Od siedmiu lat żyją w niepewności, obawiając się, że z dnia na dzień będą musieli opuścić domy. Uważają, że ceny, które zaproponowano za ich budowany od pokoleń dobytek są niesprawiedliwe. Choć mówią - tak dla Centralnego Portu Komunikacyjnego, nie chcą, by odbywało się to ich kosztem.
Centralny Port Komunikacyjny ma być największą inwestycją w powojennej Polsce. I wciąż budzi nie mało kontrowersji.
Mogą stracić dobytek, ale skarżą się, że nikt im nic nie mówi
Mimo tego, że wyburzenia trwają, to nadal nie ma decyzji politycznej mówiącej o tym, czy port powstanie czy nie, a tysiące mieszkańców gmin Wiskitki, Baranów czy Teresin nie wiedzą, jaki czeka ich los.
- Nikt nam nic nie mówi. Jesteśmy w stanie zawieszenia. Tak naprawdę jesteśmy w gorszej sytuacji niż gdyby decyzja zapadła. Od lat nie mamy możliwości planowania życia – mówi Kamil Szymańczak, mieszkaniec Skrzelewa.
Większość osób, które mają być wysiedlone to rolnicy.
Rodzina Tonderów w Nowym Oryszewie żyje od pokoleń. Mają 30 hektarów gruntów rolnych, z których się utrzymują.
- Nie wiemy, jaki będzie nasz los, nikt nas o tym nie informuje. Nikt z nami nie rozmawia – ubolewa Stanisław Tondera.
- W Warszawie nikt tego nie dostrzega, że tu żyją ludzie. Chyba o nas zapomnieli. Ile można żyć lat w zawieszeniu? – dodaje Mirosław Tondera.
- W nic nie możemy inwestować. Rozbudowywać czy remontować. Jest wegetacja – uważa pan Stanisław.
Program dobrowolnych nabyć nieruchomości
Projekt CPK wrócił na stoły polityków siedem lat temu. Zawiązano spółkę, która trzy lata temu rozpoczęła program dobrowolnych nabyć nieruchomości. Przez dwa lata urzędnicy przekonywali do sprzedaży budynków i gruntów, oferując różne - często bardzo rozbieżne - ceny.
- Pole po lewej poszło za 33 zł za metr kwadratowy, a pole kukurydzy po prawej stronie po 185 zł za metr. To samo pole w cenie kilkukrotnie wyższej – wskazuje Kamil Szymańczak.
- Nie mówimy nigdy, że jesteśmy przeciwko rozwojowi polskiego lotnictwa, kolei czy dróg. Ale nie może być to na krzywdzie ludzkiej i nie może być to na gruzach – podkreśla Tadeusz Szymańczak.
Do programu dobrowolnych nabyć zgłosiło się ponad 1300 właścicieli gruntów. Nie wiadomo jednak, ilu z nich skorzystało z oferty CPK, ani jakie kwoty spółka oferowała za nieruchomości. Każdy mieszkaniec bowiem musiał podpisać klauzulę poufności.
Koło Baranowa znikają całe wsie
- Myślę, że wyprowadziło się około 50 proc. mieszkańców naszej wsi. Nieco dalej cala wieś przestała istnieć – mówi Marek Przybysz, mieszkaniec Duninopola.
Mężczyzna nie sprzeciwia się samej inwestycji.
- Ale jestem za tym, by wszystko odbywało się sprawiedliwie. Jeżeli jest taka konieczność dla kraju, to jestem gotowy poddać się budowie. Ale jeżeli oferują nam pieniądze poniżej wartości odtworzeniowej, to mnie zwyczajnie nie jest stać na taki gest wobec państwa. Gdyby było mnie stać, to pewnie bym im dał – mówi pan Marek.
- Zaproponowali nam konkretną kwotę i dla nas ona była nie do przyjęcia. Była bardzo niska. Nie wiem czy za te pieniądze byśmy kupili 1/3 tej ziemi rolnej, tej klasy co mamy – mówi Anita Tondera.
Z powodu CPK znikają nie tylko domy
Odtworzenie kilkudziesięciohektarowego gospodarstwa rolnego może zająć całe lata. Ale na terenie przeznaczonym pod budowę CPK są też obiekty, które znikną bezpowrotnie - to ochotnicze straże pożarne, miejsca spotkań oraz podtrzymywania lokalnej kultury i tradycji.
- Od 2018 roku, kiedy pierwotnie nakreślono, że ten obszar zostanie zajęty, to nikt ze spółki CPK nie zwrócił się z żadnym oficjalnym pismem do zarządu Ochotniczej Straży Pożarnej. To jest tak jakby udawali, że tej jednostki tutaj nie ma – mówi Tomasz Pawłowski, radny gminy Wiskitki.
Wielu mieszkańców już jakiś czas temu opuściło swoje domy.
- Ludzie oddali swoje majątki w imię tego, żeby mieć poczucie spokoju. Bo to transakcja na zasadzie - pieniądze za spokój – mówi Marek Przybysz.
- Jeżeli to lotnisko chcą już na tym terenie budować, to władze spółki CPK powinny przyjechać i konkretnie z nami porozmawiać. Powiedzieć, do kiedy przewidują, że ostatni mieszkaniec opuści ten teren. Tak żebyśmy wiedzieli na czym stoimy czy możemy sobie życie przebudować. Ile mamy czasu na przeprowadzkę – mówi Anita Tondera. I dodaje: - Jesteśmy tak zmęczeni, tak zaszczuci, że ludzie jak się wyprowadzają, to nawet nie żegnają się z sąsiadami, ponieważ są tak zmęczeni, że chcą odciąć się i zacząć nowe życie. CPK niszczy życie nam pod wieloma względami.
- Nie wiem, co z nami będzie. Być może trzeba będzie się wyprowadzić, ale na tę chwilę nie mamy, gdzie się wyprowadzić – mówi Mirosław Tondera.
- Nie chcemy, żeby ludzie z tego terenu byli skrzywdzeni. Żeby poświęcano nas wszystkich dla dobra kraju. Też mamy prawo żyć, mamy prawo mieć marzenia i inwestować w przyszłość, a w tej chwili nie możemy tego robić – dodaje pani Anita.
- W gospodarstwie trochę inaczej się pracuje. Rolnicy planują na kilka, kilkanaście lat do przodu. A to ludziom mieszkającym tutaj zostało kompletnie odebrane – mówi Kamil Szymańczak. I dodaje: - Czy społecznie sprawiedliwe jest to, że jednym te warunki do powstania biznesu i zarabiania ogromnych pieniędzy się stwarza, a drugim odbiera? Czy to jest ta równość konstytucyjna?
Chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielami CPK przed kamerą, bez skutku.