Uwaga!

odcinek 7240

Uwaga!

- W ciągu dwóch lat nigdy nie był trzeźwy na polowaniu. Zawsze wypijał niesamowite ilości alkoholu, stawał się agresywny, bił i dusił – opowiada jeden z myśliwych, kompan prof. Pawła P., uznanego lekarza medycyny, wykładowcy akademickiego.


Prof. Paweł P. to uznany lekarz, wykładowca akademicki, ale jednocześnie kontrowersyjny myśliwy. Jego naganne praktyki łowieckie, takie jak polowania pod wpływem alkoholu i znęcanie się nad zwierzętami, ujawnił Superwizjer TVN.


Zagadkowa śmierć po polowaniu


Po emisji reportażu zgłosili się do nas mieszkańcy terenów, na których poluje Paweł P. Zarzucają mu pijaństwo, zabijanie zwierząt domowych i gospodarskich, ale też agresję wobec ludzi.


- To zły człowiek, nie liczący się z nikim i niczym. Największy kłusownik w Polsce – mówi jeden z naszych rozmówców.


Lokalni mieszkańcy zwracają również uwagę na zagadkową śmierć, do jakiej doszło po jednym z polowań.


Janusz Cabański mieszkał samotnie w okolicach Borów Tucholskich. W przeszłości pracował jako piekarz i drwal. Po śmierci żony zaczął nadużywać alkoholu. Imał się drobnych prac dorywczych. Jedną z nich była nagonka na polowaniach Pawła P., czyli straszenie zwierząt, by wbiegały wprost pod profesorską lufę. Po jednej z libacji, zakończonej polowaniem, Janusz Cabański został znaleziony martwy we własnym domu.


- Drzwi były otwarte, światło włączone, zaniepokoiłem się. Wszedłem do środka i znalazłem Janka nieżywego – opowiada Władysław Wysokiński, sołtys Nowego Sumina.


- Ojciec został znaleziony na drugi dzień rano po polowaniu. Prokuratura twierdzi, że to śmierć naturalna, my uważamy inaczej. Takie ślady, jakie miał na ciele wskazują na co innego. Twarz, cały brzuch, kolana miał zdarte do krwi. To nie są ślady po naturalnej śmierci – przekonuje Maciej Cabański.


Kiedy sąsiedzi pana Janusza znaleźli jego ciało, nieoczekiwanie na miejscu pojawił się profesor Paweł P.


- Pan profesor przyjechał z kolegą, który był z nim na polowaniu. Spytał, gdzie Janek, powiedziałem, że leży w domu. Kiedy wyszedł ze środka odpowiedział, że śpi. Dodałem, że raczej śpi snem wiekuistym – opowiada Władysław Wysokiński. I dodaje: - Wyszedł, wykonał jakiś telefon i ruszył stąd z piskiem opon.


- On przecież jest lekarzem. Jak można przyjechać, widzieć, że człowiek nie żyje i tak po prostu odjechać, jakby się nic nie stało? Być może coś się stało na tym polowaniu. Musiał mieć jakieś obawy, skoro tu przyjechał – zastanawia się Tomasz Borta, sąsiad i krewny zmarłego pana Janusza.


Zgon z przyczyn naturalnych?


Po odjeździe Pawła P. na miejsce dotarli pracownicy zakładu pogrzebowego. Kiedy ciało pana Janusza obrócono na plecy odkryto świeże obrażenia, m.in. nadgarstków, klatki piersiowej i otarcia na obu kolanach. To spowodowało, że zakład pogrzebowy odmówił zabrania zwłok wskazując, że ktoś mógł przyczynić się do śmierci mężczyzny.
Prokuratura Rejonowa w Tucholi umorzyła sprawę, uznając, że zgon pana Janusza nastąpił z przyczyn naturalnych. Śledczy nie zbadali okoliczności biesiady i polowania, a profesor Paweł P., najprawdopodobniej nie został nawet przesłuchany w tej sprawie.
- Ojciec jeździł z nim na polowania, pili razem. Skoro on, jako lekarz nie wezwał pomocy, to nie mam z nim o czym rozmawiać. Zachował się jak tchórz i uciekł – mówi syn pana Janusza.
„To był kat a nie myśliwy”
Nasz reporter rozmawiał z mężczyzną, który rok wcześniej brał udział w „profesorskim” polowaniu na tych terenach.
- To był kat, a nie myśliwy. Myśliwy tak do zwierzyny nie strzela, żeby ją rozerwać – uważa pan Jacek.
Podczas polowania, w którym uczestniczył mężczyzna, profesor polował pod wpływem alkoholu i bezpośrednio z samochodu. W nagonce miał brać udział również Janusz Cabański. Było to około roku przed jego śmiercią. Z uwagi na upojenie alkoholowe profesora Pawła P. i jego niecelne strzały, skutkujące kaleczeniem zwierzyny, obaj mężczyźni odmówili dalszego polowania. Miało to wzbudzić agresję myśliwego.
- Uderzył mnie z pięści w głowę, dwa dni mnie bolała. Janek [Janusz Cabański – red.] też dostał tak, że głową o drzewo uderzył. Gdybym go za drzewo nie wciągnął to może i z dubeltówki po nogach by dostał. Odbiło mu, za dużo alkoholu pewnie – wspomina pan Jacek.
Dziennikarze tropiący patologię łowiecką już kilka miesięcy temu ujawnili nagrania z polowań w innych częściach Polski. Sytuacje pokazują agresywne zachowania myśliwego, podobne do tych opisywanych przez pana Jacka.
- W ciągu dwóch lat nie był nigdy trzeźwy na polowaniu. Zawsze wypijał niesamowite ilości alkoholu, stawał się agresywny, bił i dusił – opowiada anonimowo uczestnik polowań, towarzysz Pawła P.
Profesor Paweł P. nie odpowiedział na nasze pytania, dotyczące okoliczności śmierci Janusza Cabańskiego.
- Ktoś na pewno wie, co się stało z moim ojcem. To jest do wyjaśnienia, ale nie przy tej prokuraturze, która tutaj jest – uważa Maciej Cabański, syn pana Janusza.