Fentanyl od lat zabija młodych mieszkańców Żuromina. Po nagłośnieniu przez nas sprawy głos zabierają kolejni rodzice, którzy stracili dzieci. – Policja nie robiła nic – mówią.
Pochodząca z Żuromina Patrycja zmarła w wieku miała 26 lat.
- Była z niej pomocna, życiowa dziewczyna. Zaraz po szkole poszła do pracy. Utrzymywała się sama – mówi jej matka Barbara Krajewska.
Wcześniej, córka pani Patrycji wpadła w sidła leków.
- Podobno, ktoś przyszedł do niej w nocy i wychodziła na klatkę. Mam w SMS-ie, że podał jej coś syn byłego policjanta – mówi kobieta.
- Byłam na policji i świadkowie też byli. Ale policja nic tym nie zrobiła. Było u niego w domu przeszukanie. Weszło dwóch policjantów, jeden wziął do ręki książkę, a drugi podniósł pufę, trwało to chwilę i wyszli – opowiada pani Barbara.
- Zadzwoniłam do pana komendanta, powiedziałam mu, żeby wreszcie zajął się tę sprawą, bo jest były policjant i jego syn. Ale nic nie zrobili - zaznacza.
Plaga leko- i narkomani w Żurominie
W Żurominie od lat z powodu narkotycznych leków giną dziesiątki młodych ludzi. Środki zażywają najczęściej w blokowych piwnicach, a tych którzy przedawkowali, wynoszą w workach zakłady pogrzebowe.
Jedną z ostatnich ofiar był 36-letni Paweł, który jak mówią bliscy, zmarł po zażyciu niezwykle groźnego fentanylu, działającego sto razy silniej od morfiny.
Według relacji matki i narzeczonej mężczyzny, lek miał mu dać diler o pseudonimie "Duch".
- Fentanyl? Pierwszy raz słyszę. Żadnych plastrów nikomu nie daję. Nigdy nie byłem oskarżony, nigdy nie miałem niczego w ręku – usłyszeliśmy od mężczyzny przy okazji nagrywania poprzedniego reportażu.
Według relacji mieszkańców, dilerzy działają w Żurominie bezkarnie od wielu lat, mimo że policja ma doskonale wiedzieć, czym się zajmują.
- Ciężko nam jako mieszkańcom Żuromina, cierpiącym matkom zrozumieć to, że wy [policja – red.] jesteście bezwładni w tej kwestii – mówiła podczas programu na żywo Joanna Karpińska.
Kiedy nagłośniliśmy sprawę bezradności policji, wszystkie śledztwa dotyczące śmierci związanych z narkotycznymi lekami przejęła Mazowiecka Komenda Wojewódzka Policji, która bada, czy funkcjonariusze z Żuromina działali prawidłowo.
Tymczasem matka zmarłego kilka miesięcy temu Pawła dotarła do rodzin innych ofiar. Ich relacje rzucają nowe światło na tajemniczą niemoc miejscowych policjantów.
- Partner Patrycji [córki kobiety – red.] brał od „Ducha”. Kiedyś byłam u tego mężczyzny po telefon, bo miał taki lombard, ale to było wiele lat temu. Chciałam kupić telefon, a on powiedział: „Nie dzisiaj, bo dostałem cynk od policjanta, że będę miał przeszukanie” – przywołuje pani Barbara.
- Dwa lata przed śmiercią córki informowałam, co w mieście się dzieje. Napisałam anonim – przyznaje kobieta.
„Zwracamy się do pana komendanta w Żurominie o szybką i skuteczną interwencję w sprawie … [imię i nazwisko – red.]. Wybudowali za blokiem altanę, w której handlują narkotykami. Policja wie i nic w tej sprawie nie robi”, napisała w liście.
Gdy pani Barbara przekazała policji informacje na temat jednej z dilerskich rodzin, sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
- Nic z tym nie zrobili, a jeszcze po tym dilerka powiedziała, że dowiedziała się od policjanta, że ja z siostrą złożyłyśmy ten anonim. Za jakiś czas u siostry w samochodzie przebite zostały cztery opony. I to na pewno oni – uważa pani Barbara.
Rodzice z Żuromina opłakują swoje dzieci
Od śmierci Jarosława, kolejnego młodego mężczyzny, minęło 7 lat.
- Każde miejsce, każdy kącik kojarzy mi się z Jarkiem. Bardzo nadal go kocham – mówi mocno poruszona pani Joanna.
Kobieta znalazła się wśród osób, które w ostatnim czasie odważyły się głośno mówić o problemie leko- i narkomani w Żurominie.
- Gdzie były służby, że nie można było temu zapobiec? To był i jest towar dostępny na rynku – mówi pani Joanna. I dodaje: - Kiedyś byłam na policji i rozmawiałam o tramalu. Usłyszałam: „Co pani mówi, tramal to lek, żadne sprawy narkotykowe”.
Część mieszkańców Żuromina przez wiele lat żyła w poczuciu wstydu, że ich bliscy zmarli z powodu leków lub narkotyków. Rodziny często nie domagały się sekcji zwłok albo dodatkowych badań. W efekcie statystyki kompletnie nie oddają skali leko- i narkomani w Żurominie, a co za tym idzie braku skuteczności organów ścigania.
- Błagam Was wszystkie matki w Żurominie, nie bójcie się i rozmawiajcie o tym. Zamiatałyście to wszystko pod dywan. Znam osoby, które straciły synów, córki i nie chciały o tym rozmawiać – mówi pani Joanna.
Z problemem zamiatania spraw pod dywan przez policję, a czasem też rodziny zmarłych, zderzyła się już Prokuratura Okręgowa w Płocku, która po naszym reportażu przegląda śledztwa z ostatnich lat.
- Takich spraw od 2021 roku do dzisiaj w samym mieście Żuromin, zakwalifikowanych z powodu nieumyślnego spowodowania śmierci, było 35, z czego jedynie 3 mogłyby dotyczyć spraw związanych ze szkodliwym zażywaniem leków – mówi Bartosz Maliszewski z Prokuratury Okręgowej w Płocku.
Jedną ze spraw, którą analizują śledczy jest sprawa śmierci Bartosza Hejne.
- O godzinie 10 wróciłam z pracy i zastałam syna leżącego bez oznak życia. Wykryto u niego fentanyl i tramadol – mówi Jadwiga Hejne i podkreśla, że jest pewna, że jej syn zaopatrywał się u „Ducha”
- Kiedyś podpatrzyłam jak do niego wchodził. Rozmawiałam z którymś znajomym policjantem i zapytałam, czy to jest taki kwitnący interes? Powiedział, że można na tym zarobić kupę forsy – przywołuje pani Jadwiga.
Wśród rodzin zmarłych lekomanów, które odezwały się do nas po reportażu była kobieta, której chłopak pięć lat temu zginął z powodu fentanylu.
Mimo że po śmierci partnera zgłosiła się na policję i przekazała telefon z korespondencją zmarłego z dilerem o pseudonimie „Duch”, to nic to nie dało. Tuż po naszej wizycie w żuromińskiej komendzie funkcjonariusze odezwali się do pani Magdaleny i w końcu przesłuchali ją w tej sprawie. Mieli powiedzieć, że mają teraz „ciśnienie z góry”.
- Po pierwszy reportażu miałem wrażenie, że mieszkańcy czekają na taki program, tak jakby kamień spadł im z serca. Że coś się w końcu wydarzyło – mówi Adam Ejnik, nauczyciel i lokalny dziennikarz.
- Wydaje mi się, że teraz coś się dzieje. Że nastąpi przełom, życzyłbym sobie tego. Myślę, że policji zależy na tym, żeby był sukces. Zależy im na tym, żeby kogoś złapać i żeby zakończyć ten proceder. Ale Żurominów jest więcej, inne miejscowości na nas patrzą, ale tam jest jeszcze cicho – kwituje Adam Ejnik.