Uwaga!

odcinek 7119

Uwaga!

Zaciągnęli kredyty na domy, wpłacili zaliczki i zostali z niczym. - Mam chyba najdroższe fundamenty na świecie, kosztowały mnie ponad 130 tys. zł – mówi jedna z poszkodowanych osób.
Pani Kamilla od lat pracuje w branży gastronomicznej. Pandemia spowodowała, że obroty firmy znacznie spadły. Dlatego wpadła na pomysł, by z przyjaciółką zainwestować w domki na wynajem.


Atrakcyjna oferta


Na wybór firmy, która zrealizuje inwestycję wpływ miała atrakcyjna oferta.


- Mieli cenę pod klucz, tak jak inne firmy miały za stan surowy, więc różnica była całkiem znaczna – opowiada Kamilla Kocięcka.


Domki miały też powstać szybko.


- Zależało mi na czasie, bo wszystko mi padało i musiałam zarabiać gdzieś indziej - tłumaczy Kocięcka.


Krótki czas realizacji ważny był także dla państwa Pasikowskich.

- Zależało nam, żeby budowa poszła szybko, więc zainteresowaliśmy się domami z prefabrykatów keramzytowych. Kilka tygodni trwa produkcja w fabryce, a później przyjeżdżają ściany i składają wszystko na miejscu – opowiada Alina Rak-Pasikowska.


Pani Alina i jej mąż podpisali umowę na budowę ich wymarzonego domu dwa lata temu. Miał być gotowy we wrześniu 2021 roku.


Na początku właściciel firmy zrobił na małżeństwie bardzo dobre wrażenie.


- Intensywnie się z nami kontaktował, z niczym nie było problemu, o wszystko mogliśmy go zapytać. Jak wysyłaliśmy maile to natychmiast pojawiała się odpowiedź. Jak mówił, że czegoś nie wie, to od razu, że się dowie – mówi pani Alina.


- Miał najlepszy termin realizacji, pisał, że jest w stanie wejść na działkę za trzy miesiące i zacząć budowę – dodaje Bartłomiej Pasikowski.


- Bardzo naciskał, żeby wszystko szybko podpisywać i wpłacać zaliczki, powiedział, że zrobi nam wtedy 10 proc. rabatu, tylko musimy podjąć decyzję w ciągu dwóch dni – przywołuje pani Alina.
Podobnie było w przypadku pani Kamilli i jej przyjaciółki.


- Jeszcze nie podpisałyśmy z nim umowy, a już słał do nas wiadomości: „Kiedy zaliczka, kiedy ją wpłacimy”. Że oni czekają. Zapytaliśmy, skąd ten pośpiech, na co odpisał, że stoi w fabryce i zamawia moje ściany – opowiada Kamilla Kocięcka.


Firma, którą wybrali nasi rozmówcy sama nie produkuje domków, a jedynie montuje je z gotowych elementów, które zamawia u zewnętrznych producentów.


- We wrześniu podpisaliśmy umowę kredytową i wtedy zaczęły się wymówki. Najpierw, że w tym momencie nie ma ekipy, potem, że chore dziecko, następnie wypadek w fabryce – opowiada pani Alina.


- U nas przeważnie problemem były warunki pogodowe. Tylko, że lato i jesień poprzedniego roku były piękne i mówienie, że nie wybudowali tego, bo były nieodpowiednie warunki pogodowe, można włożyć między bajki – podkreśla pani Kamilla.


- W sumie wpłaciliśmy 157 tys. zł i nie zrobił niczego, bo fundament zrobiliśmy z innych środków – ubolewa pani Alina.


W treści podpisywanych umów firma wskazywała adres swojej siedziby w centrum Warszawy.
Po sprawdzeniu okazało, już tam nie działa. Postanowiliśmy sprawdzić, czy firma mimo to nadal przyjmuje zlecenia na budowę domów. W tym celu skontaktowaliśmy się ze spółką poprzez stronę internetową, prosząc o ofertę. Przedstawiciel firmy odpisał, że bardzo chętnie zrealizują nasze zlecenie.


„Nie chciałem mieć z tym nic wspólnego”


W trakcie przygotowywania reportażu dotarliśmy do pana Grzegorza, który zajmował się marketingiem i sprzedażą domów. Mężczyzna również czuje się poszkodowany, ponieważ nie dostał części pieniędzy za wykonaną pracę.


- Dla mnie to jest taki trochę uproszczony ponzi scheme. Trzeba szukać osób, które finansują poprzednie [domy – red]. Sprzedajemy drugi, trzeci, czwarty domek, żeby sfinalizować komuś jeden. To nie było normalne. To jest zwykłe kłamstwo, oszustwo i naciąganie, a nie normalna sprzedaż. Nie chciałem mieć z tym już nic wspólnego – mówi Grzegorz Cor.


Przygotowaliśmy dokumentację o stanie w jakim znajdują się budowy rozpoczęte przez tę firmę. Ponieważ niektórzy z poszkodowanych złożyli już sprawy do sądu, odnaleźliśmy tam właściciela firmy.


- Nie muszę tego komentować – oświadczył.


Na pytanie, kiedy odda pieniądze stwierdził, że „w odpowiednim czasie”.


Pani Aleksandra


- Na współpracy z tym panem straciłam sporo ponad 200 tys. zł. Wiedziałam, że ma kontrakt na jakaś budowę w Świnoujściu, zaproponowałam, żeby odstąpił mi wynagrodzenie. Odpisał, że nie będzie się dzielił swoją ciężką pracą. A ja swoją mogłam się podzielić? – denerwuje się pani Aleksandra.


Kobieta zapłaciła za budowę domu, który miał być domem pokazowym, ale firma nigdy go nie wykończyła. Zachęcona przez właściciela nabyła też udziały w tej spółce. Współpraca zakończyła się jednak bardzo szybko, bo po czterech miesiącach, a pani Aleksandra pieniędzy za nabyte udziały nigdy nie odzyskała.


- Wszystko wyglądało fajnie, mieliśmy mnóstwo potencjalnych klientów. Ale zaczęły zapalać mi się lampki jak zobaczyłam, co on naprawdę oferuje i jak oferuje. Na przykład było to obniżanie ceny, w sytuacji, gdzie wiemy, że za tyle nie da się czegoś wybudować. To było obniżanie ceny, żeby wziąć zaliczki – opowiada kobieta.


- To jest człowiek, który na początku robi fajne, pozytywne wrażenie, ale jest nieodpowiedzialnym partaczem – mówi pani Aleksandra.


Tymczasem mino wcześniejszej odmowy rozmowy przed kamerą właściciel firmy skontaktował się z nami prosząc o kontakt telefoniczny.


Mężczyzna nie odebrał telefonu, ale po chwili dostaliśmy prośbę o maila, na którego zostaną przesłane wyjaśnienia w tej sprawie.


Mimo obietnicy żadne wyjaśnienia do nas nie dotarły.


- Wysłaliśmy pismo z rezygnacją. Z żądaniem zwrotu pieniędzy, pan się do tego pisma nie ustosunkował, więc nie wiemy, gdzie są nasze pieniądze. Czujemy się oszukani – mówi pani Alina. I dodaje: - W grudniu złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o podejrzenie popełnienia przestępstwa. Sami musimy wynajmować mieszkanie i mamy kredyt.


- Nie chcę od nich już nic, chcę tylko zwrot zaliczki. Nie chcę domu i ani widzieć ich na oczy, bo nie pamiętam by ktokolwiek napsuł mi tyle krwi – kończy pani Kamilla.