Wychodzą do najbliższego sklepu i nigdy nie wiedzą, kiedy wrócą do domu. - Co najmniej
cztery pociągi w ciągu dnia stoją i blokują nam przejścia na kilka godzin – mówią mieszkańcy
Przyszowic, które na pół dzieli linia kolejowa.
Mieszkańcy położonych niedaleko Gliwic Przyszowic od pokoleń nauczyli się żyć z tym, że
kilkadziesiąt razy w ciągu doby muszą czekać przy opuszczonych szlabanach, żeby dostać się
do sklepu, szkoły czy kościoła. Jednak ostatnio, z nieznanych przyczyn, niektóre pociągi
towarowe zamiast przejechać, zatrzymują się i blokują wszystkie przejścia i przejazdy,
odcinając jedną cześć Przyszowic od drugiej.
- Wcześniej, sporadycznie, też się działy takie rzeczy, aczkolwiek nie był to na tyle istotny
problem, żeby mówić o tym gdzieś głośniej. Przyjmowało się to jako naturalne zdarzenie –
stało się, naprawili pociąg i odjechał. Z uwagi na to, że zaczęło się dziać regularnie, to od
roku mamy problem – mówi Leszek Żogała, wójt gminy Gierałtowice.
- Blokuje się nam główny przejazd na ul. Powstańców, przejazd na ul. Polnej i jeszcze jedno
przejście piesze. Gdyby działo się tak, że zawsze któryś przejazd kolejowy jest wolny, to
dałoby się przyzwyczaić. Ale nie mamy takiej opcji i nie mamy, jak się przyzwyczaić –
dodaje Żogała.
- Ludzie wychodzą z kościoła, idą na przejazd, by się przedostać na drugą stronę
miejscowości, a ten jest zablokowany, idą na drugi, a on też jest zablokowany. Kobiety
dzwonią po mężów, a część mężczyzn przeskakuje. Jak widzą lokomotywę, to idą w jej stronę
i obchodzą pociąg– mówi Leszek Dudło.
- Kolej funkcjonuje tu ponad 100 lat i umiemy z nią żyć, tylko niech te pociągi jadą, a nie
stoją. Tylko tyle. I my już dostosujemy sobie czas dojścia do sklepu czy szkoły – dodaje
Leszek Żogała.
Problem mają też strażacy z lokalnego OSP.
- Część druhów, którzy mieszkają z drugiej strony, jadąc do straży, mają trudny wybór, czy
jechać dookoła czy zaryzykować i jechać krótszą drogą i dojechać szybciej z narażeniem się
na większe spóźnienie spowodowane pociągiem – mówi Witold Nocoń z OSP w
Przyszowicach.
- Patrząc z okien, mam wrażenie, że pociągi stoją tutaj ciągle. Jeżeli jakiś pociąg nie stoi, to
maszyniści jadą tutaj tak wolno, że i tak mam wrażenie, że pociąg stoi – mówi Adam Sobota.
- Ostatnio była taka sytuacja - potwornie lało, było zimno, a pociąg stał 2-3 godziny. Po ulicy
chodziła pani z chodzikiem, która nie potrafiła przedostać się do domu na drugą stronę.
Trzeba było wsadzić ją do samochodu i przewieźć na drugą stronę. Taki sam problem jest z
dziećmi, jak wracają ze szkoły albo do niej idą – opowiada Sobota.
Z relacji mieszkańców wynika, że dzieci i młodzież, widząc stojący pociąg, wdrapują się na
nasyp kolejowy i obchodzą pociąg.
- One nie mają świadomości, czym to może grozić, bo tory są w jedną i drugą stronę. Ktoś
przejdzie jedną nitkę, a pociąg jedzie po drugiej, w drugą stronę – mówi Małgorzata Domin.
- Jak będzie nieszczęście, to dopiero będzie reakcja, bo już nie wierzę, że PKP zareaguje –
denerwuje się Leokadia Ławrowska.
Władze gminy są oburzone odpowiedzią, którą mieli dostać w tej sprawie od kolejarzy.
- PKP sugeruje, żeby dzieci wychodziły ze szkoły na drogę krajową, gdzie tylko przez
kawałek jest chodnik. Potem trzeba pokonać trasę pod wiaduktem, gdzie nie ma w ogóle
możliwości, żeby dzieci przechodziły. Droga jest bardzo ruchliwa. Dobry kilometr trzeba
maszerować drogą krajową bez chodnika i w zasadzie bez pobocza – zaznacza Leszek
Żogała.
Mieszkańcy mają wielki żal, że nikt ze strony PKP się z nimi nie spotkał i nie porozmawiał.
- Było gminne spotkanie, na które miał przyjechać przedstawiciel PKP, ale nie przyjechał –
mówi pani Leokadia.
Pojechaliśmy do najbliższej dyrekcji PKP Polskich Linii Kolejowych, aby dowiedzieć się, co
jest przyczyną zatrzymywania się pociągów, dlaczego nikt z dyrektorów PKP nie spotkał się
osobiście z mieszkańcami i co kolejarze zamierzają zrobić, żeby pociągi nie paraliżowały
życia w Przyszowicach.
Nie udało się porozmawiać przed kamerą.
Kilka dni później, przez internet, połączyła się z nami rzecznik prasowa z Katowic.
- Ze względu na szkody górnicze prędkość pociągów na linii kolejowej w rejonie Przyszowic
została ograniczona, miejscami do 30 km/h – tłumaczy Katarzyna Głowacka z PKP Polskie
Linie Kolejowe w Katowicach.
Dlaczego nikt z PKP PLK nie spotkał się z mieszkańcami Przyszowic?
- Sytuację w Przyszowicach nie są zdarzeniami planowanymi, są to zatrzymania awaryjne.
Żółta naklejka Polskich Linii Kolejowych jest formą kontaktu ze służbami technicznymi –
mówi Głowacka.
A od kiedy mieszkańcy Przyszowic przestaną być blokowani przez pociągi, które dzielą teraz
ich miejscowość na dwie części?
- Najważniejszym działaniem, które podjęły Polskie Linie Kolejowe, jest wymiana toru. Tory
zostały zużyte przez szkody górnicze. To pozwoli zwiększyć prędkość pociągów od
czerwcowej korekty rozkładu jazdy. Wtedy sytuacja powinna być już stabilna – deklaruje
Katarzyna Głowacka.
- Widzę proste rozwiązanie. Wystarczy, że maszynista będzie mógł na tym odcinku
przyspieszyć o pięć kilometrów – sugeruje Gabriel Malcherczyk, jeden z mieszkańców
Przyszowic.