Uwaga!

odcinek 7239

Uwaga!

We wsi Czerniki na Kaszubach doszło do wstrząsającej zbrodni, w piwnicy jednego z domów znaleziono ciała trzech noworodków. Aresztowano 54-latka i jego 20-letnią córkę. - Tyle ludzi o tym wiedziało i nikt nie potrafił pomóc dzieciom. Nawet nie próbował – mówi osoba znająca sprawę.

W Czernikach mieszka zaledwie 180 mieszkańców. Kilka dni temu w jednym z tamtejszych domów policja odnalazła ciała trzech noworodków, wszystkie były zakopane w piwnicy.


- Została przeprowadzona sekcja zwłok tych dzieci. Ze wstępnych informacji wynika, że jedno z tych dzieci urodziło się kilka tygodni przed ujawnieniem zwłok – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.


Na razie biegli nie byli w stanie ustalić, kiedy urodziły się pozostałe dzieci.


- Na pewno narodziły się znacznie wcześniej. Na dokładne ustalenia biegłych będziemy musieli poczekać w związku z koniecznością przeprowadzenia dodatkowych badań – tłumaczy prokurator Grażyna Wawryniuk.


W sprawie aresztowano 54-letniego Piotra G. i jego 20-letnią córkę Paulinę.


Kim była rodzina z Czerników?


Rodzina G. przeprowadziła się do Czerników 25 lat temu z Gdańska. Piotr G. i jego żona Hanna mieli 12 dzieci: cztery córki i ośmiu synów. Kobieta zmarła kilkanaście lat temu, od tego czasu Piotr G. sam zajmował się dziećmi.


W ostatnim czasie mężczyzna mieszkał tylko z dwojgiem dzieci: 20-letnią Pauliną i 24-letnim niepełnosprawnym Damianem.


24-latek o tym, co się dzieje w jego domu opowiadał sąsiadce.


- Mówił mi, że się wyprowadzi. Powiedział: „Tata mnie bije, wyzywa i wyrzuca z domu. Przeklina na mnie”. Dodał, że jest coś jeszcze. Dopytałam co, a on na to, że ojciec z córką... i dlatego go wyrzucali. Nie wiem, czy to widział, ale musiał widzieć, bo skąd wiedział, że coś takiego robią? – mówi kobieta.


- Jak przechodziłam w okolicy to tam zawsze było ciemno, a okna były zasłonięte – dodaje sąsiadka.


Kobieta przyznaje, że nie zgłosiła tego służbom.


- Wszyscy tutaj byli cicho. Co ja miałam sama mówić? – stwierdza.


20-letnia Paulina G. ukrywała ciążę?


20-letnia Paulina uczyła się w wieczorowej szkole zawodowej. Ostatnio pracowała w jednym z okolicznych sklepów. Pracownice zauważyły, że dziewczyna może być w ciąży.


- Miała ciążowy brzuch, a wcześniej była szczupła. Nosiła szerokie t-shirty – słyszymy.
Pracownice zapytały wprost 20-latkę, czy ta jest w ciąży.


- Odpowiedziała, że nie. Że ma chore jajniki, torbiel na jajnikach.


- Przez jakiś czas nie było jej [Pauliny – red.] widać. Wróciła już bez ciążowego brzucha. W stanik wkładała różne wkładki, bo leciał jej pokarm. Wiadomo było, że urodziła. Tylko nie było wiadomo, co stało się z dzieckiem – dodaje nasza rozmówczyni.


Z jej relacji wynika, że ojciec 20-latki codziennie przywoził ją do pracy i odbierał z niej.


- Było wiadomo, że gdyby to dziecko było, to nie byłoby w tym momencie komu się nim zajmować – mówi nasza rozmówczyni.


Kazirodczy związek Piotra G. z córką


Pojawiły się też pytania i domysły, kto jest ojcem dziecka. Wszystkie poszlaki wskazywały, że to Piotr G., czyli ojciec Pauliny. Jak mówią mieszkańcy Czerników, od dłużnego czasu obserwowali, że mężczyznę z córką łączyć może nie tylko rodzicielska więź.


- Chodzili razem za rękę, on potrafił klepnąć ją w tyłek, razem wybierali perfumy. Mówili do siebie kochanie, każdy o tym wiedział i każdy był do tego przyzwyczajony – słyszymy od jednej z naszych rozmówczyń.


Piotr G. miał odbierać porody żony i córek


W ostatnich dniach potwierdziło się, że trzy martwe noworodki to dzieci Piotra G. i jego córek. Dwoje z nich to dzieci Pauliny. Jedno najprawdopodobniej jej starszej siostry.


- Porody odbierał ojciec. To on odbierał wszystkie porody żonie. W tej rodzinie było 12 dzieci, 12 porodów odebrał w domu, tak że to dla niego nie było problemem, by odebrać poród córkom – mówi jedna z naszych rozmówczyń.


Piotr G. mógł molestować także inne swoje córki. Dotarliśmy do rodziny, u której po ucieczce od ojca tyrana, schroniła się jedna z jego córek.


- Była źle traktowana. Ojciec chciał t... Twierdziła, że ojciec gwałci dzieci. Kazałam jej to zgłosić na policję, ale ona nie chciała. Nie wiem czemu. Może nie chciała robić zamieszania – słyszymy.
Dlaczego przez lata nikt nie reagował na niepokojące sygnały?


- Przyjechał kurator. Nie raz była też policja, przyjeżdżała do nich pomoc społeczna. Chyba lepiej wiedzieli, co tam się dzieje niż my – mówi jedna z sąsiadek rodziny G.


- Tyle ludzi o tym wiedziało i nikt nie potrafił pomóc tym dzieciom. Nawet nie próbował – mówi osoba, która poznała Paulinę G.


Kto jest winny?


- Służby, opieka społeczna jeździła tam i sprawdzała. Według nich nic tam się nie działo, wszystko było w najlepszym porządku – mówi kobieta.


- Wszyscy, łącznie z nami zadają sobie pytanie, co zawiodło, co mogliśmy zrobić inaczej. I to nie jest pytanie, na które dzisiaj znajdzie się odpowiedź - mówi Joanna Mikołajska, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Starej Kiszewie.