Poparzone ciało i przerażone dziecko – tak może się skończyć zabawa balonem. Część sprzedawców zaczęła napełniać je łatwopalnym wodorem.
Pełne straganów festyny i jarmarki to nieodzowny krajobraz letnich miesięcy niemal w całej Polsce. Wakacje to czas żniw dla sprzedawców różnego rodzaju atrakcji – przede wszystkim tych przeznaczonych dla najmłodszych. Teoretycznie wszystkie te produkty powinny być bezpieczne. Jednak od kilku tygodni docierały do nas informacje, że w takich miejscach pojawiają się też sprzedawcy, którzy oferują baloniki wypełnione łatwopalnym i niebezpiecznym wodorem.
- Cena helu poszła bardzo mocno do góry, a wodór jest dużo tańszy. Takie balony z wodorem są więc dużo tańsze, ale jest to niebezpieczne – mówi sprzedawczyni balonów. I dodaje: - Sama napełniam balony helem, tylko. Mam oznaczoną butlę. Po prostu ludzie zaczęli o to pytać.
O tym, jak bardzo niebezpieczne są takie balony, przekonał się pan Wojciech, który kilka tygodni temu odwiedził festyn w Minołowie.
- Mój młody zauważył stragan z balonami i od razu chciał balon. Kupiłem. Wróciliśmy do domu, przez dwa dni dziecko się nim bawiło, potem zapomniało o balonie i ten wisiał w pokoju – opowiada Wojciech Ciszek.
- W poniedziałek zadzwoniła do mnie narzeczona, że siedziała z dzieckiem w pokoju, bawiła się i nagle rozległ się huk. I zobaczyła, że balon się zapalił. Obok mamy łazienkę, więc wzięła go szybko i zalała wodą – przywołuje mężczyzna.
2-letniemu synowi pana Wojciecha, na szczęście, nic złego się nie stało. Płonący balon nadpalił jedynie kilka zabawek w dziecięcym pokoju.
Jak to możliwe, że doszło do samozapłonu? O wyjaśnienie tej kwestii poprosiliśmy chemika z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Samozapłon balonu jest możliwy, ale w bardzo wysokiej temperaturze. Najczęściej jest on wywoływany przez iskrę, na przykład przez przeniesienie ładunku – mówi Piotr Cieciórski z wydziału chemii Uniwersytetu Warszawskiego. I tłumaczy: - Właściwością tworzyw sztucznych jest to, że można na ich powierzchni gromadzić ładunki. Jako dzieci często bawiliśmy się, pocierając balon o głowę, włosy. Elektryzowało się balon i można było coś do takiej powierzchni przyczepić. W takim przypadku powierzchnia tego materiału elektryzuje się i zbierają się na niej ładunki, a wodór jest niesamowicie reaktywnym i skrajnie łatwopalnym gazem.
Zdaniem eksperta, jedynie patrząc na napompowane balony, nie sposób rozróżnić, który jest z helem, a który z wodorem.
Postanowiliśmy przeprowadzić eksperyment. Dwa balony zamocowaliśmy w bezpiecznym miejscu na dziedzińcu wydziału chemii. Balon napełniony helem jedynie się przedziurawił, a gaz z niego wyleciał. W przypadku balonu z wodorem, doszło do błyskawicznego jego spalenia.
Nieuczciwi sprzedawcy wykorzystują to, że nie sposób odróżnić, jakim gazem napełniony jest balon. Nie przeszkadza im, że podczas dziecięcej zabawy może dojść do tragedii, tak jak stało się to u pana Kamila.
- Marcel był w trakcie odbijania balona, tak jak odbija się piłkę siatkową. Jak Marcel odbił balon, to ten zaczął się palić. Ania chciała go odbić, ale jak już dotykał jej rękę, to był w połowie spalony. Opadając, przykleił się jej do dłoni i ją poparzył – mówi Kamil Dybich. I dodaje: - Na szczęście jej ręce były wyciągnięte na wysokości twarzy, więc naturalnie tworzyły barierę, że nie przylepiło się to do buzi, czy całego ciała.
- Wrzuciłem tę całą historię na Facebooka i ludzie zaczęli mi zgłaszać, że też mieli takie balony i jak zaczynały się palić, ziały jak z palnika gazowego - przywołuje.
Swoją historię w mediach społecznościowych opisał także pan Wojciech. Chciał ostrzec innych rodziców przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Zamieścił zdjęcia spalonego balonu, zniszczonych zabawek i fotografię z festynu, na której przypadkowo znalazł się samochód sprzedawcy balonów. Internauci szybko ustalili jego tożsamość.
Chcieliśmy się z nim spotkać, ale mężczyzna zmienił miejsce zamieszkania. Udało nam się jednak dodzwonić.
- Z tego, co ja się orientuję, to każdy balon może się podpalić od ciepła, czy jest z helem czy czymś tam… - stwierdził.
Reporter zaznaczył, że hel nie jest substancją łatwopalną.
- To się pan grubo myli. To jest folia i jak najbardziej może się to podpalić. Mamy wszystko udokumentowane, że mamy hel – dodał.
Po zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa złożonym przez pana Wojciecha, działalnością tego sprzedawcy balonów zajęli się policjanci.
Jak policja sprawdza sprzedawców balonów?
Od kilku lat z nieuczciwymi handlarzami balonów walczy Adam Byrski - na co dzień animator i właściciel sklepu z balonami.
- W tym roku na odpuście w Kobiernicach zauważyłem, że pan pompuje balony wodorem. Przyjechała policja, spisała protokół i sprawa prawdopodobnie trafi do sądu. Za tydzień, czy dwa znów spotkałem tego człowieka na festynie, ale zamiast wodoru miał butlę z helem. Zdziwiło mnie, że pan miał wodór, a nagle tyle balonów helem by pompował – opowiada Bryski.
Pan Adam kupił podejrzany balon i w obecności strażaków przeprowadził eksperyment, który potwierdził, że balon był wypełniony wodorem.
- Znowu zadzwoniłem na numer 112 i przyjechali policjanci z Kóz. Porozmawiali ze mną i ze sprzedawcą. Ten wypierał się, twierdząc, że to hel, że ma butlę z helem. Przeszukali jego auto, ale nie znaleźli wodoru i zostawili go w spokoju, żeby dalej sprzedawał balony. On po prostu przywiózł z domu balony napompowane wodorem – przekonuje mężczyzna. I dodaje: - Poszedłem do organizatora, żeby powiedzieć, jaka jest sytuacja, ale powiedział, że nic nie może zrobić, bo ten człowiek może go oskarżyć, że go niesłusznie podejrzewa.
Ci, którzy napełniają balony wodorem, mogą czuć się bezkarni, bo żaden przepis nie zabrania napełniania tych dziecięcych zabawek tym niebezpiecznym gazem. Dlaczego?
Pytaliśmy w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów i w Wojewódzkim Inspektoracie Inspekcji Handlowej w Warszawie. W żadnym z urzędów nie odpowiedziano nam na pytanie, dlaczego nie ma przepisów, które chroniłby dzieci przed niebezpiecznym wodorem.
Niestety, brak przepisów i zakazu prowadzi do kolejnych tragedii.
- Szwagier kupił moim córkom balony napełnione helem, po pięciu dniach z balonów zszedł już prawie cały gaz, były już takie leżące na ziemi. Wtedy jedna z moich córek postanowiła wyciąć obrazek jednorożca nożyczkami. W momencie kiedy przecięła balon nożyczkami, nastąpił wybuch i samozapalenie gazu. Podmuch spalił córce brwi, rzęsy, fragmenty włosów i mocno oparzył rękę. Doszło do oparzenia drugiego stopnia – opowiada pani Joanna.
- Namierzyliśmy sprzedawcę tych balonów, ponieważ każdy kto sprzedaje na odpustach, musi wykupić miejscówkę i tak doszliśmy, kto to jest. Obecnie toczy się postępowanie pod nadzorem prokuratury rejonowej dotyczące narażenia na utratę życia lub trwały uszczerbek na zdrowiu przeciwko – dodaje kobieta.
- To jest sytuacja niedopuszczalna, to jest narażanie dzieci, ale też dorosłych na ogromne niebezpieczeństwo – kwituje Piotr Cieciórski.