Uwaga!

odcinek 7013

Uwaga!

Mikołaj w przedszkolu zakrztusił się winogronem. Lekarze musieli walczyć o jego życie, chłopiec zapadł w śpiączkę. Dziś jest już w domu, ale jego stan wymaga kosztownej rehabilitacji.


9 lutego 2021 roku, to data, którą pani Michalina zapamięta na zawsze.


- Pojechałam do pracy, a Mikołaja zawiozłam do przedszkola. Bawił się. Około 10 dostałam telefon, to była pani z przedszkola. Powiedziała, że Mikołaj się zakrztusił i czy mogę jak najszybciej przyjechać – relacjonuje Michalina Orzeł.


- Dobiegłam do przedszkola, było tam dużo ludzi. Od wejścia pokazywali, w którą stronę mam iść, gdzie leży Mikołaj. Nie myślałam, że zastanę to, co zastałam – przyznaje kobieta.
3-letni wówczas Mikołaj leżał na ziemi, był reanimowany.


- Zrobił się siny, krew mu leciała z nosa – przywołuje pani Michalina.


- [Jak był już w szpitalu – red.] wyszła do mnie pani doktor i powiedziała: „Proszę wezwać najbliższych i przygotować się na najgorsze”. Zadzwoniłam do babci Mikołaja i poprosiłam, by zadzwoniła do wszystkich koleżanek, niech się zaczną modlić – wspomina matka Mikołaja.


Walka o życie Mikołaja


Rozpoczęła się walka o życie chłopca. Najpierw w szpitalu w Elblągu, później w Gdańsku. Dwa tygodnie trwał bój o samodzielny oddech. Mikołaj w śpiączce trafił do warszawskiej kliniki Budzik, ale po pół roku wyszedł, bo jego mama się nie poddaje.


- Wyszliśmy z dzieckiem bez kontaktu. Z dzieckiem, które było uznawane, że nadal jest w śpiączce

– opowiada pani Michalina. I dodaje: - Teraz Mikołaj jest w stanie minimalnej świadomości, a przejawia się to tym, że jesteśmy na poziomie noworodka, który płacze, a mama ma się domyślić, jaki ma problem.


- Dopiero po pół roku, z dokumentów prokuratorskich, dowiedzieliśmy się, jak to się wszystko wydarzyło. Że to było przy drugim śniadaniu, że dzieci jadły winogrona. Winogrona nie były pokrojone, były w całości, w kiściach i dzieci sobie je odrywały – mówi Wioletta Orzeł.


- Doszło do zakrztuszenia się winogronem. Nauczyciel od razu podjął kroki, w celu pomocy dziecku. Był to chwyt Heimlicha. Później dziecko było chwytane za nogi, żeby usunąć winogrono z przełyku, ale nie udało się – tłumaczy Katarzyna Sokolnicka, dyrektorka przedszkola.
Sokolnicka twierdzi, że jej personel był przeszkolony.


- Jest co dwa lata szkolony.


Dlaczego jednak przed wypadkiem Mikołaja była pięcioletnia przerwa?


- To było duże szkolenie, ale oprócz tego są szkolenia BHP. Chodzi też o możliwości – szkolenia są bardzo drogie – tłumaczy Sokolnicka. I dodaje: - Myślę, że nie mamy sobie nic do zarzucenia. Był to nieszczęśliwy wypadek.


- Akurat zakrztuszenie się może być nieszczęśliwym wypadkiem – mówi matka Mikołaja, ale dodaje:

- Mogę mieć pretensje o to, co się działo później. W jaki sposób wzywano pomoc, jak się zachowywano w czasie, kiedy Mikołaj leżał nieprzytomny. Nikt mi tego nie opowiedział, to wyszło w toku postępowania w prokuraturze.


Rodzina o akcji ratowania Mikołaja ma wiedzę, jak mówi adwokat, z rozmów telefonicznych wykonywanych przez pracowników przedszkola do pogotowia ratunkowego.


- Dyspozytor wyraźnie w trakcie tych rozmów instruował pracowników przedszkola. Natomiast wpadli w chaos i nie słuchali poleceń – mówi Ewa Czapiewska, adwokat rodziny. I dodaje: - Nie wiadomo, z jakich względów rozłączali rozmowę z dyspozytorami medycznymi. Spanikowali. Dziecku leciała krew z nosa, z uszu. Duże znaczenie miało to, że pracownicy nie mieli na bieżąco przeszkoleń pierwszej pomocy.


- Chaos? Przy takim zdarzeniu zawsze jest chaos – tłumaczy dyrektor przedszkola. I dodaje: - Moim zdaniem, jeżeli jest telefon z przedszkola, jeżeli ktoś prosi o pomoc dla dziecka, to wydaje mi się, że od razu powinna być akcja, że wysyłamy specjalistyczny zespół. Dziecko do przyjazdu karetki było cały czas reanimowane, podtrzymywana była akcja serca. Zespół reanimacyjny przejął dziecko, ale niestety też nie udało się udrożnić dróg oddechowych. Wezwano kolejną karetkę – „eskę” i dopiero panowie, którzy posiadali specjalistyczny sprzęt udrożnili drogi oddechowe i dopiero zabrali dziecko do szpitala.


Wyjaśnieniem wypadku w przedszkolu zajęła się prokuratura. Sprawę karną umorzono, stwierdzając, że był to nieszczęśliwy wypadek. Rodzina wystąpiła na drogę cywilną, domaga się od ubezpieczyciela przedszkola zadośćuczynienia.


Pierwsza pomoc


Udzielaniu pierwszej pomocy zawsze towarzyszą emocje. Dużo łatwiej zachować zimną krew, jeśli wiedza jest powtarzana cyklicznie.


- Mózg ma rezerwy tlenowej na około cztery minuty. Jeżeli nie zaczniemy bardzo szybko uciskać tej osoby, to mózg powoli zaczyna nam umierać. Osoba jest niedotleniona. Skutki mogą być różne – mówi Katarzyna Madej, instruktorka pierwszej pomocy


Za nieudzielenie pomocy grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności, numer alarmowy 999 skraca czas i dyspozytor służy wskazówkami.


Po tragicznym wypadku, w Elblągu wprowadzono wytyczne dotyczące krojenia owoców i podawania innych posiłków, zakupiono też przedszkolom i żłobkom urządzenia do udrażniania dróg oddechowych.


Rehabilitacja


Mikołaj ma starszego brata. Pani Michalina wychowuje ich sama. Pomaga babcia, która zajmuje się starszym wnukiem, w czasie gdy jej córka jeździ z Mikołajem na codzienne rehabilitacje i kilkunastodniowe turnusy opłacane ze zbiórek.


- U Mikołaja bardzo szybko nastąpiła poprawa. Był bardzo pospinany, teraz może już wyprostować rączki. Mikołaj przestał się ślinić. Jego spojrzenie jest dużo bardziej trzeźwe. Jest z nim lepsza komunikacja – mówi Elżbieta Cieplińska z Instytutu Neurorozwoju i Sportu.


- Turnusy to są kwoty rzędu 17 tys. zł. Wiem, że to są pieniądze, którymi normalny człowiek nie operuje. Całą rehabilitację musimy jednak opłacać i póki możemy, to robimy to, ale zawsze jest czarny scenariusz, co się stanie jak się pieniądze skończą – mówi pani Michalina.


Rehabilitacja – to jedyna nadzieja na przywrócenie sprawności pięcioletniemu Mikołajowi. Od wypadku minęły prawie dwa lata i tylko dzięki pomocy ludzi o dobrym sercu mamie udaje się zapewnić leczenie chłopcu.


Chcesz pomóc? Informacje znajdziesz TUTAJ >>>