góry, to córka była reanimowana i pogotowie zabrało ją do szpitala – mówi Maciej Wróblewski, ojciec Weroniki.
Lekarze, aby ratować dziecko, przeprowadzili cesarskie cięcie. Niestety, w wyniku niedotlenienia matki - Kacperek nie przeżył.
Starania lekarzy w walce o życie matki Kacpra także nie przyniosły rezultatu. Weronika zmarła w szpitalu następnego dnia.
- W szpitalu zapytałam go: „Co tam się wydarzyło?”. Zaczął mówić, że nie wie, że go nie było. Jego rodzice mnie odsuwali, żebym nie zadawała pytań, że nie teraz. W szpitalu nic się nie dowiedziałam, co mogło się tam wydarzyć – mówi matka zmarłej Weroniki.
Tuż po śmierci Weroniki Prokuratura Rejonowa w Poznaniu wszczęła śledztwo. Postępowanie zostało umorzone z powodu braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.
- Przesądziły o tym dowody, które prokurator zgromadził w toku śledztwa. Chodzi przede wszystkim o wnioski opinii posekcyjnej i badania biegłych, którzy zajmowali się sprawą – mówi Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
- Co do bezpośredniej przyczyny zgonu jest ona dokładnie określona przez biegłych. Jest to zakrzepica żył mózgowych i płucnych doprowadzająca do zatrzymania krążenia – tłumaczy prokurator Wawrzyniak.
- Zweryfikowaliśmy wnioski rodziny, przeprowadziliśmy wszystkie zawnioskowane czynności w pismach procesowych pełnomocnika i naszym zdaniem - prokuratora, który wydawał decyzję - nie ma tu podstaw, aby komukolwiek postawić prokuratorskie zarzuty, co najmniej nieumyślnego spowodowania śmierci tej kobiety i jej dziecka – dodaje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Okoliczności śmierci Weroniki wzbudzają wątpliwości rodziny. Nadal nie wiemy, co wydarzyło się kilkadziesiąt minut przed przyjazdem karetki pogotowia.
- Ta godzina jest kluczowa, tam w ciągu tej godziny wiele się wydarzyło. Były wykonane przelewy. Nie wiemy, dlaczego zegarek Weroniki przestał pokazywać tętno. Być może zdjęła zegarek, ale być może nie – mówi mecenas Zbigniew Kruger. I dodaje: – Mamy przyjazd karetki, ale ta godzina, to nie jest do przyjazdu karetki, tylko do wezwania karetki.
- Znamy tylko zeznania jej męża, które za każdym razem są inne. (…) Raz znalazł ją na łóżku, a innym razem znalazł ją na podłodze. Do dzisiaj nie wiemy, co tam naprawdę się wydarzyło – ubolewa pani Karolina.
- Nie chce mi się wierzyć, że sama wyłączyła zegarek. Zwłaszcza w końcówce ciąży cały czas pilnowała, żeby mieć to pod kontrolą – mówi siostra nieżyjącej 23-latki.
- Weronika mnie zapytała: „Mamuś, czy to jest normalne, że mam z nim konto jako oszczędnościowe”. (…) Wiedzieliśmy już wtedy, w jakich bankach są zadłużenia. Na jednym koncie były już egzekucje, zajęcia komornicze. To było właśnie to konto, do którego nie chciał dać dostępu Weronice – mówi pani Karolina.
Zapisy pomiaru ciśnienia, pulsu oraz pracy serca wyświetlały się na zegarku Weroniki co dziesięć minut. Ostatni pomiar miał miejsce o 7:44. Natomiast połączenie na numer 112 wykonane przez męża kobiety – nastąpiło godzinę później. W międzyczasie mężczyzna wykonał serię szybkich przelewów z konta żony oraz próbował zaciągnąć pożyczkę. Co w tym czasie działo się z Weroniką?
- Na łóżku nie było ani jednej poduszki, tylko kołdra i narzuta. Było to idealnie pościelone łóżko. Jego mama powiedziała nam w szpitalu, że je wyrzuciła, bo była na nich krew. Nie umiała wytłumaczyć skąd krew – opowiada siostra zmarłej.
- To nie może być tak, że coś takiego się dzieje i nie ma odpowiedzi. Nie mogę uwierzyć, że coś takiego dzieje się naturalnie i nie da się znaleźć żadnej przyczyny – zaznacza Sandra.
- W organizmie Weroniki znaleziono lek anestezjologiczny. Według ginekologów i anestezjologów, nie jest to lek, który jest podawany podczas cesarskiego cięcia, tym bardziej nagłego – mówi Zbigniew Kruger. I dodaje: - Każda z tych okoliczności samodzielnie pewnie nie budziłaby wątpliwości, natomiast przy takim natłoku tych pytań, tych okoliczności, powstają kolejne pytania, na które powinniśmy starać się uzyskać w tym postępowaniu odpowiedzi.
Krewni męża Weroniki powiedzieli nam, że feralnego dnia kobieta po prostu zasłabła. Nikt z rodziny nie wyraził zgody na rozmowę przed kamerą.
- Tak naprawdę chcielibyśmy znać prawdę, co się stało w ten dzień. To dla nas najważniejsza rzecz – mówi matka Weroniki.