Uwaga!

odcinek 7367

Uwaga!

Pan Mateusz miał wypadek. W auto, którym prawidłowo jechał, uderzył inny samochód. Wszystko nagrał jego wideorejestrator. Mimo to policja nie znalazła winnych. Młody mężczyzna ma przez to problemy.

Trzy lata temu, na lokalnej drodze koło Lubina na Dolnym Śląsku, doszło do wypadku. 30-letni pan Mateusz jechał audi za innym samochodem. Padał lekki deszcz. Z przeciwka mijały go kolejne pojazdy. Na filmie z rejestratora zainstalowanego w samochodzie pana Mateusza widać, jak kierowca jadącego z przeciwka fiata traci kontrolę nad pojazdem, zjeżdża na pobocze i uderza w audi 30-latka. Samochód pana Mateusza dachował i znalazł się w rowie.

- Ocknąłem się, głowę miałem w dół, a nogi na górze. Gdzieś się uderzyłem i miałem rozwaloną głowę – opowiada Mateusz Karczewski.

- Na początku nic mnie nie bolało, trzymała mnie adrenalina. Wybiłem ręką szybę i wyszedłem zobaczyć, co się stało temu panu. Ale on wyszedł z auta sam, o własnych siłach. I zaczął mówić do mnie, jak ja jeżdżę, że mam bardziej uważać. Ale to była ewidentnie jego wina – zaznacza pan Mateusz.

Zakwalifikowano zderzenie aut jako kolizję, a nie wypadek

Pan Mateusz jest górnikiem, po tym co się stało nie mógł przez pół roku wrócić do pracy. Fakt, że mężczyzna nie trafił do szpitala prosto z miejsca zdarzenia spowodował, że policjanci zakwalifikowali zderzenie aut jako kolizję, a nie jako wypadek, bo żaden z kierowców nie miał obrażeń ciała wymagających leczenia powyżej 7 dni.

- Zrobili mi tomograf komputerowy głowy i kręgosłupa. Miałem wskazania do noszenia kołnierza ortopedycznego – przywołuje pan Mateusz.

U 30-latka stwierdzono powierzchowny uraz głowy, ale ból w kręgosłupie szyjnym i lędźwiowym nasilał się. Lekarz ortopeda uznał młodego mężczyznę za niezdolnego do pracy i wystawił zwolnienie.

Pan Mateusz powierzył sprawę wypadku kancelarii odszkodowawczej i nie informował policji, że po zdarzeniu przez pół roku był niezdolny do pracy. Mężczyzna był pewien, że film z wideorejestratora jest tak mocnym dowodem, że nie musi się o nic martwić.

Osoby, które oglądają nagranie widzą, że sprawcą jest kierowca, który wpadł w poślizg i uderzył w auto 30-latka. Ale policja i biegły ds. wypadków drogowych uznali kierowcę fiata za niewinnego. Sprawa nie trafiła nawet do sądu.

- Od pana, który uderzył autem w samochód mojego brata usłyszałem, że wpadł w poślizg z powodu plamy oleju, która rzekomo była na asfalcie – mówi Piotr Karczewski.

- Przed kierowcą, który jechał fiatem, jechało inne auto i jakoś nie widać, żeby wpadło w poślizg – zwraca uwagę Wiktoria Lajter, narzeczona pana Mateusza. I zaznacza: - Nie można w kogoś wjechać i nie ponieść za to konsekwencji.

Także w zeznaniach kierowca samochodu, który uderzył w auto pana Mateusza tłumaczył, że na jezdni była oleista plama i to przez nią wpadł w poślizg. Policjanci na miejscu nie zrobili jednak żadnych zdjęć tej plamy ani nie naszkicowali, gdzie była położona. W policyjnej notatce na rysunku zaznaczono jedynie, gdzie zderzyły się auta i napisano, że przyczyną kolizji było zanieczyszczenie drogi.

- Plama oleju może była, ale w miejscu, gdzie zderzyły się pojazdy, a nie kilkadziesiąt metrów wcześniej, gdzie pojazd wpadł w poślizg – przekonuje brat pana Mateusza.

Według notatki policji z dnia zdarzenia, plama oleju miała ciągnąć się od miejsca zderzenia samochodów przez około 200 metrów, aż do skrzyżowania, czyli miała być również przed zakrętem, gdzie kierowa stracił kontrolę nad samochodem i wpadł w poślizg.

- Nie widziałem oleistej substancji, według mnie jej nie było. Droga po prostu była mokra, bo padał deszcz – przekonuje pan Piotr, który feralnego dnia nagrał film z miejsca zdarzenia.

- Mateusza brat oraz jego tata rozmawiali wtedy z policjantkami, ale one były nieugięte. Nie chciały dyskutować, tak jakby wszystko było już napisane – dodaje Wiktoria Lajter.

Kierowca samochodu, który uderzył w auto pana Mateusza nie chciał spotkać się z nami przed kamerą. W rozmowie telefonicznej tłumaczył, że to strażacy zwrócili uwagę na to, że wpadł autem w poślizg na plamie oleju.

Jak sprawę komentuje policja?

Film obrazujący stan drogi po wypadku, nagrany przez brata pana Mateusza, nigdy nie trafił do policji. Pełnomocnik poszkodowanego nie protestował też, gdy po trzech miesiącach policjanci umorzyli sprawę z powodu niewykrycia sprawcy zanieczyszczenia drogi.

- Zeznania świadków są jednym z elementów materiału dowodowego. Biegły w opinii wskazał przyczynę, którą było zanieczyszczenie drogi i nie możemy z tym polemizować – stwierdza asp. Przemysław Rybikowski z Komendy Powiatowej Policji w Polkowicach.

Przedstawiliśmy nagranie z wypadku, policyjną notatkę oraz opinię biegłego dwóm innym rzeczoznawcom, również wpisanym na listę biegłych sądowych do spraw wypadków drogowych. Byli zaskoczeni, że biegły powołany do tej sprawy kategorycznie wykluczył winę kierowcy, który wpadł w poślizg.

- Kierujący fiatem twierdzi, iż na jezdni była plama oleju, na której wpadł w poślizg. Wydaje się to bardzo wątpliwe, bo inny materiał dowodowy tego nie potwierdza, a co więcej, samochód jadący przed fiatem nie wpadł w taki poślizg. To by też wskazywało na to, że jest istotna wątpliwość, czy tam rzeczywiście była plama oleju na jezdni – mówi Piotr Korobczuk, rzeczoznawca samochodowy i biegły sądowy ds. wypadków drogowych.

- Najprawdopodobniej kierujący samochodem Fiat, już na łuku drogi, nie dostosował prędkości do warunków jazdy – dodaje ekspert.

Czy policjanci lub powołany wówczas biegły próbowali ustalić z jaką prędkością poruszały się samochody?

- Policjanci ani biegły nie stwierdzili dokładnej prędkości, natomiast biegły stwierdził jednoznacznie, że to nie prędkość była przyczyną zaistnienia tego zdarzenia. I jako przyczynę wskazał zanieczyszczenie drogi – ponownie stwierdza asp. Przemysław Rybikowski.

Walka o sprawiedliwość

Pan Mateusz zmienił kancelarię odszkodowawczą, ale wszystko, co wywalczył z tytułu poniesionego uszczerbku na zdrowiu oraz szkody majątkowej, to niewiele ponad 4 tysiące złotych odszkodowania i zadośćuczynienia od Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Co do zarządcy drogi, to z jego strony nie dopatrzono się zaniedbań, które byłyby podstawą do wypłaty odszkodowania.

- Mateusz po wypadku czuł się bezsilny, że musi siedzieć w domu. W końcu przyszedł moment, kiedy stwierdził, że musi już iść do pracy, bo trzeba opłacić rachunki czy rehabilitację. Ponadto została zalecona mu operacja, na którą nie poszedł ze względów finansowych – opowiada narzeczona pana Mateusza.

- Czuję się oszukany przez całą tę sytuację. Jeden prawnik mówił, że sprawa jest wygrana, drugi tak samo, a okazuje się, że nic nie da rady zrobić – ubolewa mężczyzna.