Uwaga!

odcinek 7356

Uwaga!

Zwierzęta coraz śmielej zbliżają się do ludzi. Chodzą ulicami miast. Nie przeszkadza im miejski hałas i gwar. Mieszkańcy wielu miast niemal przyzwyczaili się już do widoku dzików z oknem. Co powoduje tak radykalne zmiany?

- My jako gatunek zabieramy naturalne tereny, budujemy nowe drogi, rozcinamy te naturalne, leśne tereny i te zwierzęta prędzej czy później gdzieś muszą przejść przez miasta – mówi Paweł Ciesielski, biolog z Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku.

Gdynia. Watahy dzików chodzą ulicami

W Gdyni widok dzików na ulicach miasta nikogo już nie dziwi – na ulicach widywane są całe watahy. Na terenach sąsiadujących z osiedlami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego żyje około stu dzików.

- W zasadzie każdego dnia mamy zgłoszenia dotyczące dzików – mówi Leonard Wawrzyniak z Ekopatrolu gdyńskiej Straży Miejskiej. I dodaje: - Dziki pojawiają się w całej Gdyni, ale najwięcej na tych osiedlach, które zlokalizowane są przy terenach leśnych.

- One podchodzą wszędzie tam, gdzie jest jedzenie, czyli altanki śmietnikowe. No i niestety też są mieszkańcy, którzy dokarmiają dziki. Dziki są bardzo inteligentne, bardzo szybko się uczą – tłumaczy Wawrzyniak.

Jak zachować się, widząc w pobliżu dzikie zwierzęta?

- Przede wszystkim nie należy ich dokarmiać, bo dokarmiając je, tylko i wyłącznie bardziej przyzwyczajamy do nas. Nie ma tej bariery między człowiekiem a zwierzęciem – tłumaczy Paweł Ciesielski, biolog z Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku.

- Jeżeli dziki są na terenie zamkniętym, typu plac zabaw, teren szkolny, albo nawet na terenie prywatnym, to te dziki wyprowadzamy stamtąd. Głównie robimy to za pomocą chleba. Mamy też takie specjalne latarki do odstraszania – mówi Leonard Wawrzyniak z Ekopatrolu.
Czy te zwierzęta są agresywne?

- Ja nigdy nie spotkałem się z agresją ze strony dzika. Dziki bywają agresywne, kiedy ktoś idzie z psem. Niektórzy ludzie je straszą, klaszczą, krzyczą. To niestety powoduje, że taki dzik może się przestraszyć – tłumaczy Leonard Wawrzyniak.

Dziki zdewastowały boisko w Krakowie

To jedno z boisk sportowych w pobliżu Łąk Nowohuckich w Krakowie. Murawę doszczętnie zniszczyły dziki, rodzice martwią się o bezpieczeństwo dzieci.

- Jest to bardzo poważny problem, który dotyka nie tylko nas jako klub, ale również mieszkańców, którzy tutaj są. Jest to problem, który istnieje już bardzo długo, przynajmniej od dwóch lat – mówi Tomasz Kujawski z Klubu Sportowego „Albertus”.

- To jest koszt około 50 do 60 tysięcy złotych, żeby przywrócić tę murawę do stanu sprzed wejścia dzików – dodaje Paweł Gościej, mieszkaniec Krakowa.

- Te dziki są po prostu wszędzie. Ja sama miałam styczność kilka razy i bałam się iść do pracy czy z pracy. (...) To jest ogromne zagrożenie, no i niestety nikt z tym nic nie robi – opowiada Marzena Kural, mieszkanka Krakowa.

„Nie dostaliśmy żadnej pomocy”

Rzadko zdarza się, aby dziki atakowały ludzi. Częściej, że dewastują posesje w poszukiwaniu pokarmu.

- To wszystko jest przekopane przez dziki, jednej nocy to zrobiły. Myślę, że mogło być tu około 20 dzików – opowiada Mateusz Wnuk, mieszkaniec Józefowa.

Mężczyzna dodaje, że dziki czasem zostają na jego posesji nawet dwa tygodnie.
- Wtedy moja rodzina nie funkcjonuje. Zawsze mam wtedy ze sobą petardy i wychodząc z domu, albo do niego wracając, strzelam – dodaje mężczyzna.

- My pozbędziemy się dzików z naszej posesji, ale one dalej będą w okolicy, dalej będą niebezpieczne – mówi Mateusz Wnuk. I dodaje: - Zgłaszałem to wiele razy do policji, do straży miejskiej, do urzędu miasta, ale na tę chwilę, nie dostaliśmy żadnej pomocy.

4,5 tysiąca zgłoszeń w zeszłym roku

Mimo że problem rozrodu dzików nasila się z roku na rok, nie znaleziono skutecznej, a zarazem humanitarnej metody regulowania populacji.

Ze względu na afrykański pomór świń, przepisy unijne zabraniają wywożenia żywych dzików poza miasta. Natomiast organizacje prozwierzęce są przeciwne odstrzałom. Dlatego zwykle służby płoszą zwierzęta, zawracając je do lasu.

- Ilość dzików cały czas rośnie. Świadczy o tym chociażby wzrastająca ilość zgłoszeń, które do naszej jednostki trafiają. Trzy lata temu mieliśmy tych zgłoszeń około 700. Kolejnego było już 2,5 tys., a w zeszłym – 4,5 tysiąca. Skala tego problemu się nasila – mówi Robert Strąk z Lasów Miejskich w Warszawie.

- Jedyne możliwości, jeżeli chodzi o te ograniczenie na ten moment, to są metody, które polegają tylko na tym, żeby dokonać odstrzału takich zwierząt albo ewentualnie dokonać odłowu z uśmiercaniem - dodaje Strąk.

Jak miasta radzą sobie z dzikami?

Samorządy stanęły przed wyzwaniem. Jak walczyć z dzikami? Wiele osób uważa, że niezbędna jest zmiana przepisów prawnych, lecz póki co wybór metod na pozbycie się dzików zależy od włodarzy miast.

- W tej chwili w Polsce obowiązuje zakaz przesiedlania dzików i jedynymi dopuszczalnymi prawnie metodami regulowania populacji dzików jest albo odłów z humanitarnym uśmierceniem, bądź odstrzał redukcyjny – tłumaczy Robert Romuda z Urzędu Miasta w Gdyni.

Dodaje, że w Gdyni częściej wykorzystywana jest redukcja w formie ostrzału.

- Odstrzał jest w tej chwili najskuteczniejszą metodą. Wręcz zalecaną przez inspekcję weterynaryjną i na chwilę obecną nie myślimy o zmianie – mówi Romuda.

Łódź nie prowadzi odstrzałów dzików. Z kolei Poznań korzysta z pomocy pogotowia do usuwania zagrożeń ze strony dzikich zwierząt. Kraków problem dzików ceduje głównie na koła łowieckie. Wrocław stara się przeprowadzać odłowy zwierząt, unikając uśmiercania. Z kolei Warszawa i Gdynia postawiły na edukowanie mieszkańców, jednocześnie sięgając po możliwość odstrzału zwierząt.

- Temat jest trudny i złożony, a rozwiązań niestety jest niewiele. Myślę, że nie unikniemy trudnych decyzji. Wydaje się, że ten odstrzał albo częściowa redukcja zwierząt być może będzie konieczna albo jest konieczna, co pokazują chociażby statystyki – mówi Robert Strąk z Lasów Miejskich w Warszawie.

- W idealnych warunkach natura sama reguluje swoją populację. W dzisiejszym świecie o to jest bardzo ciężko, bo dzisiejszy świat jest mocno przez człowieka zmieniony. Tego człowieka jest też bardzo dużo w dzisiejszym świecie, a natury jest coraz mniej. Trzeba pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem, które będzie dobry i dla człowieka, i dla zwierząt – mówi Paweł Ciesielski, biolog z Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku.