Uwaga!

odcinek 7237

Uwaga!

- To jest okropne, że po 10 latach muszę wracać do początku tej sprawy – mówi Bożena Wołowicz. Proces oskarżonych o stalking sąsiadów pani Bożeny ruszył od nowa.

- Sprawa trwa od lutego 2013 roku do dziś. To już ponad 10 lat. Wyliczyłam, że od początku byłam już 109 razy w różnego rodzaju sądach – mówi Bożena Wołowicz.


Historię pani Bożeny opisywaliśmy już wielokrotnie. Kobieta, dziesięć lat temu sprzedała, sąsiadujący z nią dom właśnie rodzinie K. Nowe sąsiedztwo okazało się początkiem jej koszmaru. Z relacji kobiety wynika, że była bezustannie nękana, grożono jej śmiercią.


Po wielu latach batalii sądowej sąsiedzi pani Bożeny zostali skazani na niemal rok więzienia w zawieszeniu. Jednak sąd odwoławczy dopatrzył się błędów proceduralnych i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Wszystko zaczyna się więc od początku.


- Dokumentację z sądu wyrzuciłam ze swojego domu do komórki, żeby mi to w najmniejszym stopniu nie przypominało tego koszmaru – mówi pani Bożena.


- Teraz to wszystko wraca. To koszmar, bo już trochę odetchnęłam i wydawało mi się, że będzie spokój – dodaje.


Rodzina K. na rozprawę została doprowadzona z aresztu


Od setki poprzednich rozpraw te ostatnią odróżniało to, że rodzina K. po raz pierwszy na salę rozpraw dotarła w kajdankach. Od kilku miesięcy lekarka oraz dwójka jej dorosłych dzieci przebywają w areszcie, po tym jak grozili bronią swojemu nowemu sąsiadowi.


- Ci łeb odpalę, ty sk.. – usłyszał mężczyzna ze strony rodziny K.


Reporter Uwagi! w dniu rozprawy zapytał Małgorzatę K., czy więzienie skłoniło ją do refleksji.
- Do widzenia. Będziecie płacić odszkodowanie i to niemałe. Sp… - oświadczyła.


- Normalni ludzie potrzebują do życia domu, rodziny, przyjaciół, pracy. A im jest potrzebne do życia paliwo, którym jest krzywdzenie, dokuczanie, niszczenie ludzi. Oni wówczas żyją – uważa Bożena Wołowicz.


Kobieta musiała uciekać przed rodziną K. Wyprowadziła się w inne miejsce i przez długi czas wracała do swojego domu jedynie w asyście policji, na jeden lub dwa dni w tygodniu. Z czasem sprzedała nieruchomość panu Antoniemu, który również skarżył się na nękanie ze strony sąsiadów.
Inni poszkodowani przez rodzinę K.


Poszkodowanych może być dużo więcej. Kilkanaście lat temu problemy z rodziną K. miał też pan Andrzej. Mężczyzna został zaatakowany przed własnym blokiem.


- To, co oni wyprawiają to nie mieści się w głowie – mówi dzisiaj mężczyzna. I dodaje: - W mojej sprawie okazało się, że w chwili popełnienia przestępstwa, i tylko w tej chwili, mieli całkowicie zniesioną poczytalność. Natomiast okazuje się, że na drugi dzień pani doktor może iść do pracy wystawiać lekarstwa i leczyć ludzi.


- Małgorzata K. przez lata uczyła się jak omijać… Wystarczy pisać pisma i na każde pismo trzeba odpowiedzieć. A ktoś kto jest po drugiej stronie nie wie jaka jest sytuacja i wznawia procedurę. I tak oni dokuczali wszystkim i dookoła – wskazuje mężczyzna.


W sprawie o pobicie pana Andrzeja, sąd uznał niepoczytalność rodziny K. Nikt z nich jednak, nie trafił na dłużej do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.


Jak działała rodzina K.?


Schemat działania rodziny K. jest od lat taki sam. Są skłóceni ze wszystkimi ze swojego otoczenia, atakując ich również pośrednio poprzez wysyłanie dziesiątek pism czy donosów, do różnych instytucji. Po to, aby utrudnić życie. Pismami zalewają również policję, prokuraturę czy sądy, paraliżując ich pracę.


- Dla ofiary to jest tortura, bo jeżeli ofiara przez 10 lat ma się po wielokroć spotykać z tymi, którzy ją szykanują, którzy ją dręczą, to trudno tutaj mówić o sprawnym wymiarze sprawiedliwości, trudno mówić o praworządnym państwie – mówi Zbigniew Ćwiąkalski, prawnik, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny.


Większość zawiadomień o groźbach karalnych, czy stalkingu prokuratura przez lata umarzała. Kilka tygodni temu odwołany został prokurator rejonowy z Dębicy. W sądzie natomiast toczy się jeszcze jedna sprawa. Rodzina K. została już w niej skazana na bezwzględne więzienie, ale… sąd najwyższy również dopatrzył się błędów formalnych i również w tym przypadku proces trzeba będzie rozpocząć od nowa.


- Ja do nich mam żal, bo to oni są bezpośrednio przyczyną tego wszystkiego, ale czasami większy żal mam do wymiaru sprawiedliwości, że nie potrafił tego opanować. Gdyby nie ta sytuacja to nigdy bym nie sprzedała swojego domu – kończy pani Bożena.