Pan Rafał sprzedał samochód – dopełniając wszelkich formalności. Niespodziewanie, po czterech latach, dostał wezwanie do zapłaty ponad 5 tys. zł za niewykupione OC. - To wyłudzenie pieniędzy w formie kary od osoby, która jest w tej sprawie osobą poszkodowaną – ocenia ekspert.
Rafał Janzer na co dzień pracuje w fundacji, która zajmuje się pomaganiem osobom niepełnosprawnym.
- Tak naprawdę żyję normalnie, podróżuję. Staram się, żeby wózek w niczym mnie nie ograniczał – mówi mężczyzna.
- W 2014 roku kupiłem samochód. I przystosowałem go tak, żeby gaz i hamulec był w ręce. Tak, jak jest mi potrzebne, żeby prowadzić taki samochód – opowiada pan Rafał.
Mężczyzna jeździł przystosowanym do potrzeb niepełnosprawnych fordem przez cztery lata. Kiedy planował zmienić auto na nowsze, zamieścił w internecie ogłoszenie o sprzedaży i już po kilku dniach zgłosił się do niego z ofertą właściciel jednego z wrocławskich komisów.
- Ustaliliśmy cenę i auto zostało sprzedane. Dla mnie jakby sprawa się zakończyła. Ale okazało się, że się nie zakończyła, bo po blisko 4 latach dostałem pocztą powiadomienie z UFG, że mam zapłacić karę w wysokości 5,2 tys. zł za niewykupienie polisy OC – relacjonuje mężczyzna.
UFG, czyli Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, pilnuje, by każdy właściciel pojazdu miał wykupioną polisę od odpowiedzialności cywilnej, z której później wypłacane są odszkodowania ofiarom kolizji i wypadków. Gdy Fundusz stwierdzi brak polisy, nakłada wysoką karę na właściciela auta.
Z wysłanej panu Rafałowi informacji wynikało, że według UFG mężczyzna był właścicielem forda bez wykupionej polisy OC przez kolejne dwa lata... po sprzedaży auta w komisie.
- Dostałem informację, że oni dysponują kopią umowy, że sprzedałem auto w czerwcu 2020 roku – mówi Janzer.
Mężczyzna próbował wytłumaczyć urzędnikom, że sprzedał samochód dwa lata wcześniej.
- Nie chcieli słuchać. UFG przesłało mi kopię umowy i tam zobaczyłem, że mój podpis jest podrobiony – wskazuje pan Rafał.
Z przesłanego przez Fundusz dokumentu wynikało, że ktoś sprzedał forda dwa lata później kolejnej osobie, podszywając się pod pana Rafała. Porównując obie umowy, oszustwo łatwo stwierdzić: fałszerz pomylił imię pana Rafała, a podpis jest zupełnie inny.
- Rafał, ze względu na porażenie kręgosłupa, ma specyficzne, charakterystyczne pismo. To od razu wychodzi. Widać to na pierwszy rzut oka, nie trzeba być grafologiem – przekonuje Joanna Janzer, matka pana Rafała.
Kiedy mężczyzna wysłał do UFG oryginalną umowę sprzedaży, był przekonany, że kara zostanie anulowana, a Fundusz poszuka winnego wśród kolejnych właścicieli auta. O dziwo tak się nie stało.
- Przez miesiąc próbowałem wytłumaczyć UFG, że to nie ja sprzedałem auto, ale nie chcieli słuchać. Oni mają w systemach, że drugi raz sprzedałem auto i nie chcieli słuchać żadnych wyjaśnień. Mam zapłacić i koniec – mówi pan Rafał.
Czy urzędników nie zastanowiło, że mężczyzna sprzedał drugi raz auto, które sprzedał już w przeszłości?
- Nie – mówi pan Rafał.
- Takie sytuacje, że ktoś odkupuje samochód, to nie są pojedyncze sytuacje – twierdzi Damian Ziąber, rzecznik UFG.
Pan Rafał, po tym jak UFG żądało od niego wyjaśnień, dostarczył wszystkie dokumenty.
- I wstrzymaliśmy postępowanie – mówi Ziąber.
Ale dlaczego nie zostało umorzone?
- Nie ma podstawy do umorzenia, dopóki nie okaże się, że tak jak twierdzi pan Rafał, jedna z tych umów jest nieprawdziwa. Jak tylko dostaliśmy informację od pana Rafała, że prawdopodobnie doszło do popełnienia przestępstwa, to wstrzymaliśmy postępowanie. Zachęcamy pana Rafała do zgłoszenia na policję, my też udzielimy policji informacji – mówi rzecznik UFG.
- Rozumiem, że na etapie gdy Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny dostał do ręki sfałszowaną umowę, to mógł nie wiedzieć, że jest ona fałszywa. Natomiast, od momentu gdy dowiedział się, choćby na podstawie oświadczenia byłego właściciela samochodu, że ten sprzedał samochód wcześniej, że dopełnił wszelkich niezbędnych formalności, to w tym momencie sytuacja powinna zostać zakończona. Sprawa powinna zostać anulowana, a kara wycofana – uważa Maciej Brzeziński, dziennikarz motoryzacyjny „Auto Świat”.
- Natomiast w tym momencie UFG zachowuje się jak swego rodzaju rozbójnik, de facto jest to moim zdaniem zachowanie na granicy przestępstwa urzędniczego, ponieważ jest to wyłudzenie pieniędzy w formie kary od osoby, która jest w tej sprawie osobą poszkodowaną – uważa Brzeziński.
Mimo oczywistych dowodów, UFG nie anulował kary, a jedynie wstrzymał jej egzekucję do czasu, kiedy pan Rafał nie udowodni, że druga umowa jest sfałszowana. Zdaniem Funduszu, mężczyzna powinien złożyć doniesienie na policję lub w sądzie wykazać swoją niewinność.
- Na komendzie byli w szoku. Policjantka mówiła, że sytuacja powinna zakończyć się pozytywnie, bo to jest żart, że to jest niemożliwe – przywołuje matka pana Rafała. I dodaje: - Uspokoiliśmy się, a okazało się, że jest ciąg dalszy tej historii.
- Jak przesłuchiwała mnie policjantka, to sama powiedziała, że na jej oko widać, że ten podpis jest inny, więc miałem nadzieję, że ta sprawa szybko się zakończy. Ale pomyliłem się, bo w grudniu dostałem pismo od prokuratury, że umarzają śledztwo, tak jakby nic się nie stało – opowiada pan Rafał.
Ku zdumieniu pana Rafała policja stwierdziła, że do fałszerstwa nie doszło. Nad mężczyzną zawisła znów groźba egzekucji kary nałożonej przez Fundusz Gwarancyjny.
- Musiałem znaleźć sobie adwokata, a wiadomo, że adwokat nie będzie pracował za darmo. Na adwokata wydałem już blisko 2,7 tys. zł – wylicza Janzer.
Kiedy adwokat zajrzał do akt, stwierdził, że policja nie zrobiła praktycznie nic, by wykryć sprawcę przestępstwa. Policjanci nie rozmawiali z mężczyzną, który kupił auto w komisie, a nawet z właścicielem komisu. Nie dotarli też do mężczyzny, który w końcu kupił forda od fałszerza. Naszej ekipie znalezienie go zajęło kilka godzin.
Skonfrontowaliśmy pana Tomasza z panem Rafałem.
- Nie poznaję tego pana, ale nazwisko kojarzę. Tego pana widzę po raz pierwszy. To nie był sprzedający – mówi mężczyzna.
Okazało się, że mężczyzna, który kupił auto za pośrednictwem komisu od pana Rafała i który mógł doprowadzić śledczych do fałszerza, zmarł kilka miesięcy temu. Zanim prokuratura ponownie zbadała sprawę.
- Prokuratura ustaliła, że osoba, która kupiła pojazd w 2018 roku od pana Rafała J., zmarła, więc nie dało się przeprowadzić z oczywistych powodów czynności z jej udziałem – mówi Anna Placzek-Grzelak, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Jednak, kiedy policja prowadziła sprawę, to ta osoba jeszcze żyła i do niej nie dotarto. Dlaczego nie próbowano?
- Nie wiem, nie jestem prowadzącą postępowanie. Nie decyduję, jakie ktoś podejmuje czynności w śledztwie – mówi prok. Anna Placzek-Grzelak. I dodaje: - W sprawie sprzedaży samochodu Ford Mondeo udało się ustalić, że prawdopodobnie faktycznie doszło do przerobienia umowy, jednak ze względu na to, że nie udało się zabezpieczyć oryginału kwestionowanej przez pana Rafała umowy, to nie zdołano wykonać badań grafologicznych i nie zdołano ustalić sprawcy tego przestępstwa.
Co w tej sytuacji dalej ze sprawą?
- Sprawa jest prawomocnie zakończona – stwierdza prok. Anna Placzek-Grzelak.
- Pan mecenas mówił, że musimy się po raz kolejny odwołać – ubolewa pan Rafał.
- Najlepiej jest obciążyć Rafała… Przecież jakby teraz zapłacił tę kwotę, to tak jakby się przyznał do winy, to tak jakby przyznał się do przestępstwa – mówi matka mężczyzny.
Fundusz wciąż nie anulował kary, ale z decyzji prokuratury wynikało, że doszło do fałszerstwa umowy. Czy w tej sytuacji UFG wycofa się z absurdalnej decyzji?
- To wystarczy. Na tym powinniśmy zakończyć postępowanie – przyznaje Damian Ziąber.
Co ze zwrotem kosztów, które poniósł mężczyzna?
- Podejmiemy decyzję, o której poinformujemy pana Rafała – mówi rzecznik UFG.
- Jakby ktoś opowiedział mi historię mojego syna, co się wydarzyło, to nie uwierzyłabym, że takie rzeczy są możliwe – kończy matka pana Rafała.