Uwaga!

odcinek 7464

Uwaga!

Czują się więźniami we własnych mieszkaniach, których nie opuszczają miesiącami, a nawet latami. Ich życie mogłoby się zmienić, gdyby zamontowano windę. Spółdzielnia, do naszej wizyty, wydawała być się głucha na prośby mieszkańców.

Pan Ryszard ma zanik mięśni, jego dorosły już syn - porażenie mózgowe. Mężczyźni mieszkają na trzecim piętrze. Od lat nie wychodzą z domu.

- Moja żona zmarła, a ja nawet nie byłem na pogrzebie. Nie mogłem zejść. Nawet jak bym zszedł z tych schodów, to wiedziałem, że nie wejdę na górę – ubolewa pan Ryszard. I pokazuje: - Ten chodzik to moje nogi. Chciałbym wychodzić, ale bez windy nie da rady.

Mieszkająca obok 52-letnia pani Celina zna na pamięć liczbę schodów, które musi pokonać. Na razie jeszcze wychodzi, ale obawia się, że w końcu także zostanie unieruchomiona w mieszkaniu.

- Jestem po trzech operacjach. Mam endoprotezę stawu biodrowego. Do drzwi mam 81 schodów – mówi kobieta. I dodaje: - Mam krzywą miednicę i boli mnie wchodzenie i schodzenie.

W tej samej klatce mieszkają państwo Maria i Tadeusz Żołyniakowie. Oboje już mocno po siedemdziesiątce. Pani Maria jest po operacji, ostatni raz na zewnątrz była kilka tygodni temu.

- Wychodzę raz na dwa miesiące. Jestem więźniem w swoim domu. Mieszkam jak w klatce. Z tego powodu czuję się bardzo źle – mówi pani Maria.

- Jak przynoszę zakupy, to często czekam na schodach aż pojawi się jakiś sąsiad, który mi to zaniesie. Jest makabra – mówi pan Tadeusz. I dodaje: - Jak człowiek był młody, to się w ogóle nad tym nie zastanawiał, a wszystkich nas to przecież czeka.

Z jakiś środków można sfinansować budowę zewnętrznej windy?

Bohaterowie naszego reportażu mieszkają w Tychach przy ulicy Wyszyńskiego. Od dawna walczą o zewnętrzną windę, która zdecydowanie ułatwiłaby im życie. Jeden z lokatorów - emerytowany inżynier budowlany - szczególnie zaangażował się w tej kwestii.

- Przygoda z windą zaczęła się już wiele lat temu. Ale nie było możliwości jej sfinansowania. Ale w zeszłym roku zacząłem za tym deptać. Nic nie wydeptałem, chociaż jest możliwość jej sfinansowania. Część kosztów, które spółdzielnia wstępnie określiła na 600 tys. zł, mogłoby być sfinansowane z PEFRON-u. A część z kredytu z BGK, które są właśnie na to, by zlikwidować bariery architektoniczne – mówi Marek Zydroń.

PEFRON do windy może dołożyć do 30 proc. wartości. Kolejne pieniądze można uzyskać z programu Dostępność Plus, od końca 2019 roku Bank Gospodarstwa Krajowego udziela niskooprocentowanych pożyczek z możliwością częściowego umorzenia. Oznacza to, że w tym wypadku z 600 tysięcy może zrobić się zaledwie 300 tys. zł.

- Na podstawie tych danych, czyli PEFRON-u, kredytu i umorzenia, wyliczyłem symulację i wszyła mi rata. I z tym poszedłem do wszystkich mieszkańców, pytając, czy się na to zgodzą.

Wychodziło, że będzie trzeba płacić po około 60 zł miesięcznie. Nikt nie protestował. Starsze osoby były zachwycone, a młodzi też zadowoleni. Lokatorzy sami chcą zapłacić, nie korzystając z funduszy spółdzielni, a spółdzielnia mówi nie – ubolewa pan Marek.

Budynek ma kilka lokalizacji, w których można zbudować zewnętrzną windę. Zbudowany w latach 70. blok jest dość nietypowym projektem. Choć w dokumentach ma cztery piętra, z powodu ukształtowania terenu, jest ich pięć. Gdyby był budowany dziś, obowiązkowo miałby windę. Mieszkania znajdują się zarówno na piętrach, jak i półpiętrach, co oznacza, że winda nie byłaby jednakowo dostępna dla wszystkich. Czym innym jest jednak pokonanie kilku schodów, a czym innym - kilkudziesięciu.

- Spółdzielnia napisała, że jak będzie winda, to część osób będzie pokrzywdzona, bo trzeba będzie wejść lub zejść pół pietra. Ale w razie skrajnych przypadków można przecież zrobić na półpiętra windę poręczową – mówi pan Marek.

Dlaczego spółdzielnia nie chce zewnętrznej windy?

Prócz kwestii półpięter, spółdzielnia ma niewiele argumentów. W piśmie czytamy między innymi, ile winda kosztuje - choć mieszkańcy wyraźnie zaznaczali, że będą spłacać pożyczkę oraz że konieczna jest zgoda innych członków spółdzielni.

Jak się okazało, spółdzielnia o taką zgodę nigdy nawet nie pytała.

- Przeszkodą są chyba głównie warunki ekonomiczne, koszty. Wyliczyliśmy, że taki dźwig to będzie około 600 tys. zł – stwierdza Marek Sękiewicz ze spółdzielni Oskard w Tychach.

- Ale mieszkańcy zgodzili się ponosić koszty inwestycji – zaznaczyła reporterka Uwagi! Joanna Bukowska.

- To nieruchomość wielobudynkowa. W tej nieruchomości, gdyby docelowo wyposażyć ją w dźwigi osobowe, należałoby wykonać nie jeden dźwig, a 16. Myślę, że musielibyśmy z tymi mieszkańcami się spotkać i porozmawiać – mówi Marek Sękiewicz.

Dlaczego do tej pory spółdzielnia tego nie zrobiła?

- Być może będzie taki moment, kiedy z takimi osobami się spotkamy – stwierdza Sękiewicz.

W niektórych miastach udało się wybudować windy zewnętrzne

To, co jest nie do przeskoczenia dla spółdzielni z Tychów, było możliwe dla zarządu budynków komunalnych w Rzeszowie. W jednym z budynków powstało sześć wind zewnętrznych.

Co więcej, rzeszowskie windy zatrzymują się właśnie na półpiętrach, bo nie było innej możliwości. Dla mieszkańców to i tak ogromna poprawa komfortu życia.

Tymczasem przedstawiciel spółdzielni w Tychach złożył nam deklarację.

- Możemy powiadomić wszystkich mieszkańców i właścicieli tej wielobudynkowej nieruchomości i sprawa jest otwarta. Proszę zadzwonić w drugiej połowie maja – oświadczył Sękiewicz.