Uwaga!

odcinek 7343

Uwaga!

Jak traktowane są norki w polskich hodowlach? Działacze jednej z organizacji z ukrycia obserwowali przedsiębiorstwa działające na Pomorzu. Na nagraniach widać podnoszone za ogony, piszczące i stłoczone w komorach do gazowania zwierzęta.

Działacze fundacji Viva! sprawdzali, jak wygląda w praktyce traktowanie norek w polskich hodowlach. Przez kilka tygodni obserwowali z ukrycia przedsiębiorstwa w województwie pomorskim i przyglądali się uśmiercaniu zwierząt przy pomocy dopuszczonych prawem specjalnych skrzyń z trującym gazem.

- [Na nagraniach – red.] widzimy pracowników, którzy wyciągają norki amerykańskie z klatek za ogony, a obowiązuje zakaz ciągnięcia za ogony czy uszy. Potem, widzimy, że zwierzęta wkładane są do komory gazowej – opowiada Łukasz Musiał z fundacji Viva!

- Norki wrzucane są z impetem i czasami uderzają o krawędź otworu komory. Słuchać odgłosy uderzania – mówi Karolina Czechowska z fundacji Viva!

Jedna z obserwowanych ferm to duży zakład położony w okolicach Gdańska.

- Wszystko robimy z przepisami. Nawet w książce jest napisane, że norki łapie się tylko za ogon - mówi jeden z pracowników zakładu.

O jakie publikacje chodzi?

- Książki jakie były produkowane przy ZSRR, za komuny – mówi mężczyzna.

Jednak unijny przepis z 2009 roku mówi wyraźnie, że nie można tego robić.

- [Na nagraniu widać też – red.] że skrzynia do uboju była pakowana zwierzętami aż po brzegi, żeby zmieściło się ich więcej. Skutek tego był taki, że najprawdopodobniej był to ubój nieskuteczny, dlatego, że jeżeli tyle zwierząt znajduje się w komorze, to nie ma miejsca, którędy gaz mógłby się rozprzestrzeniać – mówi Karolina Czechowska.

- Wyobraźmy sobie, że tam jest mnóstwo upchanych zwierząt, które są w panice i do ostatniej chwili walczą o życie, walczą o ostatni oddech, próbują się wydostać ze skrzyni, więc jest to śmierć w okrutnej agonii – dodaje działaczka fundacji Viva!

Polska jest drugim na świecie producentem skór na futra

Polska jest jednym z niewielu krajów Unii Europejskiej, gdzie hodowli norek dotąd nie zakazano. Jest także drugim na świecie – po Chinach – producentem skór na futra. Traktowanie norek w czasie hodowli i uśmiercania powinni kontrolować powiatowi lekarze weterynarii, lecz zdaniem działaczy nadzór ten bywa fikcją.

- Podczas dni, kiedy na miejscu byli aktywiści śledczy ani razu nie było widać lekarza weterynarii – zapewnia Łukasz Musiał. I dodaje: - Inspekcja weterynaryjna nie kontroluje tych miejsc albo kontrole są zapowiedziane. To powoduje, że system kontroli nie działa.

- Była kontrola uśmiercania na początku roku, natomiast o kolejnych ubojach nie byliśmy informowani – mówi Aleksandra Klaus z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Starogardzie Gdańskim i dodaje, że firma ma obowiązek informować o ubojach.

Okazało się, że działacze Fundacji i tak wyjątkowo łagodnie oceniali stosowany na fermie sposób uboju norek. By śmierć była szybka i w miarę bezbolesna zwierzęta powinny być wkładane do skrzyni pojedynczo.

- Norka powinna być wkładana pojedynczo i dopiero, kiedy jest martwa w komorze do gazowania, wrzucone może być następne zwierzę – tłumaczy Aleksandra Klaus.

- Trzeba skierować tę sprawę dalej. Dla policji i prokuratury będzie to wystarczające – ocenia Tomasz Ołtarzewski, powiatowy lekarz weterynarii w Starogardzie Gdańskim.

Kolejna ferma norek

- Są dwie różne fermy, w dwóch różnych powiatach, w tym wypadku była to kilkunastodniowa obserwacja i mamy podobne sytuacje na dwóch fermach. Pokazuje to skalę zjawiska. Jeżeli chodzi o przemysł futrzarski to możemy powiedzieć, że to systemowa przemoc wobec zwierząt – ocenia Karolina Czechowska z fundacji Viva!

Brak skutecznego nadzoru powoduje, że dla pracowników i szefów ferm okrutne traktowanie zwierząt bywa normą. Ci często nie zdają sobie nawet sprawy, że łamią prawo i przysparzają norkom cierpienia. Przekonaliśmy się o tym w drugiej z obserwowanych przez działaczy Vivy! hodowli.

- A dlaczego pan mówi, że to [wrzucanie norek za ogon do komory – red.] nie jest normalne? – usłyszeliśmy.

- Nie chcemy rozmawiać. Jest pan dyletantem w tych sprawach – dodał mężczyzna i poinformował, że inspekcja weterynaryjna miała uczestniczyć na początku tego uboju w fermie.

- Przyjmuję zgłoszenie nieprawidłowości na tej fermie i wdrożę postępowanie administracyjne – zapowiedziała Marta Niemczuk, powiatowy weterynarz z Pruszcza Gdańskiego, po tym jak zobaczyła film nagrany przez aktywistów Vivy!

Czy rzeczywiście nadzorujący fermę lekarz weterynarii wiedział, jak naprawdę wygląda tam ubój i nie reagował?

- Muszę to sprawdzić, bo jest to słowo przeciwko słowu – mówi Marta Niemczuk. I dodaje: - Oczywiście, że lekarz powinien reagować, ale na razie muszę ustalić czy ktoś tam był.

Kilka dni po naszej wizycie powiatowy weterynarz z Pruszcza Gdańskiego przesłał nam oświadczenie, w którym napisano, że w tym roku trzykrotnie kontrolowano wspominaną fermę, w tym raz podczas uboju i nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości. Nie podano jednak żadnych dat.

- Apelujemy, żeby prokuratura potraktowała tę sprawę poważnie i zainteresowała się nie tylko pracownikami, ale także żeby pociągnąć do odpowiedzialności właścicieli tych ferm, a jeżeli okaże się, że kontrole się nie odbyły lub były nieskuteczne, aby zainteresowała się tematem inspekcji weterynaryjnej, która powinna sprawować nadzór – mówi Karolina Czechowska z fundacji Viva!