Sceny, jakie dzieją się na spokojnej do tej pory ulicy w Końskich (Świętokrzyskie), przypominają od kilku tygodni film sensacyjny. Policja interweniowała tu już kilkadziesiąt razy, konieczny był również przyjazd pogotowia. Wszystko z powodu transakcji kupna domu.
Siedem lat temu państwo Jaworscy zawarli umowę przedwstępną na kupno domu z Małgorzatą Ł. Zapłacili jej 120 tysięcy złotych i według porozumienia zaczęli wykańczać dom, do którego się wprowadzili. Drugą część należności mieli zapłacić, gdy Małgorzata Ł. spłaci kredyt hipoteczny, który ciążył na nieruchomości. Małgorzata Ł., mimo zapewnień, tego nie zrobiła.
- Myślę, że ich intencje były jednoznaczne. Chcieli przez tę transakcję wyłudzić od nas pieniądze – mówi Paweł Jaworski. I dodaje: - My mieliśmy wykończyć ten dom, a potem siłą nas stąd wyrzucą i znajdą kolejnego naiwnego.
Paweł Jaworski z żoną postanowili wycofać się z umowy, żądając zwrotu poniesionych kosztów. Pojawił się jednak problem, bo Małgorzata Ł. zamiast przystać na porozumienie, postanowiła kolejny raz wystawić dom na sprzedaż, pisząc w ogłoszeniu, że jest doskonałą inwestycją, ale zajmują go „dzicy lokatorzy”.
- To nie chodzi o to, żeby ten dom sprzedać, tylko go sprzedawać i kolejnych potencjalnych kupców naciągnąć, tak samo jak nas. Ogłoszenie sprzedaży tego domu pojawiło się kolejny raz – mówi Małgorzata Jaworska.
W ponowionym ogłoszeniu o sprzedaży domu nie ma ani słowa o ciążącej hipotece.
- Chcę sprzedać nieruchomość z lokatorem. Oni mają możliwość w tym momencie kupić ten dom, tak samo jak każdy inny oferent za 150 tysięcy złotych. Dlaczego nie chcą przystąpić do aktu? – pyta Małgorzata Ł.
Małgorzata Ł. była bohaterką naszych reportaży sprzed czterech lat.
Wraz ze swoim bratem oferowali usługi ochrony majątku przed licytacjami komorniczymi. Znajdowali starsze, schorowane i zadłużone osoby, obiecując rozwiązanie problemów finansowych. Skupowali ich mieszkania, pobierali ogromne prowizje, a potem nie wypłacali obiecanych pieniędzy.
Swoich klientów, od których przejmowali mieszkania, przesiedlali do lokali zastępczych, które często były już sprzedane innym osobom. Aby utrudnić późniejsze dochodzenie roszczeń, wykorzystywali kilka założonych w Polsce oraz za granicą spółek oraz stowarzyszeń czy fundacji – podobnie było w przypadku Jaworskich.
Od przeszło dwóch tygodni dom zamieszkały przez państwa Jaworskich jest notorycznie obserwowany przez obce osoby, które zaglądają im do okien, monitorują każdy ruch rodziny, a nocami świecą światłami po oknach z zaparkowanych w pobliżu samochodów. Obserwatorem jest Patryk Ł. lub jego siostra Małgorzata Ł.
- Drzwi cały czas muszą być zamknięte, ponieważ boimy się, żeby nie wtargnęli nam do środka – mówi Paweł Jaworski.
- Niemal 24 godziny na dobę jesteśmy obserwowani. To była bardzo spokojna ulica, aż do teraz. Widzieliśmy ogłoszenie w sieci, w którym poszukiwani byli dwaj wysportowani mężczyźni do pilnowania domu w Końskich. Jak zobaczyłam to ogłoszenie, to zaczęłam się bać – opowiada jedna z sąsiadek.
- Nie znam tych ludzi, nie wiem, jakie mogą mieć powiązania. Znają doskonale całą ulicę, wiedzą kto, kiedy, o której wychodzi do pracy, ilu ludzi mieszka w domu – dodaje inny z mieszkańców Końskich.
Policję na miejsce wzywają zarówno państwo Jaworscy, jak również ich sąsiedzi. Przy nas funkcjonariusze interweniowali po raz dwudziesty.
- Pani nie podała danych, nie wykonywała poleceń. To jest wykroczenie, więc zostanie sporządzony wniosek do sądu o jej ukaranie – mówi interweniujący w sprawie policjant.
- Zastanawiam się dla kogo jest prawo. Czy dla obywatela, który uczciwie żyje, pracuje i płaci podatki czy dla takich zorganizowanych grup, wykorzystujących luki prawne – komentuje pani Małgorzata Jaworska.
Prokuratura prowadzi postępowanie o podejrzenie uporczywego nękania, które wszczęła m.in. po tym jak Małgorzata Ł. razem z bratem zablokowali swoim autem wyjazd z posesji, blokowali drzwi wyjściowe z domu, czy jak chcieli tam zainstalować za pomocą dźwigu kontener mieszkalny.
- To metody, które przypominają działanie „czyścicieli kamienic”. Wystawanie, oczekiwanie przed domem, spacerowanie przed posesją, w taki sposób, żeby lokatorzy o tym wiedzieli – komentuje Piotr Wojtaszak, adwokat. I dodaje: - Robią to po to, żeby przestraszyć osoby, które są z nimi w konflikcie.
Po złożonej do sądu okręgowego skardze zapadło postanowienie o zakazie sprzedaży domu. To nie rozwiąże do końca problemów państwa Jaworskich, ale z pewnością ułatwi im walkę o odzyskanie zainwestowanych w dom pieniędzy.
- Nigdy w życiu nie zgodziłbym się jeszcze raz na taką transakcję. Będę przestrzegał wszystkich przed takimi okazjami. Wyprowadzimy się tylko wtedy, gdy odzyskamy pieniądze – kończy Paweł Jaworski.