10 martwych alpak i lamę wyciągnięto ze spalonego budynku w ośrodku nad jeziorem Gopło. Zdaniem strażaków było to podpalanie. Ktoś wcześniej okaleczył zwierzęta.
W ośrodku rehabilitacyjnym nad jeziorem Gopło doszło do bestialskiego zabicia bezbronnych zwierząt.
Pożar na wyspie
7 listopada około godz. 23 budynki na terenie hodowli zwierząt w ośrodku rehabilitacyjnym nad jeziorem Gopło stanęły w ogniu. Łuna rozprzestrzeniała się między innymi nad budynkiem, w którym nocowały alpaki.
- Zadzwonił znajomy z informacją, że wyspa, gdzie były zwierzęta, się pali – mówi pani Daria. I dodaje: - Ciężko mi teraz odtworzyć tamtą noc. Strażacy nie chcieli mnie wpuścić na teren ośrodka, ale i tak tam wbiegłam w poszukiwaniu swoich zwierząt.
Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Na miejscu pracowało kilka zastępów straży. Widok płonącej hodowli był porażający.
- Strażacy ustalili, że palą się dwa obiekty. Budynek inwentarski i gospodarczy. Pożary zostały szybko zlokalizowane i ugaszone. Niestety w budynku inwentarskim strażacy odnaleźli 10 martwych zwierząt. Było to dziewięć alpak i jedna lama – mówi mł. bryg. Ireneusz Taraszka z Państwowej Straży Pożarnej w Inowrocławiu.
Sprawca prawdopodobnie zakradł się na teren wybiegu, ranił zwierzęta, po czym podpalił budynki.
- Wszystko wskazuje na to, że było to podpalenie. Celowe działanie człowieka – przyznaje mł. bryg. Ireneusz Traszka.
- Wpadłam do stajni, gdzie były zwłoki i zobaczyłam półtoramiesięczne maleństwo. Matka przykryła je ciałem. Myślę, że próbowała je chronić – mówi zrozpaczona właścicielka zwierząt.
- Widać, że do środka stajni dołożono belki, żeby się lepiej paliło, bo wcześniej ich w środku nie było – dodaje pani Daria.
Jej zdaniem zwierzęta przed pożarem zostały skrzywdzone.
- Świadczą o tym ślady krwi – mówi kobieta.
Alpaki pomagały chorym dzieciom
Zwierzęta, które zginęły, wcześniej były wykorzystywane m.in. w terapii autystycznych dzieci. Organizowano kolonie rehabilitacyjne.
- Spalone zostało też pomieszczenie, gdzie w sezonie dzieci miały warsztaty – oprowadza po zgliszczach pani Daria. I dodaje: - Dzieci składały tu alpaki z filcu, malowały na sztalugach i to wszystko spłonęło. Tego domu już nie da rady odzyskać, choćby dlatego, że zapach spalenizny jest nie do pozbycia się.
Kto jest winny tej okrutnej tragedii?
Policja zabezpieczyła ślady oraz dowody mogące wskazywać na celowe podpalenie hodowli. Śledczych zainteresował także pozostawiony przez sprawcę napis wskazujący, iż motywem aktu bestialstwa mogła być zazdrość o mężczyznę.
„Daria, widziałam wasze rozmowy. Po co ci mój facet…”, napisano farbą w spreju na ścianie.
- Napis jest kompletnie bez sensu i nie odnosi się do niczego. Miał po prostu zmienić pole poszukiwań policji. Ja to wiem i wszyscy w okolicy to wiedzą – podkreśla pani Daria.
- W tej sprawie komenda policji w Inowrocławiu, wydział kryminalny, prowadzi postępowanie, które zostało wszczęte z artykułu 288 kodeksu karnego. Jest to uszkodzenie mienia, a także z artykułu 35 ustawy o ochronie zwierząt, który dotyczy uśmiercania zwierząt – mówi asp. sztab. Izabella Drobniecka z Komendy Powiatowej Policji w Inowrocławiu.
- Wykonaliśmy już wiele czynności do tej sprawy. Zbieramy informacje i je analizujemy. W zależności od bieżącej oceny podejmujemy kolejne działania – zapowiada asp. sztab. Izabella Drobniecka.
- Dlaczego wszyscy odrzucamy, że sprawcą była kobieta? Zarżniecie tych zwierząt, zaciągnięcie ich do stodoły - myślę, że dla jednej osoby mogło to być przynajmniej trudne – mówi dziennikarz Przemysław Bohonos. I dodaje: - Aczkolwiek z sekcji wynika, że osoba, która to robiła, robiła to w niezwykle wzburzony sposób. Była tam rana na ranie, więc ta osoba działała pod wpływem bardzo silnych emocji.
- To bestia, psychopata. To jest człowiek, którego nie tylko ja powinnam się bać, to człowiek, który nie powinien funkcjonować w społeczeństwie albo powinien być leczony – uważa pani Daria.
- To hipoteza, ale na pewno jest to osoba, która działała pod wpływem bardzo silnych emocji. Dużo wskazuje na to, że te emocje były związane z jakaś relacją właścicielki zwierząt. Musiała to być jakaś zażyłość – uważa psychoterapeutka Maria Rotkiel. I dodaje: - Dużo wskazuje na to, że sprawca czuł się odrzucony, urażony, zdradzony czy oszukany. Odwet, chęć zemsty, to moim zdaniem bardzo prawdopodobny motyw.
„Ta tragedia zabrała mi wszystko”
Mieszkańcy Ostrówka są wstrząśnięci tragedią. Akt bestialstwa pozostawił lęk i złość.
- Jesteśmy zdruzgotani tym, że ktoś bestialsko zniszczył jej [pani Darii – red.] życie, jej pasję i miłość, a poza tym, zniszczył dostęp dzieci do zwierząt – mówi Barbara Arent-Dorywalska, sołtys wsi. I dodaje: - To była wspaniała sprawa. To nie tylko był jej biznes, to nie tylko był sposób na życie, to była miłość dawana przez zwierzęta chorym dzieciom czy po prostu ludziom, którzy przyjeżdżali, to były rzesze ludzi.
- Ta tragedia zabrała mi wszystko. Nie bałam się nocy, zwierząt czy ludzi, a wczoraj chciałam iść na spacer z dziećmi do lasu i spacer był bardzo krótki, bo bałam się o swoje i ich bezpieczeństwo, mimo że byłam w lesie, naturalnym środowisku – mówi pani Daria.
Kobieta zamierza odtworzyć hodowlę.
- Ale już nie w tym miejscu, bo nie odważę się zostawić swoich zwierząt. Przede wszystkim muszą być bezpieczne - kończy.