Uwaga!

odcinek 7502

Uwaga!

Wyobraźmy sobie, że urząd omyłkowo unieważnia nam dowód osobisty, a my dowiadujemy się o tym na lotnisku. Taka sytuacja przydarzyła się pani Anecie z Jaworzna.

Wymarzone rodzinne wakacje w Turcji

- Szukaliśmy czegoś fajnego na wakacje, tak, żeby dzieci miały gdzie spędzić czas. I żeby pogoda była pewna – opowiadają państwo Zgierscy.

- Zaczęliśmy szukać coś w Egipcie, ale zorientowaliśmy się, że czas nas goni, a nie wszyscy mamy paszporty, więc zdecydowaliśmy się na Turcję – mówi pan Marek.

- Wycieczka kosztowała nas blisko 11 tys. zł – zdradza pani Aneta.

Szczęśliwi, że znaleźli odpowiednie dla siebie i dzieci wakacje, państwo Zgierscy rozpoczęli przygotowania. Dla dzieci to miała być niespodzianka. Dziewczynki, o tym, że będą lecieć samolotem – i dokąd - dowiedziały się dopiero na lotnisku.

- Strasznie się ucieszyły, wybierały już kolor samolotu. Niestety, przy bramkach, jak sprawdzali nam dowody, to dopatrzyli się, że mój dowód jest unieważniony – mówi pani Aneta.

- Przełożony strażnika granicznego wziął dowód do swojego biura, sprawdził to, wrócił i powiedział, że na 100 procent ten dowód jest unieważniony – dodaje kobieta.

Państwo Zgierscy nie mieli innego wyjścia jak tylko poczekać na swoje bagaże i wrócić do domu. Na podjęcie ewentualnej decyzji, czy leci z dziećmi tylko jedno z nich, mieli dosłownie minuty.

- Dzieci się rozpłakały, bo chciały lecieć. Żona nalegała, żebym poleciał, ale ja nie brałem tego pod uwagę. Jesteśmy rodziną – tłumaczy pan Marek.

- To w ogóle nie byłyby wakacje. Jedna i druga córka już w samolocie przeżywałaby, że nie ma mamy – przyznaje pani Aneta.

Aplikacja mObywatel pokazywała, że dowód jest ważny

Za namową znajomych pani Aneta zainstalowała aplikację mObywatel dosłownie kilka dni po tym, jak nie doszło do wylotu rodziny na wakacje.

- W aplikacji było napisane, że żona ma ważny dokument – zaznacza pan Marek.

- Nie dość, że było napisane, że jest ważny, to data dowodu była taka sama jak w aplikacji, czyli prawie do końca września tego roku – mówi pani Aneta. I dodaje: - Posługiwałam się

tym dowodem i załatwiałam różnego rodzaju sprawy, czy to w banku, czy w urzędach. Nawet wyrejestrowywałam samochód. A córce małej, jak się urodziła, wyrabialiśmy paszport. Wszystko działało aż do dnia wylotu.

Państwo Zgierscy przezornie ubezpieczyli swój wyjazd na wypadek rezygnacji. Jednak musieliby to zgłosić 24 godziny przed wyjazdem.

Kto zawinił?

Pani Aneta, mając zepsute wakacje i straciwszy naprawdę duże pieniądze, chciała się dowiedzieć, dlaczego jej dowód został unieważniony i nikt jej o tym nie poinformował. Oczekuje bowiem odszkodowania za stracony urlop. Korespondencja z różnymi urzędami w tej sprawie to już kilkanaście pism.

Swoją pomoc państwu Zgierskim zaoferował zaprzyjaźniony radca prawny.

- Musieliśmy zacząć od organu, który wydał dowód osobisty, czyli pierwszy ruch był do Urzędu Miasta w Jaworznie, żeby w ogóle dowiedzieć się, co się wtedy zadziało. Urząd miasta, w swojej odpowiedzi, dosyć enigmatycznej, zrzucił wagę sprawy na Urząd Miasta w Brzesku, który to urząd zajmował się migracją danych z aktu urodzenia Anety do systemu PESEL – mówi Szczęsny Kaźmierczak.

I tu pojawia się Urząd Stanu Cywilnego w Brzesku, skąd pochodzi pani Aneta. Urzędnik, przepisując - prawie cztery lata temu - dane z papierowych ksiąg do systemu, wpisał omyłkowo błędny PESEL ojca pani Anety.

- Niestety wszystko trzeba wprowadzać ręcznie. Trzeba być bardzo uważnym, żeby się nie pomylić. I przy przepisywaniu PESEL-i rodziców tej osoby nastąpiła pomyłka i został wpisany inny PESEL – mówi Jan Waresiak z Urzędu Stanu Cywilnego w Brzesku.

Z powodu wpisania nieprawidłowego PESEL-u, system automatycznie wysłał zlecenie unieważnienia dowodu pani Anety. Jednak takie unieważnienie zatwierdza żywy człowiek. A w tym przypadku zatwierdzić nie powinien.

- Urzędnik musi spojrzeć i to bardzo uważnie. Bo jeżeli ktoś wychodzi za mąż i zmienia się nazwisko, to typowy przykład i zatwierdza. A zmiana nazwiska ojca jest na tyle nietypowa, że powinna zelektryzować urzędnika – mówi Jan Waresiak. I dodaje: - W naszym przypadku jest tak, że pani, która się tym zajmuje dzwoni do urzędu skąd przyszło zlecenie i mówi jaką ma sytuację. Pyta, czy to jest prawdziwe i czy ma to zatwierdzić, czy ewentualnie nie nastąpiła jakaś pomyłka. Na końcu jest człowiek, który daje zatwierdź albo nie. Jakby tego nie było, to by nie był potrzebny ten urzędnik, tylko sam system by to automatycznie unieważniał.

Skoro jednak urząd nie sprawdził, co zatwierdza, powinien o unieważnieniu powiadomić osobę zainteresowaną. Na podobnym stanowisku stoi Ministerstwo Cyfryzacji, do którego pani Aneta w desperacji wysłała pismo. Odpowiedź jest jasna: to Urząd Miejski w Jaworznie powinien powiadomić zainteresowaną o unieważnieniu dokumentu.

Spotkaliśmy się z rzecznikiem urzędu.

- W naszym przekonaniu i zgodnie z informacjami, które otrzymałem od urzędników, wszystkie czynności zostały podjęte zgodnie z przepisami – stwierdza Filip Szatanik, rzecznik Urzędu Miejskiego w Jaworznie.

- Ale to urząd wydaje dowód i urząd powinien powiadomić o jego unieważnieniu – podkreśliła reporterka Uwagi! Joanna Bukowska.

- Nie proszę pani, w przepisach ogólnych, dotyczących wydawania dowodów osobistych, nie ma obowiązku ciążącego na urzędnikach samorządowych, aby informować o unieważnieniu – stwierdza rzecznik Urzędu Miejskiego w Jaworznie.

- To jak obywatel ma się dowiedzieć? – dopytywała reporterka.

- Proszę pytać w ministerstwie – odpowiedział rzecznik.

Sprawą pani Anety zainteresowaliśmy także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

- Chciałbym zaznaczyć, że w trybie pilnym wyjaśniamy okoliczności sprawy i czekamy na wyjaśnienia. Nasza ocena będzie możliwa wtedy, kiedy będziemy mieli opis sprawy przedstawiony przez poszczególne urzędy - mówi Cezary Maliszewski, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. - Będziemy wyciągali wnioski, aby uniknąć takich sytuacji. Gdzie jest możliwa pomyłka i na jakim etapie. Co należałoby uszczelnić, na co zwrócić uwagę, aby tego typu sytuacje nie miały miejsca - deklaruje.

- Za pośrednictwem wojewodów zwróciliśmy się o szczegółowe wyjaśnienie sytuacji i na podstawie tych wyjaśnień dokonamy oceny. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca - deklaruje.

- Smutne jest to, że jak zwykły człowiek popełni jakiś błąd czy w urzędzie miasta czy w podatkowym, to jest natychmiast wzywany albo do zapłaty, albo wyjaśnienia. Potrafią ścigać za 10 czy 15 groszy, a gdy oni popełnią jakiś błąd, to człowiek musi dzwonić po telewizję albo oddawać sprawę do sądu – kwituje pan Marek.