Uwaga!

odcinek 7232

Uwaga!

Założona i prowadzona przez księdza Dariusza D. "Kaplica Radości" to sala zabaw zorganizowana w parafialnej stodole. Miała być atrakcją dla lokalnych dzieci, jednak doszło w niej do niebezpiecznego zdarzenia. 10-letnia dziewczynka spadła ze zjeżdżalni na beton.


„Córka była nieprzytomna, polała się krew”


Z relacji księdza wynika, że stworzył salę, żeby dzieci miały się, gdzie bawić. W sierpniu doszło tam do bardzo groźnego wypadku.


- Julka bawiła się na zjeżdżali. Pomagałam jej na początku, ale świetnie sobie radziła więc potem stałam już z boku. Kiedy córka weszła na górę, chciała oprzeć się o siatkę. Niestety była w niej dziura i Julka spadła z trzech metrów na beton – opowiada Katarzyna Zarębska.
Matka 10-latki była przerażona.


- Mąż ją podniósł (…). Julka charczała, była nieprzytomna, leciała jej krew z nosa. Myślałam, że nie żyje – opowiada pani Katarzyna.


Matka dziewczynki twierdzi, że ksiądz Dariusz D. był na plebani w czasie, gdy doszło do wypadku, ale nawet po przyjeździe karetki nie pojawił się w stodole. 10-letnia Julia została zabrana najpierw do szpitala w Skierniewicach, skąd przetransportowano ją śmigłowcem do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.  Spędziła tam dwa tygodnie.


- Była cewnikowana. Okazało się, że nie rusza lewą rączką w barku, ucierpiał też staw skokowy. Miała duży obrzęk na pośladku no i guz z krwiakiem na głowie – opowiada matka 10-latki.


Prokuratura: Bierzemy pod uwagę różne hipotezy


Kiedy doszło do wypadku w sali zabaw przebywało kilkanaście osób, jednak nikt nie wezwał policji. Sala potem normalnie funkcjonowała, nadal przychodzili do niej rodzice z dziećmi. Dwa miesiące po wypadku w intrenecie pojawiło się jednak ogłoszenie o sprzedaży jej wyposażenia. Ksiądz zaczął szukać potencjalnego nabywcy.


Matka 10-latki zawiadomiła prokuraturę, ale dopiero po miesiącu od wypadku. Dopiero wtedy dokonano pierwszych oględzin sali, a także zjeżdżalni.


- To urządzenie posiada zabezpieczenia chroniące przed upadkiem. Czy te plastikowe zaciski, którymi przytwierdzona była siatka są wystarczające? Tego jeszcze nie wiemy. Prokurator zabezpieczył urządzenie do ekspertyzy, którą przeprowadzi biegły. Brane są pod uwagę różne hipotezy tego zdarzenia – podkreśla Sławomir Mentrycki z Prokuratury Rejonowej w Rawie Mazowieckiej.


Julia cierpi na autyzm, nie mówi, ma też niedowład i padaczkę. Według relacji pani Katarzyny przed wypadkiem ani ksiądz, ani inni rodzice nie mieli żadnych zastrzeżeń, że dziewczynka pod opieką matki spędza tam czas. Jednak po tym jak dziecko uległo wypadkowi zaczęły do niej docierać opinie, które odbiera jako bardzo krzywdzące.


- Usłyszałam nawet pytanie w stylu: Po co ona tam poszła, skoro to dziecko jest niepełnosprawne? – wspomina pani Katarzyna.


Nikt nie wydał zezwolenia?


Prokuratura w ramach prowadzonych czynności powiadomiła nadzór budowlany, by przeprowadził kontrolę budynku. Inspektorzy nadzoru nie wiedzieli, że w stodole działa sala zabaw, bo ksiądz nie wystąpił o zmianę sposobu użytkowania tego obiektu. Dlatego wydano decyzję o jej zamknięciu.


- To była samowola. Chcąc zrobić salę zabaw w stodole trzeba by wykonać projekt, uzyskać zgody sanepidu i straży pożarnej – podkreśla Wiesław Sitarek, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Skierniewicach.


Ksiądz jest osobą, która od dawna wzbudza kontrowersje. Sala nie była jego pierwszym pomysłem, wcześniej chciał założyć przedszkole tylko dla ochrzczonych dzieci. Był też bardzo aktywny w intrenecie, a jego niektóre wypowiedzi bulwersowały.


- Dostałam sygnał od rodziców dzieci z naszej klasy, że moje dziecko zostało uderzone przez księdza. Syn był wtedy w drugiej klasie. Wiem, że ksiądz krzyczał na dzieci, dociskał głowy do ławki, generalnie stosował przemoc wobec dzieci. Mój syn prosił mnie, żebym wypisała go z lekcji religii – mówi anonimowo matka ucznia.


Kuria Łowicka w oświadczeniu jakie otrzymaliśmy podkreśla, że ksiądz cieszy się uznaniem wielu parafian, a w sprawie wypadku dziewczynki złożył już wyjaśnienia. Zapewnił, że spełnione zostały wszystkie warunki by sala bezpiecznie funkcjonowała.


- Nie szkaluje parafii, tylko chcę sprawiedliwości. Co by było, gdyby moje dziecko zginęło? – kończy matka 10-letniej Julii.