Uwaga!

odcinek 7533

Uwaga!

Wysadzili kierowcę z luksusowego auta i je zabrali. Bezprawnie mieli przejąć dostęp do konta i wypłacić z niego olbrzymią sumę pieniędzy. Co zrobiła prokuratura, by rozwiązać tę sprawę?

Wojciech Stanek prowadzi pod Krakowem rodzinną firmę lakierniczą. Dwa lata temu postanowił pozbyć się jej części zajmującej się malowaniem aut. Znalazł dwójkę nabywców: pana Adama i pana Sławomira, ale podział biznesu okazał się skomplikowany.

Wtedy inwestor - pan Adam miał polecić usługi znajomego notariusza.

- Powiedział, że on nam w tym pomoże – przywołuje Wojciech Stanek.

- Wiedziałem, że chodzi o brata. Ale tłumaczył to pokrętnie, że ma inne nazwisko, bo jego żona pracuje w sądzie. Nie wzbudziło to we mnie żadnych podejrzeń, wręcz pomyślałem, że to może lepiej – tłumaczy mężczyzna.

Notariusze nie mogą dokonywać czynności dotyczących ich rodziny

Notariusz to zawód zaufania publicznego. Dlatego prawo o notariacie zabrania rejentom dokonywania czynności dotyczących ich samych oraz rodziny dla zachowania bezstronności.

- Nie wiedziałem, że notariuszowi nie wolno robić takich rzeczy. Dzisiaj wiemy, że te sześć aktów było zrobione pod coś. Po to, żeby zamotać – uważa pan Wojciech.

W wyniku wizyty u notariusza powstała skomplikowana struktura dwóch firm, ale dla pana Wojciecha najważniejsze było to, że mógł niezależne prowadzić swoją część biznesu.

Panowie Adam i Sławomir zaczęli zgłaszać jednak pretensje, że podczas transakcji nie zdawali sobie sprawy ze złej kondycji firmy, a niespełna półtora roku później stwierdzili, że chcą się wycofać i zażądali zwrotu pieniędzy. Gdy pan Wojciech odmówił, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Wykorzystali fakt, że lakiernik sprzedawał właśnie samochód.

- Umówiłem się na miejscu z klientem. Wybraliśmy się na jazdę próbną, na której powiedział, że mam oddać mu kluczyki i wyp… z samochodu. A jeżeli nie oddam mu kluczyków, to już chłopaki na nas czekają. Za nami jechał już Adam ze Sławomirem. Ze strachu otworzyłem drzwi, wyskoczyłem z samochodu i uciekłem przez środek jezdni na stację – opowiada pan Wojciech.

Napastnicy odjechali, a pan Wojciech wezwał policję. Kiedy funkcjonariusze znaleźli auto w siedzibie firmy pana Sławomira i pana Adama, mężczyźni zostali zatrzymani.

- Kto go wysadził? Chłop sam wysiadł. Mnie nie było w tym samochodzie – stwierdza pan Sławomir.

Ku zdumieniu lakiernika, po kilkudziesięciu godzinach prokurator wypuścił ich jednak na wolność. Stało się tak dlatego, że sprawcy zeznali, iż przejęli samochód w ramach biznesowych rozliczeń.

Prokuratura umorzyła sprawę

- Wydane zostało postanowienie o umorzeniu. Dotyczyło to dwóch czynów, jeden polegał na dokonaniu rozboju przy użyciu groźby użycia przemocy. I tutaj doszło do zaboru samochodu marki dodge – mówi Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

- Nie znam uzasadnienia tego postanowienia i trudno mi się do tej kwestii odnieść – dodaje prokurator Krzysztof Dratwa.

- Pan Stanek naprawdę się bał. Uciekł przy pierwszej okazji, kiedy samochód zatrzymał się na światłach. Wyskoczył z samochodu, zostawiając dokumenty auta, portfel. To niesłychana sytuacja, że nikomu nie zostały postawione zarzuty – podkreśla adwokat Piotr Krzak, pełnomocnik Wojciech Stanka.

Problem z dostępem do konta

Luksusowe auto wróciło do pana Wojciecha, ale sprawa ta była dopiero początkiem jego kłopotów.

- Tego samego dnia żona chciała robić płatności w firmie i okazało się, że jest jakiś problem z dostępem do konta – mówi pan Wojciech, tłumacząc, że konto zostało przechwycone.

- Podrobili pełnomocnictwo żony. Wzięli 400 tys. zł – dodaje mężczyzna.

Korzystając z pełnomocnictwa, pan Adam i pan Sławomir podpisali - u tego samego notariusza dokumenty, na podstawie których przejęli kontrolę nad firmą państwa Stanek. Następnie, pokazując w banku akt notarialny, przejęli dostęp do konta.

- To nie jest mój charakter pisma, nie stawiam kropki na końcu podpisu. Kto w ogóle stawia kropkę? – dziwi się Wioleta Stanek.

- Uważaliśmy, że jak weźmie to w ręce prokurator, to na drugi dzień tych ludzi pozamyka do więzienia. Okazuje się, że prokuratura przesłuchuje ich jako świadków – oburza się pan Wojciech.

- Jeżeli przyjrzymy się literom, to widać ewidentnie, że podpis został naniesiony inną ręką niż ręka pani Stanek. To zadanie dla grafologa, ale do tego potrzeba oryginału pełnomocnictwa, które do dzisiaj nie zostało przez prokuraturę zabezpieczone. W mojej ocenie znajduje się ono u notariusza – mówi adwokat Piotr Krzak.

- Kupowałem firmę, która finalnie okazała się nie taka, jak pan Stanek deklarował – stwierdza pan Adam.

- Czy ja mam jakiś akt oskarżenia? (…) Jakie fałszowanie podpisów? Pan chyba jest niepoważny – dodaje mężczyzna.

Od zawiadomienia organów ścigania przez państwa Stanek i ich adwokata minęło ponad pół roku. Prokuratura nie zrobiła jednak w tym czasie nic, by sprawdzić, czy podpis pani Wiolety jest prawdziwy, a jeśli został podrobiony - to przez kogo.

- W sprawie tej do tej chwili przesłuchano siedmiu świadków. Nie wydano postanowienia o przedstawieniu zarzutów – stwierdza prokurator Krzysztof Dratwa.

Mimo że o sprawie państwa Stanek została poinformowana Izba Notarialna, rejent, który miał podpisywać dokumenty dotyczące własnego brata, nadal wykonuje swój zawód.

Umówiliśmy się z notariuszem pod pretekstem spisania testamentu, jednak po naszej wizycie u pana Adama i pana Sławomira notariusz na umówione spotkanie nie przyszedł. W końcu odebrał telefon.

- Nie czuję się w obowiązku odpowiadać na takie pytania – zaczął, ale kontynuował rozmowę: - Jeżeli są jakieś nieprawidłowości, to są właściwe organy i dyscyplinarne, i jest sąd, który może stwierdzić, czy ten akt notarialny jest faktycznie ważny, bo może tak jak pan imputuje, został naruszony artykuł prawa o notariacie. Żyjemy w państwie prawa i są środki i mechanizmy prawne, które służą do eliminacji.

- Uważam, że trzeba to wyjaśnić do samego spodu. Czy istnieje jakiekolwiek powiązanie między osobami prowadzącymi to postępowanie, a osobami, które są odpowiedzialne za ten proceder. Czy istnieje jakakolwiek komunikacja między tymi osobami, a sądem i prokuraturą – mówi adwokat Piotr Krzak.

Wobec bezczynności prokuratury adwokat pana Wojciecha prosił o przeniesienie śledztwa do innej jednostki. Podkreślał między innymi, że prominentnym sędzią w tej samej miejscowości jest była żona notariusza, który podpisywał w tej sprawie dokumenty. Wniosek odrzucono.

- Ostatnie siedem lat byłem sędzią i wydawało mi się, że instytucje działają w sposób bezstronny. Chciałbym, żeby mój klient i ludzie, którzy przychodzą do prokuratury i sądów, mieli takie poczucie, że tam siedzą ludzie, którzy naprawdę dbają o ich interes – mówi adwokat Piotr Krzak.

- Jako zwykły zjadacz chleba mogę podejrzewać, że coś w tej sprawie jest nie tak. To nie powinno tak wyglądać. Odpowiednie służby powinny to sprawdzić do samego spodu – zaznacza pan Wojciech.