Uwaga!

odcinek 7335

Uwaga!

Zdaniem prokuratury miała skrzywdzić swoje 5-miesięczne dziecko. Na prawie dwa lata trafiła do aresztu, odebrano jej również dzieci. A potem sądy kilku instancji ją uniewinniły. Teraz walczy o to, by odzyskać dzieci, batalia trwa już rok.

Pani Pamela spędziła 21 miesięcy za kratami

Pani Pamela jest dziś wolną kobietą. Ma czworo dzieci choć tylko jedno - najmłodsze - jest z nią.

Trzy lata temu została zatrzymana. Zarzucono jej przemoc wobec swojej wówczas niespełna półrocznej córki – Milenka była drugim dzieckiem kobiety. Najstarszy syn Aleks miał wtedy 2,5 roku. Trzecie dziecko pani Pamela urodziła w zakładzie karnym.

- Moja babcia chodziła do kościoła się modlić i ja też modliłam się codziennie, żeby Milenka przeżyła. To nie jest codzienna sytuacja, że dziecko umiera w szpitalu, a ja nie mogę nic z tym zrobić, bo jestem w areszcie. Miałam związane ręce. Nie umiem nawet opisać, jak się wtedy czułam – mówi Pamela Borkowska.

Sąd okręgowy skazał ją na cztery lata więzienia. Za kratami spędziła 21 miesięcy.

- W celi nie było zbyt ciekawie. Dziewczyny mnie wyzywały od dzieciobójczyni, że zabiłam dziecko, że skatowałam dziecko, bo one wiedziały tylko to, co usłyszały – przyznaje pani Pamela.

- Ale ja wtedy nie myślałam w ogóle o sobie, co mnie czeka. Myślałam wyłącznie o dzieciach – dodaje.

Po miesiącach spędzonych za kratami, sądy apelacyjny, a potem najwyższy uniewinniły panią Pamelę i kobieta wyszła na wolność. Ale dzieci do niej nie wróciły.

Na stałe jest przy niej jedynie 2,5-miesięczna córka - jej i jej męża Piotra, za którego wyszła już po opuszczeniu więzienia.

Milenka z Biecza trafiła do szpitala

Wróćmy jednak do dnia, kiedy Milenka trafiła do szpitala.

- Był 4 grudnia. Ona była nieaktywna, jak lalka. Jak podnosiłam jej ręce, to opadały. Pojechałam z moim kuzynem i z moją mamą do szpitala do Jasła. Tam ją zaczęli badać. Zawołała mnie pani doktor z pytaniem, co zrobiłam dziecku, bo ma krwiaka w głowie. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Wyraziłam zgodę na wszystko, w tym operację. Córka pojechała karetką do Rzeszowa, a my pojechaliśmy za nią – opowiada pani Pamela.

- Córka była już operowana. Poszłam na oddział, a tam pani anestezjolog rzuciła mi papierami na parapet i powiedziała, że jak dziecko umrze, to do mnie zadzwoni i żebym podpisała wszystkie papiery – mówi kobieta.

Na szczęście operacja się udała, a Milenka jest dziś w dobrym stanie.

Szpital powiadomił policję o zdarzeniu. Matka nie mogła zostać przy córce, wróciła do domu, gdzie czekała już na nią policja. Po przesłuchaniu przez prokuraturę kobieta usłyszała zarzuty. Sąd zastosował trzymiesięczny areszt, który był wielokrotnie przedłużany. Kobiecie zawieszono prawa rodzicielskie wobec wszystkich dzieci.

- Myślałam i o jednym dziecku, i o drugim, ale Milenka jeszcze nie rozumiała wiele. Ona była malutka. Najbardziej martwiłam się, jak zniesie do Aleks – mówi pani Pamela.

- Kiedy zabierali go od mojej babci, to myślał, że jedzie do domu, że jedzie do mamy. A on pojechał do obcych ludzi i nie wiedział, co się dzieje. To była dla niego spora trauma, żeby się przyzwyczaić do obcych ludzi, do nowego otoczenia – dodaje ze łzami w oczach.

Matka została uniewinniona. Kto zrobił krzywdę dziecku?

Pani Pamela została uniewinniona, bo jak stwierdził sąd, nie da się ustalić, że kobieta jest winna. Zanim Milena trafiła do szpitala, w czasie, gdy mogło dojść do urazów i obrażeń, dziewczynka przebywała nie tylko z matką, ale również babcią, ojcem i jego siostrami.

Odwiedziliśmy ich, aby spytać o to ojca dziecka i jego matkę, czyli babcię Milenki.

- Coś musiało być, skoro Milena wylądowała w szpitalu i miała poważną operację. (…) To nie stało się u nas, tylko u nich w domu. Ona czuje się niewinna, ale nie dopilnowała. Ja miałam piątkę dzieci, ale w życiu nie miałam takiej sytuacji – mówi babcia dziecka.

- Na pewno babcia czy ciocia by nie zrobiły jej krzywdy. A ona co? Siedziała w domu, nie pracowała nigdzie, a i tak dziecko wylądowało w szpitalu – dodaje.

Kobieta nie chciała odpowiedzieć na pytanie, czy jej zdaniem dziecko powinno wrócić do matki.

Skazana przez opinię publiczną

Pani Pamela nie zamierza odpuszczać. Chce udowodnić, że choć nie jest idealną matką, zasługuje na to, by dzieci do niej wróciły.

- Ludzie uwierzyli w medialne przekazy. Kiedy wyszłam z aresztu, to wytykali mnie palcami, że wyszła z więzienia ta, co dziecko pobiła – mówi rozgoryczona.

- Ja nie mam sobie nic sobie do zarzucenia. Jedynie wyrzucam sobie to, że puszczałam córkę do rodziny mojego byłego faceta, że puszczałam ją tam i nie miałam nadzoru nad nią – stwierdza pani Pamela.

Dzieci trafiły do rodzin zastępczych

W sprawie jest jeszcze jeden wątek. Pani Pamela, gdy została zatrzymana, była w ósmym tygodniu ciąży. Dziecko urodziła w areszcie śledczym. Córka została jej natychmiast odebrana i przekazana do rodziny zastępczej, która stara się, by dziecko zostało tam na zawsze.

- W ogóle nie miałam możliwości przebywania z nią. Byłam w osobnej sali, a ona była w inkubatorze, więc tylko ich uprosiłam, żeby mi pozwolili pójść do niej na moment. Byłam u niej tylko dwa razy przez może niecałe pięć minut ze strażnikiem – opowiada kobieta.

Gdy dziecko skończyło trzy miesiące, trafiło z aresztu do rodziny zastępczej.

- To były bardzo trudne chwile. Nie mogłam nawet karmić córki piersią, bo mi nie pozwolono. Nie mogłam nawet ściągnąć pokarmu i dać go córce – dodaje pani Pamela.

Skontaktowaliśmy się z kobietą, która razem z mężem jest rodziną zastępczą dla najstarszego syna kobiety, Aleksa. Kobieta uważa, że pani Pamela wywiązuje się ze swoich obowiązków rodzicielskich.

- Ona na pewno z sercem podchodzi do Aleksa. Myślę, że jest szczególna więź między matką a synem. Na pewno taka, którą będzie trudno rozciąć – mówi matka zastępcza chłopca.

Walka o odzyskanie dzieci

Po wyjściu na wolność i uniewinnieniu pani Pamela złożyła wniosek o odwieszenie praw rodzicielskich, który do dziś jest rozpatrywany. Na razie sąd zdecydował, że może widywać się z dziećmi. Musi również przejść szereg badań oraz testów u różnych specjalistów.

- Zrobiłabym wszystko, żeby dzieci wróciły do mnie. Spełniłam wszystkie wymogi sądu – zapewnia kobieta.

- Dzieci to nie są zabawki, wymagają dużej ostrożności i wrażliwości. Sąd podejmuje wszystkie działania zmierzające do tego, żeby w możliwie najlepszy sposób tę sytuację naprawić, mając na uwadze przede wszystkim dobro dzieci – tłumaczy Dominik Skoczeń z Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.

- Wielokrotnie rozmawiałyśmy o tym, że mieć jedno dziecko, a mieć czwórkę dzieci, to będzie różnica. Czy podoła? Tego nie wiem. Ale jest matką. Każda matka chce mieć dzieci przy sobie – mówi Iwona Kosiba, asystentka rodziny.

- Bardzo bym chciała, żeby dzieci wróciły do mnie, żeby rodzeństwo się razem wychowywało. Wiem, że będzie ciężko, ale obawiam się tylko tego, że sąd nie będzie chciał mi oddać dzieci – mówi pani Pamela.

Na razie sąd uznał, że zanim dzieci będą mogły wrócić do matki, specjaliści z zakresy psychologii, pediatrii, medycyny rodzinnej muszą przeprowadzić badania, które mają odpowiedzieć na pytanie dotyczące relacji matki z dziećmi.