Uwaga!

odcinek 7307

Uwaga!

Dramat w Andrychowie. Zaginiona 14-latka miała przez kilka godzin siedzieć pod sklepem przy głównej ulicy miasta, zanim udzielono jej pomocy. Dziecko zmarło.

Tragedia rozegrała się we wtorek. Natalia wyszła z domu po godz. 8 rano. Szła w kierunku przystanku autobusowego żeby pojechać do szkoły. Miała do pokonania ok. kilometra, szła prawdopodobnie jak zwykle przez centrum Andrychowa.

Około godz. 8:15 14-latka zadzwoniła do taty i powiedziała, że bardzo źle się czuje i nie wie, gdzie się znajduje. Było to w okolicy pełnej sklepów w centrum Andrychowa. Mimo tego, przez kilka godzin nastolatka pozostawała niezauważona. Dopiero około godziny 13:30 nieprzytomną 14-latkę znalazł znajomy jej rodziny. Wtedy jeszcze żyła, ale już była w stanie głębokiej hipotermii.

Karetka, którą wezwano na miejsce, przewiozła dziewczynkę do szpitala, niestety jej życia nie udało się uratować.

- We wtorek została przewieziona do naszego szpitala 14-letnia dziewczynka w stanie bardzo głębokiej hipotermii. Temperatura ciała wynosiła zaledwie 22 stopnie. Z naszych informacji wynika, że dziecko długo leżało na mrozie - mówi Katarzyna Pokorna-Hryniszyn, rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. I dodaje: - Na dziewczynkę czekał zespół, odpowiedzialny za podłączenie EKMO. To ponad 20 osób, które stawiły się w szpitalu jeszcze przed transportem 14-latki. Procedura została wszczęta w rekordowo krótkim czasie. Niestety nie udało się jej uratować.

Kiedy i jak na zgłoszenie o zaginięciu zareagowała policja?

- Informacja o zaginięciu dziewczyny wpłynęła do komisariatu policji w Andrychowie kilka godzin po tym, jak jej ojciec stracił z nią telefoniczny kontakt. W międzyczasie rodzina poszukiwała jej na własną rękę. W momencie otrzymania zawiadomienia o zaginięciu policjanci niezwłocznie wszczęli poszukiwania - mówi st. asp. Agnieszka Petek z Komendy Powiatowej Policji w Wadowicach.

Inną wersję przedstawia mężczyzna, który odnalazł 14-latkę.

- Z tego co mi wiadomo, jej ojciec zglosił zaginięcie po godz. 9. Córka mu przekazała telefonicznie, że ma mroczki przed oczami i już leży na ziemi - opowiada pan Rafał, przyjaciel rodziny.

- Poszedł na komisariat i zgłosił zaginięcie córki. Jeden z dyżurnych policjantów wypytywał o szczegóły, a drugi miał go uspokajać, że może córka spaceruje po galerii. On im mówił, że córka nie wie gdzie jest i że ma mroczki przed oczami, a oni mu kazali zejść do poczekalni! To trwało ponad godzinę, kilkukrotnie podchodził i prosił, żeby sprawdzili logowanie jej telefonu póki bateria jeszcze działa. NIe spróbowali nawet tego - dodaje pani Anna .

Pan Rafał odnalazł 14-latkę około godziny 13.

- Ten widok mam cały czas przed oczami. Leżała na plecach, z telefonem w ręku, palec miała na ekranie. W międzyczasie już dojechał jej ojciec, zanieśliśmy ją do samochodu, do ciepła. Potem przejęli już ją ratownicy medyczni - dodaje mężczyzna.