Uwaga!

odcinek 7233

Uwaga!

Reporter Superwizjera Michał Przedlacki został dopuszczony na szpicę ukraińskiego ataku. Zobaczył jaką cenę płaci się za wydzieranie ziemi z rąk okupanta. – Gdyby nie mój syn, to ja nie poszedłbym na wojnę. W sobotę minie 9 dni jak go już nie ma – mówi jeden z bohaterów reportażu.


Już drugi rok trwa wojna w Ukrainie. Niedawno ruszyła ukraińska ofensywa na południu kraju. Jako jedyni na świecie zostaliśmy dopuszczeni do dokumentowania pierwszych dni walk.


Jak wygląda ukraińska ofensywa?


Reporter Superwizjera towarzyszył Andrijowi. Przed wojną mężczyzna był finansistą, na front poszedł dla swojego syna.


- Droga, którą teraz jedziemy, to droga się zaczynał się atak. To ostatni punkt – opowiada Andrij.
Dalej nic nie jest już pewne. Piechota nie będzie mogła ruszyć bez rozpoznania.


Po tym jak Andriej wydał żołnierzom rozkazy wycofaliśmy się z flanki na Blahodatne, polną drogą, znajdującą się pod stałym ostrzałem. Jest ona usiana wrakami zachodniego sprzętu. Zdobycie każdego jej metra wymagało wielkiego poświęcenia.


- Mimo całego naszego wysiłku odrzuciliśmy ich stąd na zaledwie 5 kilometrów – jest naprawdę ciężko – przyznaje Andrij.


Po pewnym czasie wóz Andrija wjechał do zrujnowanego Blahodatne. Mężczyzna odebrał meldunek od grupy zwiadowców, którzy sprawdzali najbliższą okolicę.

- Oni gdzieś tam są, znaleźliśmy ich świeżo porzucone rzeczy – mówi jeden żołnierzy.
Rosjanie mogą gromadzić siły by wkrótce zaatakować. Andriej wziął kilku ludzi by osobiście sprawdzić drogę i miejsce, o którym mówili mu żołnierze.


- Gdy szliśmy z hangaru, to złapaliśmy jednego Ruska, powiedział, że mają tu drużynę, jest ich jeszcze z 10. Wypuściliśmy na nich drona z granatem. Zaczęła się strzelanina – opowiada jeden z ukraińskich żołnierzy.


Sytuacja jest gorsza niż się wydawało. Okazało się, że część terenu nadal kontroluje nieprzyjaciel, który może być wszędzie.


- Lepiej odbezpieczyć broń, żeby w razie czego strzelać – mówi jeden z żołnierzy.


Rosyjski jeniec


W pewnym momencie żołnierze przyprowadzili pojmanego jeńca. Rosjanin miał na sobie mundur zwiadowcy.


Jeden z żołnierzy - Lermontow przejął więźnia, by wywieźć go poza teren walk.


Po jakimś czasie do Andrija dotarła informacja, że pojazd, którym Lermontow odwoził jeńca został trafiony rosyjskim pociskiem. Mężczyzna, bez wahania wyrusza, aby odnaleźć rannego Lermontowa.


Udało się dotrzeć do wraków samochodów, jednak nikogo przy nich nie było. W końcu Andrij odnalazł Lermontowa. Okazało się, że jest ranny w głowę i ogłuszony. Po chwili wyszło na jaw, że ranny jest także rosyjski jeniec.


Po krótkim czasie jeniec trafił w ręce medyków. Natychmiast zaczął go przesłuchiwać żołnierz ukraińskich sił specjalnych.


- Przez pięć dni chodziłem sam. Chciałem uciec albo się poddać – mówił Rosjanin. Stan jeńca okazał się ciężki, ale stabilny.


Po tym zdarzeniu żołnierze, którzy prowadzili ewakuację ruszyli wraz z Andriejem do bazy, by otrzymać nowe zadania.


- Będą koordynować ataki artylerii i czołgów. Ale nikt nie zna tej drogi tak jak ja, bo tam, dokąd ich wieziemy służył mój syn – mówi Andrij.


- Mój syn zginął – mówi Andrij i zaczyna płakać.