Uwaga!

odcinek 7244

Uwaga!

Prokuratura już blisko cztery lata zajmuje się sprawą wypadków na jednym z odcinków S5. – Doszło do tego przez totalny brak oznakowania, że wjeżdżało się w drogę w dwóch różnych kierunkach – mówi nowy świadek.


Wypadki na tymczasowym odcinku S5


„Przed godziną 6 w miejscowości Cotoń doszło do tragicznego w skutkach wypadku z udziałem osobowego fiata brava i busa. Przyczyną wypadku było niezachowanie ostrożności przez kierującego fiatem brava, który podczas manewru wyprzedzania trzech samochodów, zjechał na przeciwny pas ruchu i doprowadził do czołowego zderzenia z busem”, podała w listopadzie 2019 roku jedna z lokalnych rozgłośni radiowych.


Kierowca fiata zmarł w szpitalu. Był nim 37-letni Krystian Łaziński - prawnik i lekarz z polskiej rodziny mieszkającej na stałe w Australii. Zginął, jadąc w rodzinne strony tymczasowo otwartą dla ruchu, jeszcze budowaną, drogą ekspresową S5.


- Było powiedziane, że Krystian wyprzedzał trzy samochody, że właściwie jechał pod prąd. Jeszcze będąc w Australii, wiedziałem, że przyczyna musi być inna – mówi Marcin Łaziński, brat zmarłego.


Pan Marcin na co dzień jest australijskim adwokatem, zajmującym się m.in. sprawami wypadków drogowych. Po wypadku natychmiast przyleciał do Polski, by dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało.


- Chciałem zobaczyć miejsce wypadku. Od razu dostrzegłem, że z drogą jest coś nie tak. Więcej samochodów jechało po lewym pasie niż po prawym – mówi Marcin Łaziński.


Po dokładnym sfilmowaniu miejsca wypadku australijski prawnik zrozumiał, że przyczyną zderzenia mogło być błędne oznakowanie drogi. Ruch odbywał się – do czasu oddania drugiej jezdni - w obu kierunkach, ale kierowcy byli przekonani, że jadą drogą ekspresową i zajmując dwa pasy ruchu, narażali się na śmiertelne niebezpieczeństwo.


- Powiedziałem policji i w prokuraturze, że dojdzie tam do następnego śmiertelnego wypadku. Zaznaczyłem, że stanie się tak w najbliższych dniach – przywołuje Marcin Łaziński
Drogowcy zignorowali jednak ostrzeżenia. Tydzień po śmierci Krystiana w podobnych okolicznościach doszło do kolejnego śmiertelnego wypadku. Niedługo później droga S5 w całości została oddana do ruchu.


Rodzina zmarłego Krystiana uważa, że to nie kierowcy, lecz urząd ponosi odpowiedzialność za wypadki.


Co dalej ze śledztwem w sprawie wypadków na S5?


Po blisko czterech latach, brat zmarłego Krystiana wrócił do Polski. Okazało się, że śledztwo w tej sprawie ciągle trwa, a winnych zaniedbań urzędników wciąż nie udało się znaleźć.


- Cztery lata bez żadnych zarzutów? To żart – uważa pan Marcin. I dodaje: - Może tutaj jest inaczej, ale do mnie ani razu nie zadzwonił prokurator. Nie zadzwonił też do moich rodziców powiedzieć, jak idzie śledztwo i że robią, co mogą.


- Sam do pani prokurator wydzwaniam. Ale prokuratura w ogóle nie chce ze mną rozmawiać. Mój brat zginął na drodze, potem następna osoba kilka dni później i nic. Chcą, żeby wszystko poszło pod dywan – uważa mężczyzna.


Dlaczego sprawa trwa już blisko cztery lata?


- Biegli, którzy opiniowali w sprawie, musieli zmierzyć się z dość skomplikowaną tematyką. Jeżeli chodzi o relacje świadków, to one również nie są zbieżne, więc zaszła potrzeba różnorakich konfrontacji osób, które miały inny odbiór tych zdarzeń – tłumaczy Agnieszka Adamska-Okońska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.


Zadanie, które otrzymała prokuratura, było jednak ułatwione. Australijski adwokat zrobił to, czego nie zrobiła polska policja: dokładnie udokumentował zaniedbania drogowców i próby ich późniejszego tuszowania, a dowody przekazał śledczym.


- Zdjęcie z drona pokazuje, że jest tylko jeden znak, że droga jest dwukierunkowa. Dopiero później dołożono znaki, których jak jechał Krystian, nie było – wskazuje pan Marcin.


- Tej sprawy by nie było, prawdopodobnie szybko by została umorzona z uwagi na brak dowodów, gdyby nie działania i aktywna postawa Marcina Łazińskiego. Zgromadził on większość materiału dowodowego, który pozwalał na kontynuowanie tego postępowania przygotowawczego – podkreśla Rafał Jaszczyszyn, pełnomocnik rodziny Łazińskich.


Opinie biegłych w sprawie wypadków


Ustaliliśmy, że już trzy lata temu prokuratura otrzymała opinię biegłego, która okazała się druzgocąca dla drogowców. Według eksperta, m.in. organizacja ruchu na szosie była niezgodna z projektem, zawierała rażące błędy i wprowadzono ją z naruszeniem prawa. Kierownik budowy nie dopełnił swych obowiązków, czym stworzył zagrożenie dla życia i zdrowia podróżujących. Na zaistnienie wypadków miało też wpływ fatalne oznakowanie.


- Byłem przekonany, że od razu po przeczytaniu tego, sprawa trafi to do sądu. Opinia była jednoznaczna. Można filozofować, czy kierowca mógł cudem uniknąć wypadku, ale to tylko filozofowanie – przekonuje Marcin Łaziński.


Tymczasem prokuratura zamówiła kolejną opinię – tym razem zespołu ekspertów. Czekała na nią trzy lata, a wnioski – w nieco złagodzonej firmie – pokrywają się z ustaleniami poprzedniego biegłego.


Czy w końcu ktoś usłyszy zarzuty w tej sprawie?


- Prokurator podejmie tę decyzję. Ponieważ czynności są przed nami, to na tym etapie trudno mi jednoznacznie powiedzieć, jaka to będzie decyzja – stwierdza prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.


Reakcja drogowców


Czy urzędnicy wyciągnęli wnioski z tragicznej historii? Korzystając z wizyty w Polsce, brat Krystiana chciał porozmawiać o tym z jednym z dyrektorów bydgoskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.


Na miejscu mężczyzna usłyszał, że dyrektor nagle wyjechał.


- Postępowanie się toczy, zajmuje się tym policja i prokuratura. My nic więcej nie wiemy – oświadczyła Kinga Puchowska, rzeczniczka bydgoskiego oddziału GDDKiA.


- Czyli GDDKiA sama nie robi w tej sprawie żadnego postępowania? – dopytywał pan Marcin.
- O takich działaniach wewnętrznych nie jestem poinformowana – powiedziała rzeczniczka.


Nowy świadek w sprawie wypadku na S5


Tymczasem Marcin Łaziński, na własną rękę dotarł do naocznego świadka wypadku swojego brata. Świadka, którego nie znalazła prokuratura, zajęta badaniem kolejnej opinii biegłych.


- [Do wypadku doszło – red.] przez totalny brak oznakowania, że wjeżdżało się w drogę, która jest drogą w dwóch różnych kierunkach. Byłem na 100 proc. pewien, że jest to droga jednokierunkowa, że są to dwa pasy drogi jednokierunkowej. Takie beznadziejne było oznakowanie – mówi pan Piotr.
- Cały czas będę pilnował tej sprawy. Uważam, że ludzie w Polsce powinni chcieć sprawiedliwości. A nie, że jest wypadek, policja powie po kilku minutach, że to była kogoś wina i zamiecie się to pod dywan. W ten sposób nic się nie zmieni – kończy Marcin Łaziński.


Prokuratura zapewnia, że śledztwo w sprawie tragicznych wypadków na drodze S5 skończy się do końca roku. Po informacji od Marcina Łazińskiego zamierza też przesłuchać pana Piotra - naocznego świadka wypadku.