Uwaga!

odcinek 7164

Uwaga!

Po latach pracy zostali zwolnieni. Jak orzekł sąd - bezpodstawnie. Mimo to starosto od blisko trzech lat nie wypłaca im zasądzonych odszkodowań, a odsetki ciągle rosną. Jak to możliwe?

Pracownicy Starostwa Powiatowego w Biłgoraju oskarżają urzędników o bezpodstawne zwolnienia. Jednym z nich jest były już kierowca urzędu. Cztery lata temu mężczyzna uległ poważnemu wypadkowi.


- Podczas ćwiczeń na bieżni złamałem nogę. Złamanie było poważne i wiązało się z operacją – opowiada Krzysztof Siek.


- Teraz ma w nodze płytkę tytanową, cztery śruby i coś jeszcze, to było złamanie tuż przy kostce– opowiada Jadwiga Siek, matka pana Krzysztofa.


- Wróciłem do pracy, zacząłem chodzić tą nogą, ale niestety mnie to bolało – wspomina pan Krzysztof.


- Wrócił do pracy kilka dni przed tym, jak zmienił się starosta. I wtedy właśnie to wszystko się zaczęło. Widać było, że ktoś z tej pracy chce go ewidentnie usunąć – mówi matka pana Krzysztofa.


Nowy starosta


Gdy pan Krzysztof wrócił do pracy, władze urzędu zmieniły się, a nowo wybrany starosta przeprowadził wśród kierowców test kompetencji zawodowej. Największą liczbę punktów otrzymał nowy kandydat.


- Nie pamiętam, ile dokładnie miałem punktów, ale to było jakieś 30 pytań z czego na 27 odpowiedziałem dobrze, a drugi kolega odpowiedział na 24 lub 25 pytań. Nowy kierowca z 30 pytań na 29 odpowiedział dobrze – przywołuje pan Krzysztof.


- Po tym teście, na następny dzień starosta wręczył mi wypowiedzenie. Napisane było: „Utrata zaufania spowodowana niskim wynikiem testu kompetencji” – dodaje mężczyzna.


Krzysztof Siek nie jest jedynym pracownikiem zwolnionym przez starostę biłgorajskiego. Osób, które czują się poszkodowane, jest więcej.


- Pracowałam na stanowiskach do spraw zamówień publicznych, kontroli. Zostałam zwolniona po 20 latach pracy. Nigdy nie miałam żadnej nagany czy upomnienia. Wszystkie oceny pracy miałam zawsze bardzo dobre. Zostałam nawet odznaczona brązowym medalem Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej za długoletnią służbę – słyszymy od jednej z byłych urzędniczek.


- Pracowałam w starostwie od 2016 roku, prawie cztery lata na stanowisku pomocy administracyjnej. Pracodawca zarzucał mi, że nie mam wykształcenia. A mam ukończone studia wyższe. Trwało to jakiś czas, ale w końcu udało im się mnie zwolnić. Odwołałam się do sądu i zostałam przywrócona do pracy. Stawiłam się do pracy i tego samego dnia zostałam zwolniona dyscyplinarnie. Za naruszenie obowiązków pracowniczych. Jakich? Nie wiem, gdyż cały dzień przesiedziałam przy drzwiach, nie robiąc nic, bo mi zabroniono. Na drugi dzień trafiłam do szpitala. Dostałam wilczy bilet, będąc z ciąży – mówi inna kobieta.


- Wypowiedzenie umowy o pracę było dla mnie bardzo krzywdzące. Złożyłam pozew do sądu pracy i z odpowiedzi na pozew dowiedziałam się, zacytuję: „Powódka okazywała brak szacunku staroście, nie mówiąc mu zwyczajowego 'dzień dobry' na korytarzach starostwa. Brak refleksji powódki doprowadził do złożenia przez pozwanego oświadczenia o wypowiedzeniu” – przywołuje pierwsza kobieta.


Sprawy zwolnień urzędników biłgorajskiego urzędu trafiły do sądu pracy w Zamościu. Po uprawomocnieniu się wyroków pracownikom przyznano odszkodowania. Czy pieniądze trafiły na ich konta?


- Sąd przyznał odszkodowanie i odsetki za każdy dzień. Praktycznie w dniu wyroku powinni mi wypłacić te pieniądze. Ale nie wypłacili – ubolewa pan Krzysztof.


- Pieniądze nie trafiły na moje konto. Jestem sama z małym dzieckiem i nie mam pracy – słyszymy od jednej z rozmówczyń.


Pomimo prawomocnych wyroków sądu oraz przyznanego odszkodowania, byli pracownicy nie doczekali się należnych pieniędzy.


- Starosta nie wykonywał wyroku sądu pracy. Złożyłam skargę do Rady Powiatu, uznano, że wypłata odszkodowania nie jest kompetencją starosty – mówi jedna z byłych pracownic.


- Złożyłem pismo do komornika. Myślałem, że to będzie szybko załatwione, bo sąd już wypowiedział się w tej kwestii. Ale trwa to już około 3 lata – podlicza Krzysztof Siek.


Komornik


Sprawa wyegzekwowania należnej zapłaty trafiła do izby komorniczej. Ku zaskoczeniu zwolnionych pracowników utknęła w miejscu, a postępowanie egzekucyjne umorzono.


- Komornik na tę chwilę nie może zrealizować wyroku w treści, w której jest on wydany. Należałoby wystąpić o zmianę klauzuli wykonalności w taki sposób, żeby odpowiedzialność przenieść na powiat, który posiada majątek – mówi Gabriel Wlaź z Izby Komorniczej w Lublinie.


- Jeżeli mamy przegraną sprawę, to zwłaszcza w sprawach pracowniczych, kwestią elegancji jest załatwienie tej sprawy bez udziału komornika – uważa adwokat Zbigniew Huszcz. I dodaje: - Nie można zapomnieć, że dwie strony były kiedyś związane umową o pracę. Umowy o pracę z dawnych lat były nazywane posadami, czyli były podstawą, fundamentem życia.


- Ponaglałem starostwo pismami. I zaproponowali mi ugodę, polegającą na wypłaceniu kwoty bazowej, czyli trzykrotność poborów brutto bez odsetek. Nie zgodziłem się, bo czekałem na to trzy lata – tłumaczy pan Krzysztof.


- Mamy do czynienia ze środkami publicznymi i starosta w ogóle nie liczy się z wydatkowaniem środków publicznych – uważa jedna z byłych pracownic.


- Rozmawialiśmy z panem starostą, że są możliwości prawne, że to odszkodowanie się należy. Podpowiadałem, że może wystąpić do Regionalnej Izby Obrachunkowej – mówi Michał Dec, radny powiatu biłgorajskiego.


- Starosta ma prawo zwalniać pracowników, ma prawo ich zatrudniać, ale musi zdawać sobie sprawę z tego i na pewno sobie zdaje, że pracownicy mają swoje prawa. I mają prawo dochodzić swoich roszczeń – mówi Ewa Maciocha, radna powiatu biłgorajskiego.


Starostwo: Nie było możliwości


Sprawy niewypłaconych odszkodowań ciągną się od trzech lat. Tymczasem rosnące z dnia na dzień odsetki obciążają budżet państwa.


Staraliśmy spotkać się z urzędnikami.


- Przynajmniej według opinii prawnych, które zostały sporządzone, nie było możliwości wypłacenia środków finansowych. Dowodem na to, że te środki nie mogły być wypłacone była pewna bezsilność, którą wykazał również komornik, umarzając postępowania – stwierdza Tomasz Rogala, wicestarosta biłgorajski.


- W mojej ocenie, cały czas są szanse na podpisanie ugody – dodaje Rogala.


- Czuję się pokrzywdzona i upokorzona, bo nie zrobiłam nic, co by spowodowało, żebym została zwolniona dyscyplinarnie, mając małe dziecko i wilczy bilet – mówi jedna z byłych pracownic.