Uwaga!

odcinek 7169

Uwaga!

Każdego roku z powodu przemocy w rodzinie umierają w Polsce kolejne dzieci. Tysiące jest bitych i maltretowanych, a ich doświadczenia powodują traumę na całe życie.


- Czuję, że nie daliśmy rady jako państwo i jako dorośli. Przechodzimy obojętnie obok tych wydarzeń i dalej nic się nie dzieje – mówi przedstawicielka fundacji, która od lat postuluje o zmianę przepisów.


Kamil został skatowany przez swojego ojczyma. 8-latek był bity, przypalany papierosami, sadzany na gorącym piecu. W stanie krytycznym trafił do szpitala, gdzie kilka tygodni trwała walka o jego życie.


„Też byłam bita”


26-letnia Magdalena to siostra przyrodnia skatowanego Kamila z Częstochowy. Ona także była bita i maltretowana przez ojczyma. Trafiła do domu dziecka. Swojego przyrodniego brata poznała niedawno, bo wychowywali się osobno. Doświadczali jednak podobnej przemocy i agresji ze strony dorosłych.


- Partner mamy mieszkał z nami. Bardzo dużo pił. A jak pił, to nie był sobą. Bił mnie i mamę. Rzucał mną o szafę. Wolałam się tułać po ulicach niż wrócić do domu i znowu dostać – wspomina Magdalena Mazurek.


- Pamiętam Magdę. Czasem w nocy, w samej piżamce biegała w stronę komisariatu policji. Policjant ją przyprowadzał, kupował jej coś do jedzenie i picia i zaprowadzał do domu. To było często. Dobrze, że ją zabrali z domu wcześnie – opowiada pani Henryka, znajoma rodziny.


- W placówce spędziłam 10 lat. Tęskniłam za mamą. Patrzyłam przez okno, krzyczałam za nią, jak wiedziałam, że przyjedzie – opowiada pani Magdalena.


Młoda kobieta niedawno zdecydowała się odwiedzić matkę. Było to ich pierwsze spotkanie od wielu lat.


- Też byłam bita. Nie miał mi kto pomóc. Moja matka piła, poznałam ją w wieku 12 lat. Wychowywała mnie babcia. W moim domu też była przemoc, też uciekałam – wyznała.


Jak systemowo chronimy dzieci?


Od dramatu pani Magdaleny minęły prawie dwie dekady. W zakresie ochrony polskich dzieci nie zmieniło się jednak za wiele. Jej brat Kamil został skatowany przez ojczyma mimo tego, że rodzina była pod nadzorem kuratora sądowego oraz pracowników socjalnych.


- W Polsce próbujemy chronić dzieci. Mamy tylko zręby systemu ich ochrony. Są sprawy, gdzie w ogóle nie pyta się dzieci o ich wersję wydarzeń. Tak było m.in. w sprawie Kamila z Częstochowy. Nie rozmawiano z nim – podkreśla Renata Szredzińska z fundacji „Dajemy dzieciom siłę”.


- W Polsce dziecko nie może mieć swojego pełnomocnika, adwokata tak jak dorośli. Zgodnie z polskim prawem reprezentantem dziecka będzie zawsze jego rodzic. Nawet jeśli to rodzic, który przypalał je papierosami, oblewał wrzątkiem albo krzywdził je seksualnie – dodaje dr Anna Krawczak, z fundacji „Dajemy dzieciom siłę”.


Według danych tej fundacji, od zeszłego roku w polskich rodzinach, zostało skatowanych co najmniej trzydzieścioro dzieci. To dane zebrane jedynie z przekazów medialnych.


Jak pomóc dzieciom?


Straumatyzowana trudnym dzieciństwem młodzież częściej niż na państwo, może liczyć na pomoc organizacji pozarządowych. Fundacja „Po drugie” pomaga tym, którzy są zagrożeni bezdomnością.


- 80 proc. młodzieży, która u nas przebywa to młodzież wymagająca leczenia psychiatrycznego. To osoby z zaburzeniami psychicznymi z powodu traum, które przeszli – opowiada Agnieszka Sikora z fundacji „Po Drugie”. I dodaje: - Większość z nich ma poczucie, że z problemami byli sami. Na rodziców nie mogli liczyć, służby pojawiły się późno.


- Pamiętam, jak wziąłem w domu cukierka bez pytania. Ojczym był pijany, zdenerwował się, wziął nóż i chciał mi uciąć palce. Gdyby nie mama, zapewne bym je stracił. Pamiętam, że mama zasłaniała mnie własnym ciałem. Jak o tym myślę, to do dziś czuję uderzenia na ciele. Pamiętam, że leżałem na podłodze i płakałem – opowiada jeden z podopiecznych fundacji.


Dzieci, które przeżywają piekło w swojej rodzinie jest w Polsce tysiące. To wina nieszczelnego systemu opieki, niejasnych kompetencji pracowników socjalnych, kuratorów sądowych czy braku odpowiednich szkoleń, również w sądach rodzinnych.


Już cztery lata temu fundacja „Dajemy dzieciom siłę” proponowała wprowadzenie zmian, które tak jak w Wielkiej Brytanii mogłyby pomóc ograniczyć zdecydowaną większość przypadków śmiertelnych. Projekt jednak utknął w Kancelarii Prezydenta.


- Czuję, że nie daliśmy rady jako państwo i jako dorośli. Przechodzimy obojętnie obok tych wydarzeń i dalej nic się nie dzieje – uważa Renata Szredzińska z fundacji „Dajemy dzieciom siłę.
Dopiero olbrzymia presja społeczna po śmierci Kamila z Częstochowy sprawiła, że politycy przypomnieli sobie o obowiązkach wobec najmłodszych. Projekt zmian powstał przy pomocy wielu organizacji społecznych i został nazwany „ustawą Kamilka”. Zakłada analizę każdego przypadku śmierci dziecka z powodu przemocy, obowiązkowe szkolenia pracowników socjalnych, kuratorów sądowych oraz sędziów rodzinnych. Wprowadza też procedury, które bez żadnej wątpliwości będą w stanie wykryć zagrożenia dla dziecka. Ustawa jednak nadal czeka na głosowanie.


- Przypadek Kamila jest znamienny. Był w jego rodzinie asystent rodziny, nadzory kuratorski, pracownicy socjalni, a dziecko nie żyje. Takich przypadków możemy uniknąć – uważa dr Anna Krawczak.