Uwaga!

odcinek 7019

Uwaga!

- Musimy korzystać z przejścia dla pieszych, na którym co rusz dochodzi do wypadków i niebezpiecznych zdarzeń – alarmują mieszkańcy Sławutówka. Od lat domagają się ustawienia sygnalizacji świetlnej. Ale urzędnicy, nawet po ostatnim śmiertelnym wypadku przekonują, że miejsce jest bezpieczne.


Bez śladów hamowania


Pani Maria zginęła zaledwie trzysta metrów od własnego domu. Kobieta, jak niemal każdego dnia, wracała rano z zakupami ze sklepu. Przechodziła przez przejście dla pieszych.


- Przybiegłam i zobaczyłam, że ciocia tam leży. Była cała we krwi, reanimowali ją. Niestety nie udało się jej uratować – opowiada Marta Chrostowska.


- Widać po zdjęciach, że mama chciała uciec, ale już jej się nie udało. Jakby kierowca nie wjechał na wysepkę, to mama by uciekła – dodaje Paulina Rohraff, córka zmarłej na przejściu pani Marii.
Siła uderzenia była bardzo duża.


- Wszędzie były porozrzucane rzeczy. Buty leżały gdzie indziej, torba gdzie indziej. To musiało być mocne uderzenie – zauważa Chrostowska.


- Policjanci mówili, że nie było śladów hamowania – dodaje Paulina Rohraff.


Prośby mieszkańców


Niebezpieczne przejście dla pieszych znajduje się w Sławutówku, na ruchliwej drodze wojewódzkiej, prowadzącej z Gdyni do Pucka. Rodzina, sąsiedzi i znajomi pani Marii od wielu lat alarmują, że boją się korzystać z tego przejścia drogowego. Nagminnie dochodzi tutaj do wypadków, o czym świadczą amatorskie nagrania i zdjęcie zamieszczone w sieci.


- Nie czujemy się tutaj bezpieczni. Znajdujemy się w dole i zanim kierowca nas zauważy może być już za późno. Jak mam puścić tam 10-letniego syna, skoro sama drżę przechodząc tam przez jezdnię? – zastanawia się Agnieszka Krepel, mieszkanka Sławutówka.


Droga należy do Zarządu Dróg Wojewódzkich w Gdańsku. Pomimo wielu apeli i próśb mieszkańców, zgłaszanych od lat wprowadzono tam jedynie ograniczenie prędkości do 70 kilometrów na godzinę. Nie zmieniło to nic, nawet po wypadku, w którym zginęła pani Maria.


- Na samym przejściu dla pieszych, od ostatniego wypadku nie zmieniło się wiele. Przyczyną niebezpieczeństwa i zdarzeń tam jest przede wszystkim nadmierna prędkość – podkreśla Grzegorz Stachowiak, dyrektor Zarządu Dróg Wojewódzkich w Gdańsku.


Zdaniem dyrektora ZGW problem leży jedynie po stronie kierowców. Zdaniem mieszkańców, przejście drogowe znajduje się w bardzo niefortunnym miejscu, gdzie ukształtowanie terenu, przydrożne reklamy oraz roślinność znacznie ograniczają widoczność.


- Jest tu spory zjazd, duże natężenie ruchu. Kierowcy jadą tu szybko, są krzewy i do tego wszystkiego przejście dla pieszych, do niedawna nieoświetlone. To pułapka – uważa Marek Konkolewski, ekspert z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego.


„Nic się nie poprawia”


Mieszkańcy Sławutówka wiele razy zgłaszali urzędnikom problem przede wszystkim z widocznością w okolicy przejścia dla pieszych. Wysokie krzewy, rosnące przy drodze zostały wycięte jednak dopiero wtedy, kiedy było wiadomo, że przyjedziemy z kamerą.


Na skrzyżowaniu od wypadku nie zmieniło się nic, zarząd dróg, po audycie wydał jedynie sugestię, aby ograniczyć prędkość do 50 kilometrów na godzinę, ale wniosek o postawienie w tym miejscu fotoradaru pojawił się dopiero po naszej wizycie. Do tej pory, pomimo tego, że kierowcy nagminnie przekraczali tam prędkość, policja nie patrolowała okolicy przejścia dla pieszych twierdząc, że nie pozwala na to ukształtowanie terenu.


- Bezpośrednio po wypadku zleciliśmy audyt bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zalecone jest zaniżenie dozwolonej prędkości z 70 do 50 km/h, ale czy kierowcy będą go przestrzegać? – zastanawia się Grzegorz Stachowiak, dyrektor Zarządu Dróg Wojewódzkich w Gdańsku.


- Jesteśmy źli, bo nic się nie poprawia. Jest nam przykro, bo tu żyjemy, jesteśmy na co dzień z tym problemem. Śmierć naszej sąsiadki nie może przejść bez echa, społeczność wsi się bardzo zjednoczyła, jesteśmy w tej sprawie wielką rodziną – zaznacza Agnieszka Krepel, mieszkanka Sławutówka.


Za kilka miesięcy rozpocznie się sezon turystyczny. To oznacza, że ruch w Sławutówku zwiększy się kilkukrotnie. Mieszkańcy liczą na to, że do tego czasu na przejściu pojawi się sygnalizacja świetlna lub fotoradar.


- Jak przechodzę przez pasy, to non stop widzę żonę. Czy jeszcze ktoś musi zginąć żeby coś z tym zrobili? - zastanawia się Stefan Marceyon, mąż zmarłej na przejściu pani Marii.