Uwaga!

odcinek 7242

Uwaga!

Pacjenci skarżą się na szpital w Wągrowcu. „Lekarz zaczął na mnie krzyczeć, że jestem u nich”

Pacjenci szpitala w Wągrowcu skarżą się, że byli źle diagnozowani, obrażani i mimo dolegliwości odsyłani do domów. Bywało, że przyjmował ich lekarz bez uprawnień do wykonywania zawodu. Sprawę bada prokuratura.

Pacjenci szpitala w Wągrowcu żalą się na stawianie błędnych diagnoz, nieprzeprowadzanie oczekiwanych badań, odsyłanie chorych do domu, a nawet opryskliwość personelu.

„W drugim szpitalu stwierdzili, że cudem przeżyłam”

Małgorzata Piekarska trafiła na SOR tuż po groźnym upadku z wysokości około trzech metrów.

- Pierwsze co zrobiłam po upadku, to sprawdziłam, czy nie mam złamanego kręgosłupa i czy mogę poruszać nogami – opowiada kobieta. I zaznacza: - Miałam problem z oddychaniem, ale zostało zrobione tylko i wyłącznie prześwietlenie. Wykryto, że złamane są dwa żebra. Dostałam jeszcze zastrzyk przeciwbólowy, przeciwzakrzepowy. I odesłano mnie do domu.

Tymczasem kobieta, czując się coraz gorzej, została zmuszona do szukania pomocy w innym szpitalu.

- Byłam blada jak ściana, zaczęły sinieć mi usta. Pojechaliśmy do szpitala do Żnina. Pan, który mnie obsługiwał, pierwsze co zauważył, to że nie ma ze mną kontaktu wzrokowego. Zrobili mi tomograf głowy, klatki piersiowej i brzucha. Okazało się, że głowa jest czysta, ale złamanych jest więcej żeber, a także odcinki lędźwiowe. Tego dnia zostałam w szpitalu, oczywiście mając zrobiony drenaż, bo przyszła odma – opowiada pani Magdalena.

- W szpitalu byli w szoku, stwierdzili, że cudem przeżyłam – dodaje kobieta.

Na szpital w Wągrowcu skarżą się kolejni pacjenci

Stefania Urbanowicz spotkała się z odmową przeprowadzenia przez lekarza wągrowieckiego SOR-u badań diagnostycznych.

- Zaczęła puchnąć mi noga przy biurku. Towarzyszyło temu bardzo dziwne uczucie, ciśnienie, które nie chce puścić, więc pojechałam na SOR i lekarz stwierdził, że mam iść jednak do pomocy świątecznej POZ – opowiada kobieta.

- Poszłam tam i pani doktor, badając mnie, stwierdziła, że najprawdopodobniej jest to zakrzepica, że mam wrócić do szpitala i mają wykonać mi USG i badanie krwi – przywołuje pani Stefania.

- Lekarz, jak tylko zobaczył, że wchodzę, to zaczął strasznie krzyczeć, że ponownie jestem u nich. Że to jest niepoważne, więc aż usiadłam. Nie mogłam uwierzyć, w to, co on mówi – przyznaje Urbanowicz.

- Cierpiałam, ja tę nogę po prostu za sobą wlekłam. Nie mogłam podnieść do góry, bo był to taki ciężar – zaznacza kobieta.

Po incydencie na SOR-ze pani Stefania także musiała szukać pomocy w innym szpitalu.

- Udałam się do placówki w Obornikach i dopiero tam zostały wykonane mi badania. Wykazały, że mam ostry stan zapalny organizmu z krwi. I że mam oderwanie łękotki od rzepki i torbiel Bakera – tłumaczy pani Stefania.

Jak uwagi pacjentów komentuje dyrekcja?

- Jestem o tyle zaskoczony, że do mnie nie dochodziły takie skargi – mówi Tomasz Bociański, p.o. zastępcy dyrektora ds. medycznych Zespołu Opieki Zdrowotnej w Wągrowcu.

- Rzeczywistość wygląda inaczej. Mamy 800 operacji rocznie, 2000 na samej chirurgii rocznie, 180 w SOR przez weekend – wylicza Bociański.

Szpital w Wągrowcu został wyremontowany za 32 mln zł

Szpital w Wągrowcu przeszedł niedawno gruntowny remont. Jak informowały lokalne media, placówkę wyposażono w specjalistyczny sprzęt. Modernizacja pochłonęła 32 miliony złotych. Tymczasem w szpitalu brakuje personelu.

- Problemy, z którymi boryka się dyrektor, w różny sposób rozwiązuje, znajdując kadrę krajową, ale również sięga po kadrę zagraniczną – stwierdza Tomasz Kranc, starosta wągrowiecki.

Praca lekarzy z zagranicy to także powód narzekań pacjentów. Trudności w porozumiewaniu się z medykami wzbudzają niepokój.

Pan Łukasz miał krwotok

Gdyby nie interwencja żony pan Łukasz, który miał krwotok wewnętrzny, zostałby odesłany do domu.

- Mąż poczuł się źle. Wyszedł wieczorem, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, i stracił przytomność – mówi Małgorzata Woźniak.

- Przyjechała karetka pogotowia i zabrali męża do szpitala – opowiada kobieta.

- Lekarz, który przyjmował mnie w szpitalu, nie mówił w języku polskim – zaznacza Łukasz Skibiński.

- Mąż usłyszał, że może się ubierać, a znowu stracił przytomność. Powiedziałam, że się nie zgadzam. A lekarz na to, że no to dobrze, zostawimy go na noc w szpitalu – przywołuje pani Małgorzata.

Z relacji pana Łukasza wynika, że nadal bardzo bolał go brzuch.

- Z tego powodu traciłem kilka razy przytomność – mówi.

- Mąż bardzo cierpiał, zwijał się z bólu – dodaje żona mężczyzny.

- Na szpitalnym wypisie nie mam żadnych wskazań, co mam dalej robić. Dopiero lekarz rodzinny zlecił mi zrobienie badań krwi i wynikło z nich, że mam olbrzymi spadek hemoglobiny, czyli miałem bardzo duży wewnętrzny krwotok – opowiada pan Łukasz.

Pacjenci skarżą się na barierę językową

Kolejny nasz rozmówca, Łukasz Przybylski, niedawno stracił siostrę. Kobieta miała 52 lata.

- Była pełna życia. Nikt z bliskich nie spodziewał się, że cokolwiek takiego może się wydarzyć – mówi mężczyzna.

- Odwiozłem siostrę na wągrowiecki SOR i zszedł doktor, bardzo źle mówiący w języku polskim. Powiedział, że dzisiaj jej nie przyjmą – przytacza pan Łukasz.

- Dogadywaliśmy się z nim łamaną polszczyzną. To, co mówił, rozumieliśmy w 40 procentach, bariera językowa była duża – dodaje.

Pacjentkę przyjęto na oddział dopiero po zdecydowanej interwencji bliskich.

- Nie wiedzieli, co jej jest. O godz. 23:50 zadzwonił do mnie obcy numer, doktor przedstawił się i poinformował mnie o śmierci siostry – mówi pan Łukasz.

- Przyczyną zgonu było zachłyśnięcie się treścią pokarmową w nocy i uduszenie. A w akcie zgonu jest napisane: „zanik krążenia” – zwraca uwagę mężczyzna.

Czy bariera językowa między lekarzem a pacjentami nie niepokoi dyrektora?

- Lepiej, żeby to był mówiący poprawną polszczyzną lekarz, ale wiadomo, że obcokrajowiec od razu tak polskiego nie posiądzie. Natomiast ja go rozumiem, wielu ludzi go rozumie – stwierdza Tomasz Bociański.

Dyrekcja zatrudniała tego lekarza, mimo wydanej mu przez Wielkopolską Izbę Lekarską odmowy prawa wykonywania zawodu w Polsce.

- [Stało się tak – red.] ze względu na niedostateczną znajomość języka polskiego – tłumaczy Przemysław Ciupka z Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. I dodaje: - Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie lekarza w systemie ochrony zdrowia bez znajomości języka polskiego. Chodzi o zebranie wywiadu, rozmowę z pacjentem, prowadzenie dokumentacji medycznej. Od tego czasu lekarz nie mógł udzielać świadczeń zdrowotnych na terenie Polski, ale wiemy, że działo się inaczej.

Mimo braku uprawnień do wykonywania zawodu w Polsce lekarz przepisywał leki posługując się pieczątką swojej żony.

- Możliwe, że pomyłkowo – stwierdza Tomasz Bociański.

Sprawy ze szpitala w Wągrowcu bada prokuratura

Informacje o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu wągrowieckiego szpitala dotarły do prokuratury. Śledczy badają jak to możliwe, że mimo zakazów lekarz bez uprawnień diagnozował pacjentów.

- Jedno z zawiadomień złożyła osoba prywatna i dotyczy to również błędów w sztuce medycznej. Chodziło o schorzenie ginekologiczne. Pokrzywdzona zgłaszała dolegliwości i zgłosiła się do szpitala, potem została przyjęta przez lekarza, który nie władał językiem polskim, nie było z nim kontaktu, stąd też jej podejrzenia, że ta osoba może wykonywać swój zawód bez uprawnień – mówi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

- Przychodzę do szpitala po pomoc, a nie udzielono mi świadczeń, które mi się należą ze względu na to, że jestem płatnikiem ZUS-u – kwituje pani Stefania.

Uwaga! TVN